324. PO CO ON JEST?


ARNOLD LOBEL
„ŻABEK I ROPUCH. PRZYJAŹŃ”
„ŻABEK I ROPUCH. RAZEM”
„ŻABEK I ROPUCH. PRZEZ CAŁY ROK”
„ŻABEK I ROPUCH. DZIEŃ PO DNIU”
(TŁ. WOJCIECH MANN)
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2015, 2016
ILUSTROWAŁ ARNOLD LOBEL

Jeden. Zgryźliwy, złośliwy, zdołowany. I jeszcze kilka słów na zet. Żeby cieszyć się z życia, musi mieć kogoś, kto rozciągnie mu usta w uśmiechu. Burkliwy. Lękliwy. W kolorze brudnego brązu. Łatwo się poddaje. Ambicji w nim za grosz, a najbardziej na świecie lubi spać. Raczej aspołeczny. Wsobnik. Domator. Zatrzaśnięty sam w sobie na cztery spusty. Ropuch.
Ale jest ktoś, kto sprawia, że budzi się w nim coś na kształt radości i szczęścia.
Ten drugi. Zielony. Radosny. Pełen pomysłów. Z oczami, jak dwie iskierki. Ten, którego cieszy tak samo słońce, jak deszcz. A przy okazji wszystkie inne cuda świata. Optymista. Dusza towarzystwa. Potrafiący rozsupłać każdy węzeł życia. Żabek.
Nie wiem, jak to się stało, że są najlepszymi przyjaciółmi. Owszem, przeciwieństwa się przyciągają, tylko jak w ogóle się poznali? Skoro Ropuch uwielbia chować się przed życiem pod kołdrą?
Żabka i Ropucha nie sposób nie kochać! Są duetem kultowym w dalekim świecie i mają szansę być kultowi u nas (jakieś 45 lat po premierze w Stanach). Po pierwsze dlatego, że przełożył je kultowy Wojciech Mann. Pana Manna kochają miliony i ja jestem ziarnkiem piasku w tej ciżbie. Ja kocham go za humor, oczytanie, inteligencję, umiejętność prowadzenie rozmów na poziomie. A skoro takim mi on się jawi, a tę właśnie książkę wybrał sobie do tłumaczenia, to założyłam z góry, że seria będzie dobra.
Po drugie – oprawa graficzna. Jeden z tomów odbierałam osobiście po zamówieniu w jakiejś księgarni internetowej. Pani wydająca wyciągając ją z koperty celem sprawdzenia zamówienia, zafascynowana zatrzymała w połowie drogi wyciągniętą do mnie dłoń. Zaczęła gorączkowo przerzucać strony, „Przepraszam” - rzekła - „ale takie piękne ilustracje!”. Zrozumiałam, dałam popatrzeć. Staromodne, delikatne, stonowane, acz pełne wyrazu, uroku, tekst dopełniające, z humorem.
Bo właśnie po trzecie – humor! To historyjki przebiegłe, podstępne, gilgoczące znienacka w podeszwy stóp! Czasem z morałem, z puentą, a czasem tylko ze wspólnym siedzeniem przy kominku z kubkiem herbaty w dłoni (łapie?). Zawsze z uśmiechem. Niewymuszonym – wywołanym. To jak odruch bezwarunkowy – czytasz „Żabka i Ropucha” i usta się rozciągają wzdłuż z każdą kolejną literą.
W każdym tomie mam ulubioną historyjkę.
W „Razem” to ta o silnej woli. Ropuch upiekł najpyszniejsze ciasteczka, jakie kiedykolwiek jedli i nie mogą przestać się nimi opychać. Próbują na różne sposoby, ale silna wola jest słabsza od zapachu ciastek. I wciąż i wciąż jedzą to „zupełnie ostatnie ciasteczko” (och, jakież to bliskie memu sercu i podniebieniu zachowanie!). W końcu, by swej silnej woli dopomóc, zamykają ciastka w pudełku. Za mało – pudełko można przecież otworzyć! Przewiązują więc je sznurkiem. Sznurek zbyt łatwo przeciąć. To może trzeba włożyć zamknięte, obwiązane sznurkiem pudełko na szafę? Ale istnieją przecież drabiny! A niech to – tu trzeba czegoś więcej! Rozwiązanie – godne Żabka i Ropucha. Puenta tym bardziej!
