422. NA SZÓSTE PIĘTRO, PROSZĘ!
ANDREA
DE LA BARRE DE NANTEUIL
„HISTORIA
MADEMOISELLE OISEAU”
(TŁ.
MARIA JASZCZUROWSKA)
WYDAWNICTWO
LITERACKIE, KRAKÓW 2017
ILUSTROWAŁA
LOVISA BURFITT
Isabella
jest szara, nijaka, zwykła, niewidoczna, przezroczysta.
Mademoiselle
Oiseau jest kolorowa, szalona, piękna, głośna, odważna,
teatralna, rozchichotana, charyzmatyczna, tajemnicza, fascynująca,
szumna i nietuzinkowa.
Isabella
ma dziewięć lat.
Mademoiselle
Oiseau to dorosła kobieta, niektórzy nawet twierdzą, że ma ponad
sto lat.
Isabella
nosi dżinsy i szorty.
Mademoiselle
Oiseau wieczorowe suknie, tiule, woalki, boa, pióra, kapelusze, buty
na wysokich obcasach, cekiny, perły, koronki i wypchanego
gronostaja.
Isabella
mieszka z mamą.
Mademoiselle
Oiseau mieszka chyba z setką kotów, ptaków, jeleni, a jej dom
nieustannie się zmienia, dobudowuje, przekształca i przeistacza.
Nie
powinno ich łączyć absolutnie nic.
Tymczasem,
pewnego dnia, Isabella przez przypadek (czy na pewno przez
przypadek?), naciska w windzie nie ten guzik, co trzeba. Wjeżdża na
ostatnie piętro i staje przed drzwiami Mademoiselle. Jeszcze się
nie zorientowała, że to nie jej dom, jeszcze próbuje wsunąć
klucz do zamka, ale w końcu spostrzega, że to drzwi dziwnej
sąsiadki, która nigdy, przenigdy nie wychodzi z domu. Na zakupy
wysyła tylko swoją kotkę Senioritę Czaczacza. Isabella nie
zdążyła się wycofać, nie zdążyła zrobić nic, bo Mademoiselle
wciąga ją do środka.
„- Bardzo się cieszę, że przyszłaś – powiedziała Mademoiselle Oiseau, jakby znały się z Isabellą przez całe życie.” [s.26]
„- Bardzo się cieszę, że przyszłaś – powiedziała Mademoiselle Oiseau, jakby znały się z Isabellą przez całe życie.” [s.26]
I
tak to się zaczęło! Niezwykła przyjaźń dwóch istot pozornie
różnych od siebie, a w głębi duszy zupełnie takich samych –
samotnych. Zaczyna się magiczna przygoda zwana przyjaźnią –
przygoda, która zmienia człowieka, która pozwala dostrzec mu magię
w ścianach zwykłego domu, pływać w basenie, w którym nie można
się zamoczyć, pić czekoladę z pianką, a gdy jest smutno, dotknąć
guzika z panterą i przypomnieć sobie, że po drugiej stronie miasta
jest ktoś, dla kogo jesteśmy ważni!
Wydawać
by się mogło, że to Isabella czerpie z Mademoiselle, że wysysa z
niej kolory i że nie widać tego tylko dlatego, że Mademoiselle ma
ich tak dużo. Że dzięki tej niezwykłej kobiecie jej szare,
nijakie, zwykłe, niewidoczne, przezroczyste życie, staje się tym,
czym powinno być – przygodą!
To
dla mnie książka o magii, ale nie tylko o magii czarodziejskich
guzików, rozszerzających się domów i suchych basenów. To dla
mnie książka o magii przyjaźni. O tym, że z tej prawdziwej na
równi czerpią dwie osoby i że jest bez dna, bez końca, bez
pojemności. To piękne, jak Isabella czerpie od Mademoiselle siłę,
pewność siebie, jak odrzuca lęk i nijakość. To piękne, jak
Medemoiselle ożywa, jak czerpie od Isabelli swoją pewność siebie
i siłę. Wydawałoby się, że ma jej tyle, że już więcej nie
potrzebuje. Ale moim zdaniem to nieprawda… gdy zamykają się drzwi
Oiseau jest po prostu samotna. Stąd stado kotów, dobrych do
głaskania, przynoszenia zamówień z piekarni i rozweselania na
chwilę, ale żaden z nich nie jest człowiekiem, nie patrzy na
Mademoiselle tak, jak patrzy Isabella, nie jest głodny jej słów,
nie słucha opowieści, nie jest na tyle ciekawski, by każdego
kolejnego dnia wbiegać na szóste piętro i wchodzić bez pukania…
Mademaoiselle czekała na Isabelle, czekała od zawsze, to dla niej,
dla prawdziwej przyjaciółki, szykowała czarodziejski dom, strych z
dziwnymi manekinami, suknie, perfumy, buty na wysokich obcasach,
flamingi nad basenem, boa z piór i ciastka z kremem. Isabella i
Oiseau oddały sobie nawzajem to, co miały najcenniejszego i dzięki
temu obydwie stały się szczęśliwe – podarowały sobie siebie,
swój czas, swoje zaangażowanie i zainteresowanie, troskę i
tęsknotę.
Niezwykła
historia, pełna szelestu długich sukienek, szczebiotu Mademoiselle,
zapachu bagietek i smaku szampana na języku, taka, po czytaniu
której masz wrażenie, że we włosach masz brokat, a na policzkach
na pewno ze trzy lub cztery przyklejone cekiny...
Nawet,
gdybym nie dała się porwać tej historii (choć chyba to
niemożliwe), to dałabym się pokroić za ilustracje. Są
spektakularne! Rzekłabym nawet, że bez nich nie byłoby
Mademoiselle Oiseau! Ale na szczęście taka ewentualność już się
nie zdarzy! Oiseau jest i można do niej zajrzeć zawsze wtedy, gdy
przez przypadek (czy to na pewno przypadek?), naciśnie się
nieprawidłowy guzik w windzie...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...