173.W TŁUMIE NA NIEBIESKO

LUKE PEARSON
„HILDA I PTASIA PARADA”
(TŁ. HUBERT BRYCHCZYŃSKI)
CENTRALA -MĄDRE KOMIKSY, POZNAŃ 2014
WYDANE W SERII CENTRALKA - KOMIKSY DLA DZIECI I MĄDRYCH RODZICÓW

[Centrala – bo komiksy nie muszą być głupie!]

Oczy Hildy otwierają się. Za oknem widać góry. Mama już jest na nogach i od jakiegoś czasu na stole stoi pożywne śniadanie. Pożywne, bo Hilda cały czas biegnie i musi mieć na to siłę. Biegnie, by zwiedzać świat, by sprawdzać, czy przez noc coś się zmieniło, czy przybyło roślin, czy jakiś troll zamieszkał na skałach, albo tak zwyczajnie – powłóczyć się. Nie chodzi do szkoły, ale w jej chlebaku zawsze jest flet, szkicownik, jakieś kredki i koniecznie książka – albo o drewniakach albo na przykład o mchach skalnych. I kanapki z ogórkiem, bo Hildy nie będzie cały dzień. Wróci dopiero na kolację...
Rok później.
Za oknem szare, choć na kolorowo pomalowane domy, szarzy, choć kolorowo ubrani ludzie. Śniadanie Hilda je przy stole. Wolno, jak najwolniej. Nie biegnie już z kęsem kanapki w ustach. Teraz chodzi. I już nigdzie się nie spieszy, bo świat jej się zmienił – chodzi teraz do szkoły i na ulicach nie rośnie mech. A gdy chce wyjść pozwiedzać okolicę, to na czoło mamy występuje pot – boi się, że Hilda zginie pomiędzy identycznymi domami, że przepadnie w tłumie spieszących się dokądś przechodniów, że zapomni nazwy swojej ulicy... Tam w górach każdy skrawek ziemi był domem Hildy – tu wszędzie czai się strach i nieznane. Ale Hilda musi wyjść z ciepłego domu, znaleźć w mieście miejsce dla siebie. Przychodzą po nią koledzy z klasy i pokazują miasto takie, jakim go widzą – są w nim co prawda tajemnicze zakamarki, ale jest też dzwonienie do drzwi staruszek i ucieczka, jest brak szacunku dla rodziców i jest rzucanie kamieniami w ptaki. Nie widzą zaś tego wszystkiego, co widzi Hilda, mimo że patrzą na to samo – nie wiedzą, kogo przedstawia ogromny pomnik, nie zauważają, że każde drzwi są pomalowane na inny kolor i na pewno nie widzą, że kruk, którego strącili z drzewa, potrafi mówić. A Hilda słyszy jego głos. I postanawia mu pomóc. Bo kruk nie dość, że zapomniał, jak się lata, to zapomniał kim jest. Wie tylko, że ma do zrobienia coś naprawdę ważnego...
Jak zwykle najpiękniejsze jest to, że Hilda się nie dziwi. Że zauważa więcej, ale przyjmuje wszystko to, co się zdarza, jak to, co się zdarzyć po prostu musi. Przecież to oczywiste, że małe solne lwy nie robią nikomu krzywdy, a te duże są groźniejsze. I przecież to oczywiste, że kruki umieją mówić – trzeba tylko dobrze ich słuchać.
Myślę, że Pearson przyprowadził Hildę do miasta specjalnie. Chciał udowodnić, że nie powinno być miejsca na wątpliwości – wszędzie jest magia. Ktoś mógłby przecież powiedzieć, że na rozległych łąkach i w wysokich górach łatwiej o cuda i dziwy, że kominy miejskich domów odstraszają czary. Ale to nie jest prawda – trzeba tylko mieć oczy i serce otwarte. Hilda przecież wszędzie widzi niezwykłe – w odróżnieniu od swoich znajomych ze szkoły. Jest inna – w tłumie mama pyta o dziewczynkę z niebieskimi włosami – a jej inność zostaje nagrodzona radością z odkrywania świata. To nie muszą być koniecznie solne lwy albo gadające kruki, bo przecież dziura w płocie, która prowadzi na wysoki mur, na którym można usiąść i oglądać doroczną paradę, też może być tajemnicza.
W mieście wszystko jest inne, ale Hilda powoli szuka dla siebie – i swojej mamy – miejsca pomiędzy ulicami i w tłumie ludzi. Zaczepia wzrokiem o dzwonnicę, wyszukuje schowki i dziury w płotach. Wie, że może być szczęśliwa wszędzie, jeśli się postara i otworzy. Bo ludzie tak naprawdę nie potrzebują gadających kruków, by odnaleźć niezwykłość w zwyczajności – kruk jest tylko znakiem, gdyż nie do końca wierzą w swoje moce. Hilda wierzy, dlatego ma niebieskie włosy i zawsze odnajdzie się w tłumie.








A komiks do kupienia w autoryzowanym sklepie Centrali PictureBook.pl
[Dziękujemy Centrali, że uznała nas za mądrą mamę i córkę i podzieliła się swoim centrum świata]

Komentarze