325.CO MAM NA DNIE SKRZYNI?
MARIANNA OKLEJAK
„CUDA WIANKI.
POLSKI FOLKLOR DLA MŁODSZYCH I STARSZYCH”
EGMONT POLSKA,
WARSZAWA 2015
ILUSTROWAŁA
MARIANNA OKLEJAK
Moim marzeniem
zawsze była skrzynia. Wielka, pojemna, w której można schować
wszystkie swoje skarby. Nie piracka. Raczej taka, na której bokach i
wieku ktoś wymalował piękne kwiaty… „Taka na posag?” -
pytała zawsze Mama, a ja nie do końca wiedziałam, o czym mówi. Że
polską tradycją było przygotowywanie córki do wyjścia za mąż,
że w takiej skrzyni składało się pościele, obrusy, ubrania, że
przygotowywały je wszystkie kobiety w rodzinie, także sama
zainteresowana, że trwało to latami i było nie tylko czymś
praktycznym, ale też rodzajem sentymentalnego daru, zachowania
pamięci o korzeniach. Przecież w każdym domu wyszywało się
trochę inaczej, ciut inny kształt przyjmowała główka kwiatu,
malowana na skrzyni…
Niedawno mieliśmy
okazję być Parku Etnograficznym w Olsztynku. Serce biło mi
mocniej, gdy wchodziłam do kolejnych nisko sklepionych chat, gdy
oglądałam wysokie łóżka, z siennikami tak wypchanymi, że śpi
się pod samym sufitem, drewniane komody, kołyski, koniki na
biegunach, stoły, na których stała jedna miska i leżało kilka
łyżek, kuchnie, ze związanymi w pęczek ptasimi piórami, leżącymi
zawsze w pobliżu paleniska – to nimi rozniecało się ogień,
podtrzymywało płomień, podsycając go powietrzem, spiżarnie z
wielkimi pękami ziół, suszącymi się kwiatami w dół i skrzynie
– dokładnie takie, jak moja wymarzona… Widziałam tam samo
piękno, czułam, jak bardzo to wszystko jest moje, jak jest we mnie
wrośnięte, jak siedzi w samym środku, nie-do-wykorzenienia.
Albo gdy poszłyśmy
z Majką na koncert Daorientacji. To duet, który podróżuje po
Polsce, zbiera pieśni przodków i ocala je od zapomnienia. Na sali
dzieci w getrach, dresach, ze spinkami z bohaterami amerykańskich
bajek we włosach i wizerunkami amerykańskich bohaterów na
koszulkach. Na scenie pani w tradycyjnej koszuli i spódnicy, z
czerwonymi koralami na szyi. Nikt z widowni nie zna słów. A wszyscy
śpiewają. Od pierwszego kawałka ludzie wstają z miejsc, klaszczą,
bujają się – ta muzyka w nich żyje, bo jest ich dziedzictwem.
Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że to wszystko jest w nas!
I o tym właśnie
jest książka/album/picturebook Marianny Oklejak. O wzorach koronek.
O wzorach pisanek. O rodzajach drewnianych i ceramicznych naczyń. O
instrumentach, na których grała jakaś nasza praprababcia. O
tkaninach, o zabawkach, o potrawach, o wzorach, którymi ktoś
ozdobił skrzynię swojej córki… I o czasie, który biegnie
nieubłaganie, zmieniając świat, zmieniając człowieka. Pomiędzy
stronami toczy się historia dwojga młodych, którzy się poznają,
zakochują, biorą ślub, a później mają dziecko. Gdzieś tam jest
też śmierć, jest rozstanie. Ale są też święta – Wielkanoc,
Boże Narodzenie, kolędnicy, palmy i Nowe Latko… Marianna
przejechała Polskę, wchłonęła w siebie tradycję, przetworzyła
i podała ją w pięknej formie. W pierwszym momencie poczułam
przytłoczenie ilością szczegółów, barw, książka zilustrowana
jest brawurowo! Ale zaraz wciągnęła mnie w siebie, zaczarowała,
opowiedziała wszystko to, z czego tak naprawdę zbudowane są moje
ręce, nogi, brzuch i głowa – cały świat, który składa się na
mnie. Zdawałoby się, że to tylko przeszłość, że nikt już
teraz skrzyń dla córek nie zbija. Ale wystarczy wyściubić nos z
wielkiego miasta (w którym owszem, tradycja zanika na rzecz
kosmopolityzmu) i zobaczyć, że to wszystko wciąż żyje, że
ludzie są do tego przywiązani, dumni. Oklejak genialnie to w swojej
książce pokazała. Na weselu tańczy ubrana w tradycyjną suknię
kobieta z panem w garniturze z galerii handlowej, ktoś ma tatuaż z
tradycyjnym wzorem na ramieniu, czat w komunikatorze internetowym
pomiędzy dwojga kochankami, to słowa ludowej pieśni… To smaczki,
które mają za zadanie zwrócić uwagę na akcenty tradycyjne w
naszym otoczeniu – to naprawdę nie tylko Cepelia! Z jakichś
powodów nawet w tych wielkich miastach zakłada się zespoły ludowe
i w nowoczesnych, klimatyzowanych salach ćwiczy się kujawiaki i
oberki.
W tej książce jest
mało słów – wiadomo, ilustratorka zachwycać ma nas obrazem,
warstwą wizualną. Zmysłem wzroku odbiera świat, zachwyca się nim
oczami, więc taką drogą głównie oddaje nam swój podziw. Jeśli
tekst – to na końcu, w formie paru słów wyjaśnień, albo
podpisów pod poszczególnymi wzorami tkanin, koronek czy potraw. I
wkomponowane w obraz słowa ludowych przyśpiewek. A obraz to kolor,
faktura, zapach, dźwięki, wszystko tu jest – w wielkiej
obfitości. Dlatego niezwykła plastyczność tych obrazów,
nagromadzenie szczegółów i kolorów, może w pierwszej chwili
przerażać, ale zaraz okazuje się, że nie trzeba tej obrazkowej
treści przetwarzać, że ona jest już w środku!
Piękna, niesamowita
książka! Czuję zachwyt aż po koniuszki palców! Mam nadzieję, że
Majka kiedyś też wymarzy sobie skrzynię, że będzie widziała ją
oczyma wyobraźni, a potem doszuka się w tym marzeniu swojego
pochodzenia.
Pamiętam skrzynię z okuciami, która stała w sieni, w domu Dziadków. Na dnie leżały nakrochmalone poszwy, a w kącie stał woreczek z mąką. Przynajmniej tak mi się wydaje. I pamiętam, że bardzo chciałem tę skrzynię mieć, ale niestety przestała istnieć wraz ze starym domem, którym nikt się nie zaopiekował i który po prostu zapadł się w sobie, prawdopodobnie grzebiąc babciną skrzynię.
OdpowiedzUsuńPamiętam też łóżka ścielone słomą, pierzyny, jak piszesz, pod sufit i ciepło pieca, które docierało w każdy kąt tego jednoizbowego domku, w którym Dziadkowie wychowali czwórkę dzieci.
No i "światówy" wykonywane na potańcówkach urządzanych na zdjętych z zawiasów wrotach od stodoły. Spontaniczne, radosne, z lokalnymi muzykami, którzy znosili: ten akordeon, ten baraban.
Ech, kupię sobie chyba w końcu Cuda wianki :D