75.KOCHAM PANA, PANIE TULLET!
HERVE TULLET
„A GDZIE TYTUŁ?”
(TŁ. PAULINE HAMEL)
BABARYBA, WARSZAWA 2013
ILUSTROWAŁ HERVE TULLET
[Babaryba stawia na dwa
końce kija – z jednej są ukochane książki z dzieciństwa, z
drugiej premiery, które wprawiają w zdumienie]
Czytałam tę książkę
Majce, a obok siedziała Babcia i przysłuchiwała się
czarodziejskiemu tekstowi. „To niesamowite, żeby facet tak pisał
dla dzieci” - powiedziała w zadumie, zachwycie i chyba już trochę
zafascynowaniu.
Tak, zgadzam się – to
niesamowite! Jak to możliwe, że się ma taką wyobraźnię? Jak to
możliwe, że się tak można z czytelnikiem bawić? I jak to
możliwe, że to książki bez ograniczeń wiekowych – nikt nie
jest za mały i nikt nie jest zbyt dorosły na to, co kryje się
pomiędzy okładkami...!
Tym razem Tullet odrywa z
owocu tajemnicy jedną cząstkę i częstuje nią czytelnika –
zaprasza nas do siebie, do swojego warsztatu, pozwala zajrzeć na
regał, gdzie stoi zdjęcie rodzinne i sylwetka Turlututu. Pozwala
trochę poszperać po zabałaganionym biurku. I opowiada prędko
bajkę. Bo w jego drzwi zapukały postaci z historii, którą właśnie
tworzy. A za tymi stworami stoimy także my, zaglądamy ciekawie i
ładujemy się do tulletowskiego domu, żeby coś podejrzeć, żeby
pstryknąć włącznikiem światła, żeby posłuchać tej
ekspresowej bajki, żeby zobaczyć, nad czym teraz pracuje rysownik.
A on nie jest zadowolony, a on się spieszy, bo chce jak najszybciej
skończyć swoje nowe dzieło, a on grozi palcem i wyprasza całe
towarzystwo za drzwi.
A to towarzystwo jakby
niedokończone, jakby „bazgrolnięte”, jakby bliższe malowaniu
dziecka – to takie szkice, które nagle stają się pełnoprawnymi
bohaterami książki i wcale a wcale się tego nie spodziewają.”Bo,
kurtka na wacie, nikt nas nie uprzedził”.
Kolejny raz Tullet
rozciągnął nasze usta w uśmiechu – Majki, bo śmiała się do
bólu brzucha z potwora, który robi „Buu!”, nie wiedząc, że
dzieci mogą się go przestraszyć. I z „Potworzastego, co się
wypotwornił”. A ja uśmiechałam się do „auktora, trauktora,
autora!” za ten jego lekki humor, za dystans do siebie, za
przymrużanie oka.
I choć może się to
wydawać książeczką na chwilę, książeczką pomiędzy,
książeczką przed wielkim projektem, to muszę powiedzieć, że ma
ona swój urok i czar i że na pewno nie mniejszym uczuciem będę ją
darzyć – mimo że nie ma tytułu.
A teraz idę popykać w
kometkę.
KONIEC
[Dziękujemy wydawnictwu Babaryba za
możliwość powymachiwania własnym kijkiem]
Potworzaste potwory baaaardzo nas kuszą... :) a Twoja recenzja potwornie udana :) niech no ja dorwę Tulleta w swoje łapska :) :) Łap kometkę, leci!
OdpowiedzUsuń