W „Przez cały rok” uwielbiam „Niespodziankę”. Jest jesień. Liście zaległy na podwórku Żabka i na podwórku Ropucha. Przyjaciele postanawiają w tajemnicy posprzątać sobie nawzajem podwórka. Po całym dniu pracy, gdy idą zadowoleni do domu, wiatr rozrzuca liście z powrotem. Ale to już za ich plecami. Każdy z nich jest więc przekonany, że zrobił drugiemu niespodziankę. A liście na swoim własnym podwórku, które zastają po powrocie? „Pomyślę o tym jutro”...
W najnowszej części „Dzień po dniu” ukochałam sobie „Kapelusz” (chyba najbardziej ze wszystkich uwielbiam!). Ropuch dostaje od Żabka w prezencie urodzinowym kapelusz. Okazuje się jednak, że kapelusz jest za duży. Żabek proponuje wymianę na coś bardziej praktycznego. Ropuch jednak tak mocno przywiązał się już do prezentu, że za nic nie chce go oddać. Przez zbyt wielki prezent, poobijane kolana (czy żaby mają kolana?) i upadek do rowu z kapeluszem zsuniętym na oczy, dzień urodzin okazuje się być kiepskim dniem. Ale Żabek jak zawsze ma rozwiązanie – Ropuch musi tuż przed zaśnięciem pomyśleć o czymś wielkim – wtedy głowa urośnie mu na tyle, że kapelusz będzie akurat! Nie zdradzę nic więcej ponad to, że dzień po urodzinach, okazał się być bardzo dobrym dniem!
W „Przyjaźni” ulubionym, najbardziej wzruszającym jest „List”. O tym, jak Ropuch co dzień czeka na listonosza. I o tym, jak listonosz co dzień nic mu nie przynosi. I jeszcze o tym, że nie przyniósł nigdy w życiu. I jeszcze o tym, że Ropucha to zbyt przygnębia, że już chyba raz na zawsze przestanie czekać na listonosza i że właściwie z tego smutku, to musi położyć się do łóżka. I o Żabku, który biegnie natychmiast do domu i pisze do Ropucha list. O tym, jak się cieszy, że Ropuch jest jego przyjacielem. Ale wręcza go do dostarczenia ślimakowi, więc w końcu jest tak, że cztery dni siedzą razem na ganku, czekają na list i Żabek opowiada Ropuchowi, co w liście było. A była cała miłość i przywiązanie, jakie do siebie czują. No bo to przecież książka o przyjaźni – tej najprawdziwszej z prawdziwych! Najmocniejszej z mocnych! Najważniejszej z najważniejszych! Właściwie o jej kwintesencji, o wpływaniu na siebie, dawaniu sobie powodu do radości, życia, wstania z łóżka i wyjścia w słońce. O tęsknocie, którą się czuje, gdy przyjaciela nie ma obok, o zrywaniu kartek z kalendarza, żeby szybciej wstał po śnie zimowym i wyszedł już na spacer. O tym strachu, że można stracić przyjaciela. O lodach, niesionych kilka kilometrów, żeby ochłodzić przyjaciela w największy upał. O wspólnym świętowaniu. I o tym, że przyjaciel jest po to, żeby trzymać się za ręce, gdy się słyszy opowieści o duchach, a po plecach przebiega dreszczyk.

A Majka? Kocha równie mocno jak ja. Łykamy wszystkie żaby i ropuchy naraz, bo nie może/-my się oderwać. A pytana o ulubioną – wskazuje wszystkie po kolei.











[Żabek i Ropuch byli z nami na majówce w Łan Sztuk w Starym Kawkowie na Warmii]

Komentarze