345. PEWNOŚĆ
LUKE PEARSON
„HILDA I CZARNA
BESTIA”
(TŁ. HUBERT
BRYCHCZYŃSKI)
CENTRALA – MĄDRE
KOMIKSY,
SERIA CENTRALKA
KOMIKSY DLA DZIECI MĄDRYCH RODZICÓW
Jest kilka rzeczy
pewnych na tym świecie. Są stałe, niezmienne, to opoki,
fundamenty. To na przykład lody. Zapach świeżego chleba z
chrupiącą skórką. Smak czereśni, zrywanych prosto z drzewa.
Piękno wschodu słońca (nawet, gdy jest zimno). Bujanie na huśtawce
- do samej dechy. Balony z gumy do żucia.
Hilda.
Niebieskie włosy.
Ogromne oczy. Berecik z antenką. Wyobraźnia bez granic. Oczy, które
widzą dużo więcej, niż inne. Dziwne istoty, które dziwnym trafem
kręcą się zawsze obok Hildy. To cała ona. Niezwykła.
Niekonwencjonalna. Niesamowita. A w tych wszystkich swoich „nie”
stała i niezmienna. Jak sobota zaraz po piątku. Czekam na Hildę
zawsze z drżeniem, a potem pożeram ją naraz, jeszcze gorącą, na
stojąco, w progu, w drzwiach, tuż po wyjęciu z koperty. Obojętnie,
co dzieje się dookoła. I przeważnie czytam ze trzy razy pod rząd,
coraz bardziej uspokajając się i zwracając uwagę na szczegóły.
Hilda wraz z mamą
przeprowadziły się do miasta już jeden tom temu, ale mam wrażenie,
że wciąż nie oddychają tu pełną piersią. Miasto najeżone jest
niebezpieczeństwami, których nie mają oswojonych, nie wiedzą,
gdzie stąpać, by nie nadepnąć na ogon czarnej bestii. A właśnie
taka grasuje teraz po ulicach. Rozpisują się o tym gazety, huczą
włączone nocami telewizory, strasząc dorosłych, którzy drżą o
swoje dzieci i dzieci, które zawsze wyobrażają sobie bestie
większe, niż są w rzeczywistości. Mama Hildy też się o nią boi
– wygania ją na dwór, bo pogoda piękna, a potem nagle przypomina
sobie, że słońce nie gwarantuje bezpieczeństwa. Hilda bardzo się
stara żyć w mieście tak, jak w swoich ukochanych górach. Ale „tu
nie da się nigdzie rozbić prawdziwego obozu” i trzeba uruchomić
pokłady wyobraźni z samych trzewi, by poczuć się choć trochę
jak w dziczy. Namiot z koca i latarka, nie dają jednak prawdziwej
satysfakcji. Hilda musi czuć powietrze w nozdrzach i ziemię pod
stopami – wtedy jest naprawdę szczęśliwa. Okazja zjawia się
wraz ze świstkiem papieru frunącym z podmuchem wiatru – u ich
stóp ląduje ulotka - „Pierwszy w Trolbergu obóz harcerski”.
Nie można przepuścić takiej okazji! Hilda zostaje harcerką.
Przed nią i jej
zastępem długa droga, by zdobyć odznaki, a więc najwyższe
zaszczyty. Hilda zmobilizowana jest tym bardziej – jej mama była
kiedyś harcerką z mnóstwem odznaczeń. Teraz chciałaby zobaczyć
swoją córkę, dostającą taką odznakę. I niby nie chodzi o
rywalizację, a jednak… Hilda nie chce zawieść mamy, Hilda
postanawia pomóc pewnemu zagubionemu, bezdomnemu pokątkowi –
domowemu duszkowi, Hilda chce w końcu rozwiązać zagadkę czarnej
bestii, bo na miasteczko padł blady strach, a rodzice ryglują w
domu własne dzieci, w obawie o ich bezpieczeństwo. Poza tym Hilda
postanowiła zdobyć odznakę „przyjaciel zwierząt”, a
ugłaskanie czarnej bestii, oswojenie jej, zrozumienie i uratowanie,
nadawałoby się do tego doskonale…
Jak już mówiłam,
Hilda to pewniak. To jak zawsze dwa światy, przenikające się ze
sobą – świat betonowych domów, czajników, gwiżdżących, gdy
woda się zagotuje i podłóg, po których trzeba twardo stąpać.
Ale jest też ten drugi świat, domów rozciągliwych jak guma,
czajników, kradzionych przez pokątki i podłóg, które czasami
się rozstępują. Te dwa światy stykają się ze sobą, a Hilda
żyje w obydwu naraz, nie dziwiąc się im. Albo inaczej, uważając
obydwa za swoje, dostrzegając piękno i jednego i drugiego. Co
prawda czasem trudno jest odnajdować to piękno w zwykłym, szarym
mieście, ale znacznie lepiej jest, gdy za półką z książkami
mieszka osobisty pokątek, który lubi kakao bez pianki.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...