154. OSZCZĘDZANIE
KATARZYNA MINASOWICZ
„ZIMA, KTÓREJ NIE BYŁO”
WILGA, GRUPA WYDAWNICZA FOKSAL,
WARSZAWA 2014
ILUSTROWAŁA KATARZYNA MINASOWICZ
Odkopujemy się ze śniegu. Zmarznięte
stopy rozcieramy i zdejmujemy po jednej warstwie ubrań. Z -15
zostało -3. Nie chcemy więcej, bo tyle minusów jest do pokonania
termoforem i gorącą herbatą z sokiem malinowym. I stosem książek.
I niewychodzeniem z domu. Zima zawitała.
A u Małej nie ma zimy. A Mała na nią
czeka. Bo chce wiedzieć, jak to jest. Bo chce poczuć zimno
wspinające się po kręgosłupie. I to szczypanie w nos i uszy, o
którym do tej pory tylko słyszała. Słyszała jeszcze wiele innych
rzeczy – o gryzących rajstopach, o tym, że nie można jeździć
zimą na deskorolce i o odśnieżaniu – codziennie. Wszyscy drżą
przed zimą, schowaliby się w jakiejś dziurze, w której zima ich
nie dopadnie, przespaliby białe miesiące, zatrwożeni jej
majestatem i lodowatymi palcami, którymi chwyta każdego bez
wyjątku. A Mała jest ciekawa. I nie może się doczekać. I jako
jedyna wypatruje, wyczekuje, w oknie wystaje i zimę zaprasza. Bo
jest dzieckiem ciekawskim. I jeszcze dlatego, że tata w wielkim
pudle z napisem ZIMOWE przyniósł piękne czerwone śniegowce. A
zimy nie ma i nie ma jak wypróbować śniegowców w śniegu. I w
lodzie. I w zamieci. I w zamarzniętych kałużach. Trzeba więc
sobie zimę stworzyć. Porzucać się śnieżkami ze zgniecionego
papieru i utonąć w zadymce ze styropianowych kulek. Koniecznie w
czerwonych śniegowcach, bo są najpiękniejsze na świecie! A potem
w okno puka prawdziwa zima – ta z uszczypliwym charakterem i
chłodnymi dłońmi. Ta, której nikt a nikt nie lubi...
To historia o tym, że lepiej być
dzieckiem, nawet, gdy ma się zbyt wiele na to lat, że lepiej po
dziecięcemu patrzeć a świat, znaleźć w sobie radość i zachwyt,
że zimową porą najlepiej wskoczyć w śniegowce – koniecznie
czerwone – i pójść na sanki. Albo urządzić bitwę na śnieżki.
To książka która oszczędza –
oszczędza długich, wybujałych zdań, zakończonych zakrętasami i
zawijasami, oszczędza zdań ciągnących się jak zimowy szalik, tak
długich, że nie wiadomo gdzie się kończą i co było na ich
początku. Oszczędza ilustracji przeładowanych szczegółami i
kolorami. To książka – odpoczynek, bo siedzi się przy niej,
patrzy na białe strony i można zobaczyć tę twarz zimy, która
skrzy się uśmiechem. Jest subtelna – humorem, który goni za
rajstopami, podgryzającymi w stopy; ilustracjami, na których Mała
obserwuje świat – trochę z boku, z namysłem, ale i zachłannością
dziecka, z tym wielkim pragnieniem, żeby zrozumieć wszystko, co
pojęte i co do pojęcia się nie nadaje i tekstem, którego jest w
sam raz na zimowe wieczorne czytanie. W sam raz na to, żeby zima
dała się oswoić i zwinąć na kolanach jak biały kot.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...