151. SKĄD SIĘ BIORĄ POMYSŁY?
JERZY OSTROWSKI
„HISTORIE PRZEDHISTORYCZNE”
ZYSK I S-KA, POZNAŃ 2013
ILUSTROWAŁA ALEKSANDRA
MICHALSKA-SZWAGIERCZAK NA PODSTAWIE ILUSTRACJI, KTÓE WYKONALI IGR +
PARECKI
Pomysł jest
bestyjką sprytną. Ma szybkie nóżki i lubi bardzo uciekać, gdy
tylko się pojawi. I trzeba go szybko łapać, za te nóżki chwytać
i przywłaszczać. A z pomysłów rodzą się wynalazki.
I jeszcze z tego,
że ktoś lubi leniuchować, nie lubi się męczyć i woli śpiewać,
w miejsce sapania. A takim kimś jest na przykład Mhum- wielki leń,
który z lenistwa wymyślił windę.
Wynalazki biorą
się też stąd, że ktoś myśli nad tym, co by było, gdyby nie
było tak, jak jest. Na przykład taki Cocopoco, który pytaniem o
alternatywy dla świata zamęcza całą rodzinę, a który tymi
pytaniami stwarza w końcu żangadę, żeby wypływać w morze i
łowić ryby.
Wynalazki mogą
się też brać z żony. Na przykład takiej, co to zawsze kręci
noskiem i chce więcej i więcej. Na przykład „zamiast wycia
wiatru – papugę, kanarka i radio”. Ale jej mężem musi być
człowiek, który się zapiera i postanawia polegać tylko na samym
sobie, zamiast na bożkach, które nie dają mu nic.
Wynalazek może
się też wziąć z zazdrości – wtedy, gdy Tapoja coś wymyśla, a
Tapojk jest zazdrosny, że nie tylko on potrafi ruszyć rozumem.
Albo z tego, że
Fitumitu patrzy – to znaczy widzi to, co właśnie jest w danej
chwili potrzebne i potrafi dostrzegać. Albo z tego, że Hipik chce
poprawić swoją jakoś życia i wymyśla coraz to nowe narzędzia,
które usprawniają jego życie. I jeszcze z determinacji, bo jeśli
coś się nie udaje, to zawsze trzeba spróbować kolejny raz – a
jeśli nie wyjdzie siekiera, to wyjdzie łuk – i też jest dobrze.
Ważne, żeby chcieć doskonalić świat i siebie,
Albo z tego, że
się chce komuś coś podarować, na przykład zabawkę znudzonej
córce...
Wydawcy pytają
wprost na pierwszej stronie „Jak to się stało, że tak piękna i
wartościowa polska książka dla dzieci jest u nas praktycznie
nieznana?” - a ja swoje pytanie dołączam - „no jak to się
stało, jak?'.
Wszak to
fantastyczna literatura, zajmująca, świetnie napisana, co bawi
humorem gilgoczącym w stopy – każdy musi się choćby uśmiechnąć
pod wąsem!
Ja jestem kupiona
– wynajdywaniem kalendarza, żoną, co ma leniwego męża i nazywa
go „najdroższym ciemięgą”, „najmilszym ciamajdą” i
„najukochańszym ciapą”, językiem Ostrowskiego, który ani
trochę się nie zestarzał i choć o przedhistorii prawi, to słucha
się go jakby siedział obok i wymyślał bajkę na dobranoc,
Cococpocem, który jako jedyny syn w rodzinie jest nieznośny, w
przeciwieństwie do jedenastu znośnych braci – a wszyscy mieszkają
w Pernambuko i opisem jednego z rysunków - „widzicie tu
Przemysława z zębatym kółkiem, Tralalę z wiatraczkiem i
prawdziwy wiatrak na górze. Miał być jeszcze na obrazku krzak
jałowca, ale malarzowi nie chciało się narysować. Powiedział mi,
że według jego zdania jałowiec rośnie z drugiej strony górki i
dlatego go nie widać.” [s.155]
Kupionam – tylko
czy pieniądze już wynalezione?
Pisałam u siebie o radości z ubiegłorocznych wydań Ossendowskiego dla dzieci, ale podoba mi się po prostu polityka wydawnictwa: porządnie zrobione książki ze świetnymi tekstami, za bardzo niską cenę (dotyczy to oczywiście tylko dziecięcych ;) ). Co prawda na dobre teksty współczesne trudno u nich liczyć, ale klasykę wydają sympatycznie. Czasem ilustracje nie błyszczą, jak powinny, ale to im zawdzięczam jedno z ulubionych wydań Tuwima z ilustracjami Maśluszczaka...
OdpowiedzUsuńA dzięki Tobie sięgnę po to prehistoryczne cóś ;)
Masz rację - jestem zachwycona polityką cenową, jeśli chodzi o książki dla dzieci - świetne tytuły, dobrzy ilustratorzy i cena na tak zwaną każdą kieszeń. O to chyba w książkach chodzi - o dostępność mądrych tytułów, o strzechy, pod które niesie się kaganek itp., itd.
UsuńA ciekawa jestem Twojego/Waszego odbioru historycznego cósia ;-)