59.PAPIEROWY SAMOLOT

MAŁGORZATA CIEŚLAK
„GRY I ZABAWY DLA DZIECI. OD 1 MIESIĄCA ŻYCIA”
WYDAWNICTWO NASZA KSIĘGARNIA, WARSZAWA 2013

[Dorobek, doświadczenie, dobre książki – Nasza Księgarnia]

Z moją koleżanką od spacerów rozmawiałyśmy ostatnio o zabawkach – pytała mnie, czym najbardziej lubi bawić się Majka. Zinwentaryzowałam w myślach jej kosz z zabawkami i doszłam do wniosku, że tak naprawdę jej ulubione zabawki (oprócz książek) to kawałek zwykłego materiału, sznurówka, wyciągnięta kiedyś ukradkiem z bluzy taty, dwie grzechotki zrobione z pojemnika na mocz (sic!) oraz kukurydzy i fasoli i orkiestra z rondla i dwóch łopatek drewnianych. „Po co więcej? Skoro każda zabawka jest na chwilę? Majka jest tak ciekawa świata, że musiałabym wydawać fortunę na coraz to nowe gadżety, na które rzuci okiem, pobawi się nimi i biegnie dalej” - przekonywałam. Nie wiem, czy przekonałam. Wiem, że drogie zabawki Majka porzuca bezlitośnie, że podarowanej przez kogoś grająco-śpiewająo-gadającej różowej Myszki Miki się boi, a grzechotki samoróbki królują już kilka tygodni.
Jakiś czas temu zobaczyłam w którymś ze sklepów internetowych zabawkę dla dzieci – rodzaj wieży – kolorową, przyciągającą spojrzenie i kosztującą około 90 zł. Ato było kilka plastikowych elementów. Pomyślałam, że wystarczy kubek po jogurcie dużym, kubek po jogurcie mniejszym i kubek po małym jogurcie, kilka naklejek, albo kolorowa taśma klejąca, wyciągnięta ze skrzynki z narzędziami mojego Męża.
Dlatego, z powodu tego jogurtu i tych pojemników, lubię takie książki, jak ta. Są proste do granic możliwości – bez zbędnego kolorowego papieru i blichtru, bogate w treść a nie w formę. Mądre tą mądrością, która bierze się wprost ze świata. Bo najwyraźniej Małgorzata Cieślak też nie wydałaby stu złotych na plastikową wieżę. Napisała tę książkę w 2007, gdy jej córcia miała dwa lata. Spotkały się ze sobą w pół drogi, bo mała chciała wciąż nowych zabaw, wciąż nowych doznań, wiąż nowej twórczej stymulacji. A sama autorka bardzo chciała spędzać z nią jak najwięcej czasu – dać jej to, co jest istotą zabawy – zainteresowanie, poświęcenie uwagi, rozwój, który w tej zabawie można znaleźć i podsycanie wyobraźni – kredkami, papierowymi wycinankami, przeobrażaniem zwykłego kartonu po butach w coś, czym dziecko zajmie się na kilkadziesiąt następnych minut.
Teraz, 5 lat później, Cieślak prowadzi bloga z propozycjami kreatywnych zabaw dla dzieci i nieustanne nim zainteresowanie, skłoniło ją do uaktualnienia „Gier i zabaw dla dzieci”. Dała nam doskonały podręcznik, obwarowała się ze wszystkich stron.
Wiadomo na przykład, że „w czasie deszczu dzieci się nudzą, bo to powszechnie znana rzecz”- wtedy można sięgnąć do rozdziału na temat zabaw w domu – tu polecam domowe podchody albo szereg zabaw plastycznych (mozaiki z fasoli i orzechów, przyklejane na papierowy talerzyk albo wąż z rajstopy). Gdy jedziesz nad morze – otwórz książkę na rozdziale „Zabawy nad morzem” (piaskowa zgadywanka, gdy rysujemy coś na piasku, a dziecko musi zgadnąć co przedstawia nasz rysunek), a gdy urządzasz tzw. „kinder bal” - możesz sprawić, że dzieci sąsiadów zapamiętają go na dłużej – zamiast powszechnych, sztampowych urodzin, możemy urządzić przyjęcie tematyczne – na przykład pt. „Tęczowy świat balonów”, gdzie króluje ping-pong balonami i balonowy taniec.
Autorka podzieliła gry i zabawy na szereg sposobów, tak, byśmy mogli dobrać to co w danej chwili nam odpowiada – przede wszystkim ze względu na wiek dziecka. W drugiej kolejności ze względu na miejsce, w którym się znajdujemy – inaczej dziecko bawi się przecież podczas przejażdżki samochodem, a inaczej w wannie. I wreszcie zabawy podzielone są na różne formy, zgodne z etapami rozwoju – są więc zabawy dydaktyczne, konstrukcyjne, ruchowe, manipulacyjne i tematyczne.
Taki podział daje nam do ręki wielką moc – wiemy dokładnie, co chcemy osiągnąć, a Cieślak prowadzi nas za rękę do celu. Gdzieś przeczytałam, że dla dziecka nauka jest nieustanną pracą, więc dzięki tej książce możemy sprawić, żeby była przyjemna, a poza tym efektywna.
Takie książki uświadamiają dobitnie, jak szybko rozwijają się nasze dzieci, jak biegną w tych zabawach przed siebie i jak ugniatając dłonią plastelinę, ćwiczą tę dłoń na przykład do pisania na komputerze.
Siłą rzeczy rzuciłam się najpierw na dziesiąty i jedenasty miesiąc życia dziecka – nigdy nie myślałam, że Majka już może zainteresować się samolotem składanym z papieru. Spróbowałyśmy – sama nie umiała jeszcze go puścić, ale podawała mi go ochoczo, żebym robiła to za nią. Samolotów było trzy i z jednym raczkowała po całym mieszkaniu w takim tempie, że nawet nie dałam rady zrobić im zdjęcia.
A zabawy w berka na czworakach, na szczęście dla mojego wizerunku, nikt nie zarejestrował.







[Dziękujemy NaszejKsięgarni, że powiększa Naszą biblioteczkę]

Komentarze