344. SZARA EMINENCJA
MALINA PRZEŚLUGA
„BAJKA O
ROZCZAROWANYM RUMAKU ROMUALDZIE”
TASHKA, WARSZAWA
2016
ILUSTROWAŁA JAGA
SŁOWIŃSKA i MOSS PAPERS
Możemy udawać,
możemy się wypierać, możemy wargi wydymać w lekceważącym
„pffff”, ale każdy z nas ma w sobie potrzebę, by go podziwiano.
To nie pycha, to nie egocentryzm, to fakt, że jesteśmy zwierzętami
stadnymi. To, że ktoś nas podziwia, znaczy, że nas lubi, docenia,
a to z kolei prowadzi do akceptacji w stadzie, do znalezienia tam
swojego miejsca, do bycia częścią jakiejś całości. Przyznam, że
to jeden z największym moich lęków, jako rodzica – czy Majka
będzie przynależeć… Nie będę się zagłębiać w
psychologiczne tych lęków aspekty, choć nie byłoby trudno
odnaleźć ich przyczynę. Fakt jest taki – każdy człowiek lubi
być głaskany.
A co z takimi,
których się pomija?
Bo zawsze to
królewicz ratuje królewnę z wysokiej wieży, spomiędzy zębów
smoka, z rąk złoczyńcy. To on zostaje obsypany kwiatami, złotem i
pocałunkami przyszłej żony. Królewna się cieszy, bo uniknęła
pewnej śmierci i będzie miała przystojnego męża. Rodzice panny
młodej się cieszą, bo nie zostanie starą panną, a do tego trafił
im się fajny zięć. Rodzice pana młodego pławią się w
gratulacjach na temat „jakiego dobrego, mądrego, szlachetnego,
odważnego mężczyznę państwo wychowali!”. Poddani szaleją, bo
będzie wesele, a więc uczta.
A co z koniem? Co z
rumakiem, na grzbiecie którego królewicz przejechał sto mil,
dotarł do smoczej pieczary, na grzbiecie którego stoczył tę
ciężką walkę? Konia ktoś odprowadził do stajni. Ewentualnie
napoił i nakarmił, może otarł mu boki, może nawet wyszczotkował,
czy co się tam z końskimi bokami robi zazwyczaj po trudach walki.
Ale nie będzie go na żadnym weselnym zdjęciu, nikt nie podsunie mu
kawałka weselnego tortu i na pewno, na pewno nie dostanie słodkiego
pocałunku dziękczynnego od królewny. I jak tu żyć, proszę
państwa, jak żyć? Jak być dalej mądrym, cieszącym się życiem,
akceptującym siebie, w pełni wartościowym i zadowolonym z siebie
koniem? Gdy odwala się taki kawał dobrej roboty, a nikt cię nie
docenia i ignoruje twoją rolę, twoją osobę, twoje istnienie?
Rumak Romuald jest
właśnie z tych trochę rozczarowanych życiem. Bo w swym życiu
„odbył już sto wypraw, wożąc stu różnych bohaterów z bajek
(a musisz wiedzieć, że niektórzy są grubi i ciężcy), uratował
dziewięćdziesiąt dziewięć królewien (bo jedna zakochała się w
smoku i nie dała się uratować), a nikt nigdy o nim nie pamiętał.
Dlatego, choć żyje w świecie czarów, jest bardzo rozczarowany!”
[s.09]
Ale tym razem ta
bajka jest właśnie o nim, a los podsuwa mu pod nos/pysk możliwość
zabłyśnięcia, zdobycia sławy, bogactw i dozgonnej wdzięczności
królewny. Bo oto z jakiejś dalekiej dali ktoś – na pewno, och na
pewno królewna w opałach! – woła „Ratunku!”. Woła i woła,
powtarza i powtarza. A nie zjawia się żaden królewicz, żeby
wskoczyć na grzbiet Romualda i ją ratować. Nie ma nikogo, kto by
Romualdem pokierował i ruszył na pomoc „ratunkukrzyczącej”.
Więc co? To jest twoja chwila prawdy, Romualdzie! Twoje pięć
minut! Twoja szansa!
Oczywiście
zakończenia nie zdradzę, bo zakończenia w bajkach są najlepsze.
Oczywiście można też się domyślić, że będzie dobre, bo
konwencja bajki zakłada, że dobro wygrywa ze złem. Ale Malina
Prześluga jest autorką dość przewrotną, więc z nią niczego i
nigdy nie można być pewnym. Więc drżenie oczekiwania na finał
tym większe, więc niepewność dodaje smaczku tej historii.
To dla mnie
mistrzowsko napisana historia o akceptacji siebie, o tym, że aby
najbardziej szara z szarych eminencji uwierzyła w siebie, wystarczy
błysk, iskra. Żeby być superbohaterem, wystarczy tylko mieć
możliwość. To też trochę bajka o sprawdzaniu siebie samego, o
tym, że w sytuacjach ekstremalnych każdy może walczyć ze smokiem.
Bo jeśli stoisz z nim oko w oko i od Ciebie zależy los świata
(albo pięknej królewny) to nie masz wyboru – musisz stać się
wielki! Nie ma tu mowy o żadnym wycofywaniu się, ani tym bardziej o
rozczarowaniu. Aha, to jeszcze trochę o zadowoleniu z siebie, o
satysfakcji, o pokonywaniu barier (i barierek).
Taka sobie zwykła
bajka, a taka głęboka. Można ją czytać powierzchownie, śmiać
się do rozpuku, bo Romuald jest cudnym, pociesznym i nad wyraz
sympatycznym bohaterem (takowoż królewna w opałach), ale Prześluga
zazwyczaj pod tymi śmiechami i chichami coś niesie, jakąś myśl
mądrą i ponadczasową, więc można też czytać w zamyśleniu.
No i koniecznie,
nieodmiennie i w obydwu przypadkach w ogromnym podziwie. Bo jeśli
chodzi o ilustracje, ta bajka jest śliczna! Odpowiedzialna jest za
to Jaga Słowińska i Moss Papers*, graficznie rozłożyli tekst na
kartce dość niekonwencjonalnie i zaskakująco. Ja wiem, że to
może być nieco trudne dla początkujących czytelników, ale ja,
która kilka książek w życiu już przeczytałam, trwam w niemym
nad słowem zachwycie.
Romuald nie tylko
uratował królewnę (powiedziałam to, zdradziłam sekret, ale chyba
jednak tego to się akurat wszyscy spodziewali), ale też przy okazji
zrobił coś jeszcze, z czego chyba byłby w skrytości swego
skromnego ducha nieskromnie dumny. Na swoim romualdowym grzbiecie,
pędzącym na ratunek „ratunkukrzyczącej” uniósł moje
skradzione serce. A do pary, gdzieś tam za ogon, trzyma się serce
Majki…
*pamiętacie Łakomą pandę? To też ich sprawka!
Po takiej recenzji natychmiast poleciałabym do biblioteki, ale zamknięta... Zapisuję więc na listę książek do wypożyczenia wkrótce :-)
OdpowiedzUsuńDzięki :-)
Wypożyczyłam.
UsuńPrzeczytałam.
Jestem zachwycona :-)
https://bajdocja.blogspot.com/2019/11/bajka-o-rozczarowanym-rumaku-romualdzie.html