320. DWOMA OKAMI
BIRGITTA
STENBERG
„BILLY
I GWIZDEK”
(TŁ.
BARBARA GAWRYLUK)
ILUSTROWAŁ
MATI LEPP
ENEDUERABE,
GDAŃSK 2013
Billy,
kilkulatek w śmiesznym berecie z antenką, który ubiera zaraz po
przebudzeniu, strasznie się nudzi. Mama gada przez telefon, zamiast
się z nim pobawić. Klocki, piłka, gumowe dinozaury – to wszystko
już było… Jak więc urozmaicić sobie dzień? Billy przeszukuje
dawno nieeksplorowane szuflady i natrafia na gwizdek. Tak dawno nie
gwizdał, że wydaje mu się, iż gwizdek to najfajniejsza świata
zabawka! Tylko, że rozmawiania przez telefon (mama) i gwizdania
(Billy) nie da się ze sobą pogodzić!
„Billy, kochanie, usiądź na chwilę przed domem, na schodkach.” - prosi mama, a potem dodaje coś o ulicy i nie wychodzeniu, ale przeciągły gwizd zagłusza te słowa i Billy nie do końca wie, jakie są zakazy i nakazy. A co to za zabawa, gdy gwiżdże się tylko dla siebie? Billy zauważa otwartą furtkę...
„Billy, kochanie, usiądź na chwilę przed domem, na schodkach.” - prosi mama, a potem dodaje coś o ulicy i nie wychodzeniu, ale przeciągły gwizd zagłusza te słowa i Billy nie do końca wie, jakie są zakazy i nakazy. A co to za zabawa, gdy gwiżdże się tylko dla siebie? Billy zauważa otwartą furtkę...
Oko
moje:
Billy
się nudzi, a gwizdkiem chce zwrócić na siebie maminą uwagę. Mama
zapewne to wie, rozumie, może nawet czytała na ten temat jakąś
mądrą książkę, ale teraz ma swój świat i w tym świecie jest
zanurzona, odpoczywając od każdego innego ze światów. Billy też
ma swój świat. Te dwie płaszczyzny czasem się przenikają, ale
czasem są od siebie bardzo daleko.
To
eksploracja innych przestrzeni, wychodzenie z części wspólnej
rozwija małego człowieka, daje mu poczucie mocy i własnej siły
sprawczej. To tam najszybciej się uczy - na swoich błędach,
poznając konsekwencje. Tylko on jeden decyduje, w którym miejscu
postawi krok. Jeśli trafi na kamień – sam będzie musiał go
obejść.
Rodzice
nie muszą wiedzieć o wszystkim (choć bardzo by chcieli!). Dziecko
potrzebuje mieć swoją część intymną, swoje sprawy, by stać się
bytem pełnoprawnym.
Billy
stawia na tej drodze, drodze samodzielności, pierwsze kroki, kusi go
otwarta furtka, ale pozostaje na tyle blisko domu, że w jednej
chwili może wrócić. Jest rozważny i romantyczny jednocześnie!
I
bierze na barki odpowiedzialność za swoje czyny – przekroczenie
mitycznego progu domu, wyjście na ulicę, zmierzenie się z
ogromnym, kudłatym psem o wielkich zębiskach, który biegnie na
niego z wielką, niewyobrażalną wprost prędkością…
Najpierw
byłam zła na mamę Billego. Że jak to, że Billy tam walczy o
życie, tarzając się po ubitej ziemi z potworem, a ona gada przez
telefon, że wyprosiła go z domu, bo gwizdał (a już przecież
wiadomo, dlaczego gwizdał)… Ale potem upomniałam sama siebie, że
nie należy oceniać. I że przecież Rodzice też potrzebują tej
przestrzeni, tego swojego jednokolorowego miejsca na grafie. Poza tym
mama Billego jest na pewno (paradoksalnie!) spokojniejsza, gdy nie
wie, ile niebezpieczeństw pokonał Billy. Wiem to ja, matka
trzęsąca, matka skanująca*, matka, która martwiła się, gdy
Majka poszła z Tatą do Wesołego Miasteczka na karuzelę. Ale matka
nieustanie się upominająca i zagryzająca wargi, żeby nie
wylatywało z nich „nie możesz, nie pozwalam, w żadnym wypadku,
absolutnie!”, matka, która chce być taka wyluzowana i swobodna,
jak matka Billego, matka, która ma nadzieję, że kiedyś puści
Majkę po masło**, że będzie potrafiła dawać jej oddychać, że
nie będzie zapominać o swoim własnym oddychaniu.
„Billy
i gwizdek” to dla mnie książka o tym, jak nie stopować dziecka,
jak dać mu wybór, jak nie zadusić „nieodciętą pępowiną”.
Ale
to też książka o wspaniałych, głębokich relacjach między mamą,
rodzicem, a dzieckiem. Ha! Gdzie ja widzę te relacje, skoro Billy
samopas, z gwizdkiem w buzi wyłazi na ulicę, a wyrodna macocha
papla sobie przez telefon (stacjonarny, z kabelkiem, więc nie może
wyjść na korytarz i obserwować poczynań potomka w sieni)?
Ano
na samym środku grafu, na części wspólnej. Bo na tym polega
budowanie relacji z dziećmi. Na tym, że z tego „osobnego” życia
zawsze się wraca do domu, że opowiada się swoje przygody,
przeżycia, że dzieli się światem widzianym tylko i wyłącznie
własnymi oczyma. Stąd mój wiosek: mama Billego i Billy mają ze
sobą doskonałe relacje! Billy w końcu opowiada jej calutką prawdę
i tylko prawdę!
Oko
Majki:
Trochę
źle, że Billy wyszedł i spotkał tych państwa, co na niego
nakrzyczeli. Ale reszta była wesoła, bo Billy powiedział wszystko
mamie, a ona mówi „tak, tak...” i jeszcze „chodź, dostaniesz
lody”. Śmieszne to było.
Cała
książka mi się podobała.
Czy
jest jeszcze jakaś część przygód Billego?
*określenie
Olgi z O tym, że
**
mrożącą krew w żyłach opowieść o maśle można przeczytać u
Ohany.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...