72.MAŁA/WIELKA NAUKA
MARCIN BRYKCZYŃSKI
„SKĄD SIĘ BIORĄ
DZIECI?”
NASZA KSIĘGARNIA,
WARSZAWA 2004
ILUSTROWAŁ PAWEŁ PAWLAK
Majka jeszcze nie umie
mówić, więc jeszcze nie pyta „skąd się wzięłam?”.
Ale kiedyś przecież będę
musiała powiedzieć jej, jak to z tym jest...
Świadomie piszę „BĘDĘ
musiała”, bo w Polsce to nie jest temat łatwy, nie jest temat, po
którym się chodzi jak po trawie – swobodnie i z przyjemnością.
To trochę mozół – w dużej mierze wiąże się to ze
słownictwem, jakim dysponujemy – czy tylko mi się wydaje, że to
albo wulgaryzmy, albo anatomizmy? Poza tym seks, przyjemność z
seksu, fizjologia związana z całym układem rozrodczym, to wciąż
temat tabu, wciąż temat, który chce się pomijać w literaturze
(rozmowach) z dziećmi, wygładzać go, „okapuściać” i
„obocianiać”.
Sama nie pamiętam swojego
uświadamiania, nie wiem, kto i co mi mówił. Natomiast doskonale
pamiętam, gdy mój dwa lata młodszy brat, kilkulatkiem będąc,
wypowiadał zdanie „chłopcy mają siusiaki a dziewczynki cipki”
i mówił to bez skrępowania, głosem normalnym, pewnym siebie, do
mnie i mojej kuzynki. A my, siusiumajtki, czerwieniłyśmy się i
podśmiewałyśmy.
Nie chcę, żeby Majka
jąkała się i nerwowo chichotała, gdy będzie mówić, słuchać o
„tych sprawach”. Nie chcę, by ciało było dla niej czymś
kłopotliwym (w ogóle nie chcę, żeby było czymś!) i mam nadzieję
nauczyć się jej mówić o tym ciele, o jego pięknie, o płci, o
miłości fizycznej tak, żeby chciała pytać o wszystko mnie, a nie
internet.
Po „Skąd się biorą
dzieci?” Brykczyńskiego, sięgnęłam dużo za wcześnie, ale
gdzieś mignęła mi informacja, że ta książka ma zostać
zlikwidowana, unicestwiona, ma iść na przemiał. Więc czym prędzej
chwyciłam w sklepie internetowym egzemplarz dla przyszłych pokoleń.
Ten z 2004 roku (o
różnicach wydań obrazowo napisała poza rozkładem)
Dużo tej pozycji
zarzucano – z jednej strony zbyt śmiałe obrazy, z drugiej zbyt
pruderyjne.
Ja uważam, że książka
jest świetna! Wiersz Brykczyńskiego mówi wiele – nie używa może
słowa penis, nie używa słowa macica, nie ma nigdzie orgazmu, nie
pada nawet słowo seks, ale na to przyjdzie pora. Tu jest wszystko
to, czego potrzeba do tych pierwszych rozmów. Jest uczucie
(wyobrażam sobie, że od tego trzeba w takiej rozmowie wyjść, że
ważne jest podkreślenie roli miłości, bez tego nie ma udanego
„wtedy jest im najprzyjemniej”), jest zbliżenie, jest ciąża –
dziecko rośnie w brzuchu mamy i połączone jest z nią grubym
sznurem, jest droga do szpitala, poród – dziecko wychodzi
spomiędzy nóg, tak, jak być powinno, a potem jest nawet karmienie
piersią.
Cały proces dzieje się
wierszem – płynąco, śpiewająco. Delikatnie – tak w sam raz –
bo nie jest ani zbyt ostro, ani zbyt łagodnie.
Dla mnie pozycja idealna
na początek, na zarodek, na zaczątek! (trzeba szybko wykupić
pozostałe na rynku egzemplarze, żeby tej miłości nie zjadły
jakieś stalowe szczęki i nie przerobiły na papier toaletowy!)
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...