285. O PLISZCE, KTÓREJ NIE MA W KSIĄŻCE, A JEDNAK JEST
„TRÓJKOWE
GAWĘDY DOKTORA KRUSZEWICZA”
ANDRZEJ
KRUSZEWICZ OPOWIADA
WOJCIECH
MANN ZAPOWIADA
DARIUSZ
PIERÓG PYTA
SABINA
TWARDOWSKA RYSUJE
MULTICO
OFICYNA WYDAWNICZA, WARSZAWA 2015
U
niego zaczęło się od kanarka. Podobno jeden swoim śpiewem
zajmował go na długie godziny, gdy był dzieckiem. Od tego czasu
śpiew kanarka jest najmilszy dla jego uszu. Był czas, że miał 50
kanarków naraz w domu.
U
nas zaczęło się od pliszki. Jedna taka przylatywała pod moje okno
w pracy. Machała ogonkiem i kradła minuty, które powinnam
przeznaczać na pracę. Nie mogłam oderwać od niej oczu. Potem
weszła nam do codziennych wędrówek do-żłobkowych. Zaraz po tym,
jak wysiadłyśmy z tramwaju, zaczynałam opowiadać. Pliszka raz
miała imię, raz nie, raz przyjaźniła się z bocianem, raz
odlatywała do ciepłych krajów, raz płakała, bo czuła się
samotna. Wymyślałyśmy o niej historie, a potem w wielkiej księdze
o ptakach pokazywałam Majce, jak wygląda moja koleżanka zza szyby.
U
niego od kanarka zaczęło się wszystko inne – godziny stania po
pas w wodzie, rozróżnianie głosów w leśnej gęstwinie,
obserwacje, obrączkowanie i szkoła, dzięki której został w końcu
ptasim lekarzem. U nas też było wszystko inne. Bociany, gołębie,
wróble, dzięcioły… Tak to jest, że gdy zobaczy się jednego
ptaka, ale zobaczy tak naprawdę, to okazuje się, że jest ich całe
mnóstwo wokół.
Doktor
Kruszewicz i my. Ten doktor od ptaków, dyrektor warszawskiego zoo,
założyciel ptasiego Azylu, ornitolog z zamiłowania. Opowiada
cudnie. O tej swojej miłości dziobatej. O piórkach, lotach
podniebnych, jajach i ptasich wędrówkach. O tym, czy ptaki mogą
mieć lęk wysokości. O tym, czy jak latają, to się gubią i czy
lubią wiatr, czy nie. Opowiada fascynująco o całym swoim z ptakami
doświadczeniu, o obserwacjach, czasem wielogodzinnych, o kurach,
kormoranach, sowach i Wyścigówce, która też tak naprawdę jest
ptakiem. Opowiada o jerzykach, władcach przestworzy, które
większość życia spędzają w powietrzu, tam jedzą, śpią,
rozmnażają się; o kaczkach, które przez większość dnia są
półgłówkami; o tańcu żurawi synchronicznym i majestatycznym; o
Mateuszu i Oliwii, orłach bielikach, które nie mogły doczekać się
jajka i o dwóch pelikanach, które w warszawskim zoo bawią się w
dom. Jedna z moich ulubionych historii to ta, gdy Kruszewicz wspina
się na gołą topolę, zagląda do gniazda kani czarnej i między
paczką papierosów, starą rękawicą i zepsutym okoniem, znajduje
fragment artykułu ze „Świata Młodych” własnego autorstwa…
Te gawędy są miłe dla ucha – codziennie w Trójce przed 7 rano
po jednej, albo skompresowane nawet od 7 do 7 ze słuchawek, z płyty.
Ludzie
z pasją zarażają. Nawet jeśli nie lubimy fizyki kwantowej a
opowie nam o niej ktoś, dla kogo jest życiem, to jesteśmy
zafascynowani jego wiedzą. Ja, słuchając doktora Kruszewicza,
chciałam od razu chwycić lornetkę i iść w las, w łąkę, żeby
wypatrywać tańca żurawi. Albo dziś rano obudziłam się i
nasłuchiwałam ptaka zza okna, zastawiając się, kim jest, jak
wygląda i jak wysoko lata.
Tę
książkę trzeba czytać i trzeba jej słuchać. Słuchać, bo
Kruszewicz mówi niesamowicie – z tą pasją właśnie, z uczuciem,
z werwą, mówi z oka przymrużeniem, kawał swojego życia darowuje.
Każdy ptak jest dla niego „niezwykły”. W każdym widzi maleńki
cud natury. Ale czytać trzeba dlatego, że nie wszystkie gawędy są
opowiedziane na płytach. I jeszcze dlatego, że Sabina Twardowska
zrobiła genialne rysunki! Też z oka przymrużeniem, też dowcipne,
też z zadziorem, z pazurem, z dziobem nawet…
Nasza
pliszka poleciała pewnie do Afryki, bo nie widziałam jej już jakiś
czas. Odleciała para bocianów i dzieci, których doczekały się w
tym roku. Teraz odrywam oczy od ekranu komputera i patrzę na
mieniący się w słońcu ogon sroki. Jeśli nie wierzycie, że ptaki
są wszędzie, wystarczy posłuchać doktora Kruszewicza.
DZięki, chowam do schowka ;-)
OdpowiedzUsuń