148.WIECZORYNKI WCZESNYM RANKIEM
ANNA
ONICHIMOWSKA
„WIECZORYNKI”
CZYTA
JANUSZ ZADURA
BIBLIOTEKA
AKUSTYCZNA, WARSZAWA 2013
Jest
taka jedna rzecz, która nadchodzi codziennie – nieważne, czy był
deszcz, czy słońce, nieważne, czy się uśmiechałeś, czy tylko
łzy, nieważne, czy wakacje, czy akurat same egzaminy i zaliczenia,
nieważne, czy tu czy tam. NOC. A przed tą nocą, przed oczyma
zamkniętymi, przed kołdrą, nakrywającą nas po uszy, jest
wieczór. Wieczór jest po to, żeby oswajać się z nocą, patrzeć
na powoli zapadający zmierzch, popijać ostatnią tego dnia herbatę,
wyciszać się, wieczornieć...
I
tu wkracza Onichimowska.
Proponuje
dzieciom na ten czas przygody trzech zwierzątek – kota Miśka,
żółwia Antosia i wielką kaczkę. Kolejność jest nieprzypadkowa,
bo wszystko zaczyna się od guzika, który „urwał się dziś po
południu”. Wcześniej należał do kominiarza, więc jest poniekąd
guzikiem szczęśliwym. Kot Misiek poznaje go na dachu i z dachu
sobie obserwują świat. I gdy guzik zdradza Miśkowi, że może
spełniać życzenia, to Misiek się cieszy ogromnie, bo właśnie ma
jedno życzenie – poznać pewną kotkę, która przyśniła mu się
nie dalej niż jedną drzemkę temu. Musi więc jechać do
Pernambuko, bo okazuje się, że ruda kotka najprawdopodobniej
właśnie tam przebywa. Potem jest żółw Antoś i jego żona
Amelka, która ma fantastyczny pomysł – muszą razem zamieszkać!
Są małżeństwem, a mieszkają osobno, każdy w swoim domku – do
czego to podobne?! Zaczynają się więc poszukiwania idealnego
lokum. A jednocześnie droga na ślub Miśka i Rejki – niby
bliziutko i niby po sąsiedzku, ale droga ta długa i nie usłana
różami. Na szczęście na końcu otworzą się jakieś drzwi. A po
drodze poznamy też dziwną kaczkę, która wystąpi w ostatniej
wieczorynce oraz domek na jednej nodze, który zakochał się w
bocianie Kaziku, który ma problemy z pamięcią, a do tego problemy
z własną tożsamością. Czy naprawdę jest bocianem? Był bowiem
przekonany, że akurat kaczką...
Czego
tu nie ma! Jakieś czarownice, które kiedyś były królowymi
piękności, statki, podróże na drugi koniec świata, zapomnienia i
pamiętania, śluby i ucieczki, kolorowe czarodziejskie cukierki i
miłość, która tak naprawdę jest sprawczynią wszystkiego – bo
gdyby Misiek nie zakochał się w kotce ze snu, to nie byłoby pewnie
Antosia i nie byłoby kaczki i wszystkich innych zwierząt i ludzi,
których spotykamy po drodze. Dzieje się szybko, dużo i mocno.
Dlatego czytam z wielkim znakiem zapytania na końcu „Wieczorynki”?
Jak bardzo nie pasują mi pazurki kota Miśka do zasypiania, jak
bardzo buja na statku, którym podąża do Pernambuko... Jak szybkie
są pościgi – dom czarownicy goniący bociana! - jak wiele zdarzeń
i zwrotów akcji! Aż tchu brakuje i oczy stają się większe, coraz
większe i wcale do snu nie opadają powieki.
Zadura
czyta świetnie – moduluje głos, zmienia intonację, grzmi i
furczy, pieje i nawołuje. To dodatkowy plus dla „Wieczorynek” i
dodatkowy argument, że płyta w odtwarzaczu tuż przed zaśnięciem
to nie jest dobry pomysł – skrzeczący głos czarownicy mógłby
rozbudzić tulącego się do poduszki kandydata do snu.
Żądam
więc „Wieczorynek” na dzień dobry! Zamiast kawy – wystarczą!
hej, hej, wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Dużo mam do nadrobienia :( niestety ostatnio nie daję rady z blogowaniem. Codzienność mnie lekko przytłacza... podziwiam Cię, że u Ciebie tyle nowości :) będę sukcesywnie czytać ;)
OdpowiedzUsuńTobie też samych dobrych, lepszych, najlepszych chwil!
UsuńA u mnie teraz przerwa, bo miałam detoks komputerowy :-) Ale wracam, bo tyle do pokazania!!!!!