319. SŁOWO ZAKRYTE OBRAZEM
FIEP WESTENDORP
„W DOMU, W DZICZY,
NA ULICY. ROZBRYKANY SŁOWNIK OBRAZKOWY”
(TŁ. JADWIGA
JĘDRYAS)
ILUSTROWAŁA FIEP
WESTENDORP
DWIE SIOSTRY,
WARSZAWA 2016
Od kliku dni głowię
się, jak napisać o tej książce…
Zaczynam od Fiep
Westendorp, bo przecież ona jest na samym początku, skoro jest
autorką i ilustratorką tego słownika. Od tego, że naprawdę
nazywała się Sophia Maria, ale wszyscy mówili do niej Fiep i tak
już zostało. I jeszcze od tego, że ilustratorką chciała zostać
od dziecka i jej się udało. I to udało z przytupem, bo w Holandii
jest ikoną, a Julek i Julka mają nawet swój pomnik (nie mówiąc o
piórnikach, plecakach, talerzykach, kubkach i długopisach…). No i
o tym, że co roku przyznaje się tam nagrodę Złotego i Srebrnego
Pędzla za najlepsze ilustracje, a w 1997 kapituła utworzyła
kategorię specjalnie dla Fiep – Pędzel za całokształt
twórczości.
Albo może zacząć
od dziecięcego postrzegania świata? Od wyławiana szczegółów, od
zgiełku miasta, od szaleństwa natury. Od tych wszystkich kamieni,
źdźbeł trawy, gołębi, monet, które kryją się w szparze między
płytami chodnika, od obłoku podobnego do bohatera ulubionej książki
i od sęku w drewnie ławki, który do złudzenia przypomina uśmiech.
Od tych wszystkich rzeczy, których ja bym nie zauważyła, a moja
córka zauważa i sprawia, że przystajemy i oglądamy ślimaka,
patyk, ziarnko piasku, ludzika na sygnalizacji świetlnej… Więcej,
zaczynam sama bawić się w obserwację świata, wyłuskuję koparki,
kolorowy balon, który uciekł komuś i teraz wędruje nad dachami,
pączek rozwijającego się kwiatka, dziewczynkę w śmiesznej
czapce. Gdy idziemy razem, pokazuję jej to wszystko od razu, jeśli
nie, chowam w pamięci i opowiadam po powrocie do domu. Cieszymy się
rejestracją świata na wewnętrznych kliszach zdjęciowych,
wyławiamy szczegóły. Taka jest ta książka – jeśli ogródek
kawiarniany, to z saturatorem do wody sodowej na stole, jeśli
helikopter, to z tygrysami na pokładzie, jeśli waza na zupę, to z
kotem, który się w niej schował… No i wszędzie, na każdej
stronie jest Patyk i Kruczek. Jeśli ktoś nie wie, to pies i kot z
„Julka i Julki” - jednej z naszych ulubionych serii, zaczytanych
do nieprzytomności, do kartek wyleciałości, okładek obdartości.
Po kocie i psie Majka rozpoznała kreskę Fiep.
A właśnie, a może
zacząć od obrazków? Od ulubionego Majki, tego, na którym kucharz
coś przypalił, kot miauczy wniebogłosy, przewróciło się krzesło
i wywrócił koszyk z owocami? Od tego, który tak ją
rozśmiesza?Albo od mojego ulubionego, z piknikiem w ogrodzie, z
namiotem z koca, z indiańskim pióropuszem, piciem ze słomką i
lalkami na trawie? Od tego, który przywodzi mi na myśl moje
dzieciństwo?
Uwielbiam te
obrazki, te dzieci z zadartymi nosami, tę delikatność, ale i humor
i przymrużenie oka i nawet zadziorność czasami, czasami
infantylność (słońce z uśmiechem od ucha do ucha), ich
do-dzieci-idealnie-trafialność.
Chyba tak naprawdę
chciałabym zacząć i skończyć na zachwycie. Bo przeglądam tę
książkę, kartkuję grube, mocne stronice i ja się zachwycam i
Majka też, gadamy o kapeluszu na drzewie w lesie (kto go mógł tam
zostawić?), albo o dziewczynce, która sama tak dzielnie myje plecy
i po prostu brak mi słów na obraz...
Ja sie wykończę. Dopiero co zamówiłam corce kilkanascie ksiazek, a tu znow takie cudownosci! Chyba szykuje sie kolejne zamówienie. A co do wylapywania tych szczegolikow to my tez to robimy, bo zawsze cos ciekawego i pieknego sie znajdzie 😃
OdpowiedzUsuńMania - nie można tego nie mieć, mówię Ci...
Usuń