323. CZY WOLNO MI WYLIZAĆ TALERZ Z CZEKOLADY?

ZOFIA STANECKA
„BASIA I WOLNOŚĆ”
EGMONT, WARSZAWA 2016
ILUSTROWAŁA MARIANNA OKLEJAK

[Wydanie specjalne z okazji 225 rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja]

Ja i Tata Majki zamierzamy iść do teatru. Przyjaciele obiecali, że zaopiekują się Majką. Majka uwielbia do nich chodzić i bawić się z ich dziećmi, ale nigdy jeszcze tam nie nocowała. Pytam ją, co o tym sądzi, ale nie jest przekonana. Prosi o czas do namysłu. Gdy zbliża się weekend, rozmawiamy na ten temat, Tata Majki rysuje na kartce to całe nocowanie i punkt na osi czasu, w którym po nią przyjedziemy. Dajemy słowo, że jeśli będzie tego potrzebowała, tuż po przedstawieniu po nią wrócimy. Dajemy wybór, pytamy, a ona podejmuje decyzję. To się nazywa wolność.
Idę z Majką po klatce schodowej. Na czwarte piętro długa droga, więc Majka wymyśla sposoby, żeby ją sobie umilić. Jest już późno, w oknach palą się światła. W połowie drogi Majka zaczyna śpiewać jakąś piosenkę. Głos niesie się schodami, odbija od ścian, łomocze do drzwi wszystkich sąsiadów. Uciszam ją, proszę, by śpiewała szeptem. „Ale to jest głośna piosenka, ja chcę głośno!” - oponuje. Nie ustępuję, kładę palec na ustach. Nie pozwałam nieść się szalonej pieśni ani w górę ani w bok. To też jest wolność. Paradoksalnie.
Bo każda wolność ma swoje granice. Niby niestety, niby to smutne, ale trzeba pamiętać, że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
To właśnie próbują pokazać rodzice Basi i Jankowi.
W sobotni ranek proponują wyjście na wystawę. Basia ma już inne plany, więc kategorycznie odmawia. Szkoda tylko, że jeśli ona zrezygnuje, któreś z rodziców także będzie musiało zostać. Ścierają się dwie wolności, ale trzeba znaleźć kompromis. Dyskutują, rozmawiają, przekonują, każdy ma swoje racje i swojej wolności broni – czasem zajadle i zaciekle. Ale w końcu Basia, skuszona obiadkiem na mieście, decyduje się iść z całą rodziną na tę wystawę… Po drodze bawi się świetnie, hałasując z Jankiem w autobusie, taplając się w błocie, ślizgając się na muzealnych posadzkach, robiąc bałagan w publicznej łazience… Rodzice stopują ją, w Basi rodzi się chyba trochę buntu. Może to wyglądać tak, jakby ktoś jej wolność kradł. Bo przecież ona tak świetnie się bawi! Ale wolnych ludzi też obowiązują zasady. Bo „żyjemy żyjemy wśród ludzi i dobrze jest zwracać uwagę także na ich potrzeby”.
Ciężko jest czasem znaleźć złoty środek wolności. „Dlaczego zawsze muszę robić to, co wszyscy?” - pyta Basia. A wtedy okazuje się, że te słowa nie są sprawiedliwe, że Basia ma dużo swobody, prawo wyboru, możliwość samodzielnego podejmowania decyzji, ale czasem chce ich nadużywać, przydeptując nieco wolność kogoś, kto właśnie stoi obok.

W rzeczywistość sobotniego przedpołudnia wpleciona jest rzeczywistość Polski pod zaborami. Maźnięta tylko kredką Marianny Oklejak, zarysowana konturami mapy sprzed wieków, na której Kraków leży niby w tym samym miejscu, a jednak zupełnie gdzie indziej… Ta część „Basi” to znów wstęp do rozmowy o rzeczach ważnych, o rzeczach trudnych, do rozmów o wolności nie tyko jednostki, do rozmów o poświęcaniu własnej wolności, walki o nią, do tematów niewygodnych, zawiłych i nie zawsze jednoznacznych. „Bardzo to wszystko skomplikowane” - wzdycha Basia. Na dziś, na teraz, na lat kilka, które liczy sobie Basia, takie maźnięcia wystarczą. Na Polskę niepodległą takie maźnięcia wystarczą. Na Polskę poza strefą wojen i zamachów takie maźnięcia wystarczą. I całe szczęście i wielkie dzięki za to tym sprzed lat, o których teraz czytamy w podręcznikach historii. I całe szczęście, że wolność tłumaczy się Basi i Majce na przykładzie hałasów na klatce schodowej/ w autobusie, na przykładzie nocy u koleżanki, na przykładzie ciężarówek z żelkami i na przykładzie wylizywania talerza po naleśnikach z czekoladą w miejscu publicznym!





Komentarze