423. KSIĄŻKA, KTÓREJ BYĆ NIE POWINNO
MICHAEL ROCHER
„WĘDROWNE PTAKI”
(TŁ. KRYSTYNA
BRATKOWSKA)
PRÓSZYŃSKI I S-KA,
WARSZAWA 2017
ILUSTROWAŁ AUTOR
Jest połowa
kwietnia. W lesie lądują wędrowne ptaki. Łukasz już na nie
czeka. Mówi „Witajcie”, chociaż wędrowne ptaki nie rozumieją
jego języka. To nie szkodzi – mówią do siebie, każdy po
swojemu, trochę się śmieją, bo pewnie te same wyrazy znaczą u
jednych i drugich co innego. Ale chleb jedzą wspólnie. Łukasz nie
ma dzioba – wędrownym ptakom dzioby wyrosły. To nie są części
ich prawdziwego ciała – to efekt przystosowania do wędrownego
życia. Trochę pewnie się przydają, a trochę są po to, żeby
odróżniać, żeby nikt się nie pomylił. Te ptaki są węd-rown-ne,
są tu na chwilę, w gościnie, absolutnie nie na zawsze. One nigdzie
nie mają „na zawsze” - teraz są w mieście Łukasza – uczą
się tego miejsca, by pobyć tu chwilkę. Łukasz wśród wędrownych
ptaków dostrzega Paulinkę – to dziewczynka w jego wieku, z którą
uwielbia oglądać gwiazdy. Łukasz jest otwarty – nie
przeszkadzają mu dzioby, skrzydła, pióra i szybko uczy się języka
ptaków, a to dlatego, żeby mogli wymieniać z Paulinką słowa, nie
tylko myśli. Zaprzyjaźnią się z wędrownymi ptakami, nie myśląc
o tym, że za kilka chwil będą musiały odlecieć i że znów
zostanie sam. Jesień nadchodzi i wędrowne ptaki zbierają się do
lotu „NIE WOLNO nam zostać” - słyszy Łukasz. Nie potrafi
pogodzić się ze stratą! Musi wymyślić coś, co pozwoli zatrzymać
mu nowych przyjaciół w miejscu. Tylko jak, skoro skrzydła już
łapią wiatr i pióra furkoczą niecierpliwie…?
Nie powinnam czytać
tej książki mojemu Dziecku. Nie powinnam musieć odpowiadać na
pytania. To nie powinno dotyczyć dzieci, nie powinno dotyczyć
nikogo. Nie powinniśmy musieć ubierać w symbole czegoś, co jest
nie do pojęcia – dzielenie się chlebem, doklejane dzioby, mowa
ptaków, której nikt nie rozumie, lato, które się kończy… To
piękna historia, ale nie powinnam musieć mieć jej na półce z
książkami. Michael Rocher nie powinien się silić na
przedstawianie dzieciom problemu uchodźców w formie baśni. Owszem,
zrobił to po mistrzowsku, owszem, zaczarował mnie tą historią,
owszem, jeśli już trzeba mówić z Dziećmi o uchodźcach,
problemie braku domu, swojego miejsca, problemie bycia wszędzie
obcym i niezrozumianym – to tylko tak…
Ale tej książki w
ogóle nie powinno być! Nie powinnam teraz nad nią siedzieć,
kartkować jej, rozdarta między zachwytem nad ilustracjami,
subtelnością wzruszającej historii, doborem słów, a
przerażeniem, że to czyjaś opowieść, że pod przebraniami ptaków
kryje się ktoś prawdziwy, że musi uciekać, że wciąż leci, że
nieustannie poszukuje ciepłych krajów i nigdy nie wraca w to samo
miejsce… I tak, jestem podwójna, trzymając w ręku tę książkę,
bo jest piękna, ale oddałabym te przecudne obrazy, tę niesamowitą
mądrość małego chłopca z książki, to szczęśliwe przecież
zakończenie, w zamian za to, by „Wędrowne ptaki” nigdy nie
musiały powstawać. Zaklinam cię - znikaj książko!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...