633. NIE PRZECZYTAŁAM TEJ KSIĄŻKI DO KOŃCA


JOAN AIKEN
„OGRÓD DO SKŁADANIA. OPOWIEŚCI ZEBRANE O RODZINIE ARMITAGE'ÓW”
(TŁ. EWA RAJEWSKA)
DWIE SIOSTRY, WARSZAWA 2019
ILUSTROWAŁ PETER BAILEY

Wszystko wzięło swój początek w odległych czasach dzieciństwa Pani Armitage. Gdy była mała wierzyła, że kamyki z dziurką włożone na palec, spełniają życzenia. Dużo, dużo później, gdy już poznała Pana Artmitage'a, wyszła za niego za mąż i wygrzewała się na plaży w hrabstwie Sussex podczas swojego miesiąca miodowego, właśnie na taki kamyk trafiły jej niespokojne palce. Od razu włożyła go na palec i wypowiedziała życzenie. Chwilę wcześniej rozmawiała ze swoim młodym mężem o ich przyszłości. O tym, co właściwie będą w życiu robić. Czy praca, dom, praca, gotowanie, dom, praca, gotowanie i ewentualnie dzieci, to nie będzie zbyt nudne? Nic dziwnego, że gdy biały kamyk ozdobił jej dłoń, zażyczyła sobie, by mieszkać w wiejskim domu z dużym ogrodem i przynajmniej jednym duchem. Chciałaby mieć dwoje dzieci: Marka i Harriet, których matką chrzestną byłaby wróżka. No i żeby co poniedziałek zdarzały im się interesujące i niezwykłe przygody. No ale nie w każdy poniedziałek, bo przecież to byłoby przewidywalne. Słowem... żeby nie było w ich życiu nudno.
I okazuje się, że ten „myk” z kamykiem z dziurką to nie bujda. Bo kilka lat później Państwo Armitage mieszkają w domu z ogródkiem i duchem, mają dzieci (oczywiście Marka i Harriet) i starają się nie planować niczego na poniedziałek, bo ich poniedziałki są zawsze interesujące i nieprzewidywalne. Jest wszystko dokładnie tak, jak być miało: wróżka, duchy, sąsiadki wiedźmy, jednorożce (Wilczomlecz jest niewiarygodnie szybki i mieszka w ich szklarni, a pan Meads obrabia jednorożcami swoje pole), w przedszkolu dzieci uczą się zaklęć, a ich nauczycielka cytuje „Makbeta” i bywa czasem, że rodzice w wyniku „serii niefortunnych zdarzeń” zostają zamienieni w biedronki… Tak, zupełnie nie jest nudno…
Wszystko wzięło swój początek w dzieciństwie autorki Joan Aiken. Nie dość, że miała ojca pisarza, to miała także ojczyma pisarza. Więc opowieści krążyły w jej domu (domach) w tę i z powrotem. Nasiąkła nimi, przeniknęły ją, a pierwsza historia z „universum Armitage'ów” to była parodią cyklu opowiadań o angielskiej rodzinie z klasy średniej, którą wydał jej ojczym. Opowiadanie „Ale przecież dzisiaj jest wtorek” spodobało się w BBC i tak zaczęły powstawać kolejne i kolejne. Autorka sięgała do swoich wspomnień – do szczęśliwego dzieciństwa. Zawsze była przekonana, że do „żyli długo i szczęśliwie” potrzebne są duchy, wiedźmy, wróżki, gorgony, meduzy, jednorożce i różdżki.
Muszę się przyznać do jednego – polecam tę książkę, choć nie przeczytałam jej do końca… Ale powód jest prosty: tzw. paradoks czytelniczy. Taki stan osiągasz wtedy, gdy chcesz przeczytać książkę do końca jak najszybciej, bo tak bardzo cię podoba, tak świetnie ci się ją czyta, tak dobrze jest napisana i jednocześnie nie chcesz jej kończyć, bo tak bardzo cię podoba, tak świetnie ci się ją czyta, tak dobrze jest napisana… Poza tym ze spotkaniami z rodziną Armitage'ów nie można przesadzać. To zupełnie tak, jak w tym życzeniu Pani Armitage: niech się dzieje dużo, mocno, intensywnie, kolorowo, ale tylko w poniedziałki. Żeby nie znudzić się niezwykłością. Żeby niezwykłość nie stała się codziennością. Za dużo cudów naraz sprawia, że boli głowa.
Cieszę się, że to grubaśna książka, bo starczy jej na długo. Po pochłonięciu naraz blisko 100 stron, postanowiłam czytać po jednym opowiadaniu. W poniedziałki. Cieszę się teraz na te poniedziałki, bo tęskno mi do tej szalonej rodziny, zastanawiam się, co się u nich wydarzy kolejnym razem. Podziwiam wyobraźnię autorki, podziwiam jej nonszalancki styl, doskonale pasujący do historii rodziny, która przyjmuje u siebie gości, jeżdżących na co dzień smokobusami. I czasami, tuż przed snem, szepczę tacie Majki do zasypiającego ucha słowa Pani Armitage: „Żałuj, że nie wróciłeś na podwieczorek. Dzisiejszy poniedziałek był po prostu cudowny!”




Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...