172.ZADZIWIAJĄCE!
WANDA
CHOTOMSKA
„TERE-FERE”
MUZA
SA, WARSZAWA 2014
ILUSTROWAŁ
BOHDAN BUTENKO
SERIA
MUZEUM KSIĄŻKI DZIECIĘCEJ POLECA
[MUZA
SA otwiera
ramiona i chce zagarniać Dzieci, czytając im dobre książki]
Kiedyś tam był
sobie rok 1958. To, że był bardzo dawno temu widać po tym, iż nie
zaczynał się od dwójki, tylko od jedynki. I w tym roku Wanda
Chotomska wydała swój debiutancki tomik „Tere fere”. Dla Małego
Człowieka, który jest adresatem tego tomiku, to, że powstał w
ubiegłym wieku nie ma pewnie znaczenia. Może o tyle, że zacznie
się zastanawiać, jak można na jednorazowej chusteczce higienicznej
zawiązać pięć supełków, tak jak panna Sabina, co o wszystkim
zapomina (albo czemu nie można zapisać sobie w ajfonie?), albo co
to jest „facjatka” lub też jak smakuje certa (certa? certa??? to
jest taka ryba???). No a kto to jest zdun? Ale wszystko da się
wyjaśnić!
Są takie tomiki,
takie wiersze, które się nie starzeją. I nawet za kolejne 58 lat
będą o tym samym i tak samo świetnie będzie się je czytało.
Nie po częstochowsku, choć rymów tam w bród. I z dużym sensem,
bo choć Chotomska gada wierszem nieustannie, to jeszcze przy tym
myśli...
Uwielbiam taką
panią Wandę – taką, która bawi się ze słowem, która rzuca mu
patyki i patyczki, a ono aportuje – niezawodnie, zawsze w zębach
przynosząc trochę śmiechu, szczyptę uszczypliwości i deczko
ironii.
Gdy rzuca w
powietrze gąskę i kurkę – to nagle z ptaków robią się grzyby;
gdy rzuca w powietrze nocnego stróża, to spada księżyc, a łyżkę
do zupy przemienia w tę do butów – to jest moc poezji w czystej
postaci! I nawet o oście, co się zasiał wśród sałaty nie pisze
zwyczajnie, ale nadaje mu postać dzikiego lokatora w Sałatowicach.
I już w tym
pierwszym tomiku jest dziecięcą ambasadorką – bo Julek, który
nie mówił „r” i którego wszyscy mocno strofowali zamienia się
w Jurka – a dlaczego?, bo dorośli nie pozwolili mu być sobą! A
dom z klocków, który wybudował pewien chłopiec w Otwocku, nie ma
drzwi i stoi na dachu. A chłopakowi z Opacza pozwala być chłopakiem
na opak, bo takie już dziecięce prawo, że mogą mówić „lato”
na zimę i chodzić w tej zimie w kąpielówkach.
A wiersz ostatni,
ten o „Szczupaku” to dla mnie zaproszenie - „Dalej same mówcie
dzieci” to jest o tym, że każde dziecko ma w sobie swoją własną
poezję i że trzeba tylko pozwolić im mówić, a powstają
najpiękniejsze wiersze.
No i Butenko...
Mistrz, co z Mistrzynią pod rękę się po tej książce
przechadza... Czy słów trzeba? Chyba nie ma takich, co opiszą te
obrazy. Że prześmiewcze, że humorzaste, że kolaże, że nawet
teraz, w wieku XXI w pewnym sensie innowacyjne? Mało – trzeba
patrzeć...
Od czasu, gdy
„Tere fere” wydrukowało się po raz pierwszy, upłynęło wiele
atramentu, tego w piórze, długopisie, w maszynie do pisania, gdzie
atrament jest nawinięty na rolkę, a teraz pewnie w komputerze,
który drukuje zapisane na monitorze strony na bardzo realnych
kartkach. Przez głowę Chotomskiej przebiegło pewnie tyle słów,
że nie ma takiej liczby, choć ponoć istnieje nieskończoność. A
ja stoję oniemiała i zadziwiona. Nad trwałością wiersza, jeśli
jest dobry, nad niezniszczalnością poezji, jeśli pisana jest przez
poetę z powołaniem, nad tym, jak Książka Senior tak wspaniale
może dogadywać się z Małym Człowiekiem.
[Dziękujemy
wydawnictwu MUZA
SA,
że zaprosiło nas do gry i rozdaje instrumenty]
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...