317. NIE UMIEM PISAĆ WIERSZY
SARAH CROSSAN
„KASIEŃKA”
(TŁ. KATARZYNA
DOMAŃSKA)
DWIE SIOSTRY,
WARSZAWA 2015
OKŁADKA I PISMO
JOANNA GROCHOCKA
A chciałabym
opowiedzieć o Kasieńce…
O
dziewczynce/niedziewczynce. Bo ma już 12 lat. Niby jeszcze 12, ale
nagle trzeba wszystkie liczby liczyć podwójnie. Bo pewnego dnia
tata porzucił Kasię i jej mamę. Zabrał wszystkie walizki, które
nadawały się do użytku. A teraz one dwie i jedna nylonowa, stara
walizka, której wstydzą się obydwie, są w drodze na lotnisko.
Noga za nogą, kółko za kółkiem, zostawiają Gdańsk, unoszą się
w powietrze i podążają do Anglii. To aż dziwne, że samolot w
ogóle startuje, bo każda z nich jest tak ciężka, że to prawie
niemożliwe. Mama jest ciężka od dzikiej, szalonej chęci
dogonienia mężczyzny, który za wszelką cenę chce uciec. Zostawił
liścik - „wyjechałem do Anglii”, nie podał adresu zwrotnego,
nie chciał zostawiać śladów. Zapomniał, że na czekach, które
wysyłał do Polski, angielski deszcz może nie rozmazać stempla
pocztowego. „Coventry” - a mama pakuje wszystko do jednej
pożyczonej walizki i jedzie. Kasia jest ciężka od obaw. Bo nie
mają nic prócz tego stempla i mapy. Tysiące domów, tysiące
drzwi, w które mama planuje zapukać i tak po prostu pytać „Jesteś
tu?”. I pytać ustami Kasi, bo przecież sama nie zna angielskiego.
Kasia jest więc także ciężka od wstydu, od tego, który
nadjedzie, gdy będzie stała na obcych klatkach schodowych i po
angielsku pytała o „daddy”. Jest ciężka od tęsknoty, bo
zostawia za sobą Dom, przyjaciół, szkołę. Jest ciężka od
matczynej determinacji. Nie ma siły z nią walczyć i po prostu się
poddaje. Bo mama
„Mówi jak dowódca
Oddziału żołnierzy
-
Zapomina, że
jesteśmy tylko we dwie,
I zakłada, że dam
się zwerbować.”
Kasia nie ma
wyjścia, jest nie tylko żołnierzem, ale więźniem, ofiarą
porwania, opiekunką, pocieszycielem, bo
„Mama nadal
płacze.
Ale nie ma tu Babci,
która trzymałaby ją w ramionach.
A ja mam za krótkie
ręce.”
To książka, która
zaczyna się od toksycznej miłości. Kobieta wciąż kocha
mężczyznę, ale on jej już nie. Nie wiadomo, z jakich powodów.
Wiadomo, że kiedyś kochać się musieli, bo jest na świecie Kasia.
Mądra, inteligentna, wrażliwa, delikatna dziewczyna. Musiała się
wziąć z miłości. Ale teraz już jest po wszystkim, po całym
za-ręce-się-trzymaniu, po całowaniu, po przytulaniu. Jest pustka,
a mama Kasi nie chce w nią wpaść, próbuje ją przeskoczyć, nie
mierząc sił na zamiary. Nie widzi, że ta pustka to czarna dziura,
że pochłania wszystko wokół niej. A szczególnie Kasię. Bo Kasię
mama wciąż ciągnie za rękę, za sobą, bo jest jej potrzebna.
Jest chodzącym słownikiem języka angielskiego bez opcji samouczka,
jest elektroniczna, jest na baterię, na przycisk - tylko dlatego, że
jest nieletnia. Mama posyła ją do nowej szkoły, bo nie ma wyjścia.
Pewnie najchętniej przeczesywałaby całe Coventry centymetr po
centymetrze 24 godziny na dobę, ale przecież istnieje obowiązek
szkolny, coś, co pzreszkadza w realizacji planów, uciężliwy
przerywnik w poszukiwaniach. I wcale nie słucha, jak Kasia mówi,
jak próbuje opowiadać swój ból, swoją tęsknotę, swój strach,
swoje nieprzystosowanie. Bo Kasia jest inna. I nie weszła w nowy
świat jak w masło, przedziera się przez zasieki, kaleczy na każdym
kroku. Ma nie ten akcent, nie takie ubrania, jest zbyt inteligentna,
a czasem za głupia, jest ośrodkiem, na którym można skupić
frustracje, śmietnikiem, do którego można wyrzucić swoje złe
samopoczucie. Nie zdobywa serca najpopularniejszej dziewczyny w
grupie – staje się mimochodem jej rywalką. I musi walczyć także
na tym froncie. Wciąż tylko walczyć. Dlatego najbardziej lubi
pływać. Nurkować. Zatapiać się. W basenie staje się rybą, nie
musi myśleć, przez chwilę nawet nie musi oddychać. I marzy, by
być przyjętą do drużyny pływackiej.
„Nieważne, w co
się ubiorę.
Zawsze się
wyróżniam (…)
Gdybym była w
drużynie pływackiej,
Miałabym na sobie
kostium
Tak jak wszyscy,
Więcej skóry niż
materiału.”
To na basenie Kasia
pierwszy raz spotyka Williama. To na basenie Kasia pierwszy raz od
długiego czasu czuje, co znaczy być widzialną…
Myślałam, że
wierszem nie da się opowiadać tak gładko. Ostatnio moja koleżanka
mówiła, jak przyszła z „Kasieńką” do domu, namówiona na
zakup przez księgarkę, ale wewnętrznie wciąż stawiała opór
powieści pisanej wierszem. Usiadła z książką tylko na chwilę,
chyba jeszcze w kurtce, żeby zajrzeć, z literami pierwszymi się
przywitać. I nie wstała, dopóki nie skończyła.
Ta prozo-poezja
wciąga, jak wodny wir. Płyniemy ramię w ramię z Kasią i jedyne,
co czujemy, to wielka chęć, by ją objąć, przytulić i nie
pozwolić jej utonąć.
Nie mogę przestać
o Kasieńce myśleć. Wciąż mam ja pod ręką i raz po raz zaglądam
do środka, na wyrywki. To chyba tez dlatego, że w pokoju obok śpi
moja Córka, jeszcze trzyletnia… Że tak bardzo boję się o jej
dwunasto- trzynastoletność, o to, czy nie zostanę generałem, co
szczeka rozkazami, czy ona w świecie beze mnie będzie dobrze
ubrana, będzie mówić tak, by nikt się z niej nie śmiał, czy nie
będzie musiała chować głowy pod wodę...
Nie umiem pisać
wierszy. Ale poezja „Kasieńki” trafia mi w samo serce.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...