281. IDEAŁY PODOBNO NIE ISTNIEJĄ

Tak, to nie wykluczone, że idealizuję własne dzieciństwo. Pewnie wyparłam to wszystko, co było złe (albo co wydawało mi się złe w tamtym czasie). Na co dzień pamiętam tylko ognisko z lampki, kawę zbożową na śniadanie, ślizganie się na butach natartych świecą i tony, miliony ton książek. Hołubiłam je, zbierałam na nie pieniądze, życzyłam ich sobie pod choinkę i na urodziny, zawsze były w moim otoczeniu i były jednymi z najlepszych zabawek. Nawet te po rosyjsku i angielsku, choć nie rozumiałam ni w ząb, o czym są – najważniejsze, że to była kniga albo book. Ale miałam swoje ulubione, te „najzaczytańsze”, te do których wracałam wciąż od nowa, te, które wywoływały burzę, emocje, wypieki na twarzy. Do takich zdecydowanie ukochanych należał „Zajączek z rozbitego lusterka”, koniecznie ten zielony, cienki, z powyginaną od wiecznego czytania okładką. To historia o tym, jak mały chłopiec jest bardzo niegrzeczny, jak robi o jedną niegrzeczną rzecz za dużo, jak mama, wykończona brakiem snu, opieką nad jego chorą siostrą, nie-radzeniem sobie z problemami, trzaska drzwiami i wychodzi. Zawsze na moment moje serce przestawało bić – pewnie tak samo, jak Piotrusiowi. Bo czy wróci? Mówiła, że „pójdzie sobie za góry, za lasy”, a przecież to strasznie daleko… Piotruś szuka sposobu, żeby mamę znaleźć – z pomocą przychodzi mu zajączek, który wyskakuje z rozbitego lusterka… „Dziś sam jestem dziadkiem”, mogłabym zacytować trochę przewrotnie tekst reklamy. Drżącymi dłońmi otwierałam „Moje książeczki”, szukając tej jednej, jedynej. Inne emocje, bo patrzę na historię niegrzecznego Piotrusia od strony zmęczonej mamy. Już nie do końca wiem, co dzieje się w głowie dziecka, za to doskonale rozumiem, dlaczego mama wychodzi i idzie „za góry, za lasy”. Ale wciąż to jest „moja książeczka”…



„MOJE KSIĄŻECZKI. KSIĘGA PIERWSZA”
NASZA KSIĘGARNIA, WARSZAWA 2015













TOM ZAWIERA:

Adam Bahdaj "Wielki wyścig" z ilustracjami Ignacego Witza
Helena Bechlerowa "Zajączek z rozbitego lusterka" z ilustracjami Hanny Czajkowskiej
Hanna Januszewska "Złoty koszyczek" z ilustracjami Bożeny Truchanowskiej
Adam Bahdaj "Podróż w nieznane" z ilustracjami Marii Mackiewicz
Anna Świrszczyńska "O wesołej Ludwiczce" z ilustracjami Janiny Krzemińskiej
Ada Kopcińska "Prawie wszystkie przygody Zuzanny" z ilustracjami Mirosława Pokory
Helena Bechlerowa "Koniczyna pana Floriana" z ilustracjami Krystyny Witkowskiej

MARIA TERLIKOWSKA
„WĘDRÓWKA PĘDZLA I OŁÓWKA”
NASZA KSIĘGARNIA, WARSZAWA 2015
ILUSTROWAŁ JANUSZ STANNY

Zgoła innym przypadkiem są dla mnie „Wędrówki pędzla i ołówka”. To nie jest książka mojego dzieciństwa, nie recytowałam jej tekstu z pamięci, nie znałam do tej pory obrazów. Ale po dziecięcemu, z wielkim entuzjazmem i zachwytem podchodzę do tej historii. To historyjka prosta – o ołówku za złotówkę i pędzelku za pięć, które razem wybierają się w podróż, pełną niebezpieczeństw i przygód. W kolorowy, przewrotny sposób Terlikowska opowiada o sztuce, o tym, że może nas nieść w nieznane światy, że wymyka się racjonalnemu myśleniu, że jest nieodgadniona, niezbadana. I o tym, że jeśli dać się prowadzić pędzlowi lub ołówkowi, to można zajść tam, gdzie nigdy nie spodziewaliśmy się dotrzeć (albo aparatowi, albo słowom). Że sztuka jest czasami mądrzejsza od nas. Że jest pasją, za którą trzeba podążać i trzeba robić to szybko, bo potem można zgubić drogę, nie dogonić.





Nasza Księgarnia istnieje od blisko 95 lat. Wyobrażam sobie, jak bogate i przepiękne muszą być jej archiwa. Moją radością jest to, że jako wydawca, sięgają do przeszłości, że sklejają ponaddzierane kartki, przepisują tekst, który wyblakł w kilku miejscach, że odcyfrowują rękopisy, przykurzone kartki wytrzepują miotełką z piór. To dobrze, bo przecież takich pisarzy/ilustratorów jak kiedyś nie ma i nie będzie już nigdy. Nikt nie będzie drugim Stannym! Zmieniła się stylistyka, bo zmienił się świat. Wcześniej częściej malowano/opisywano konie, teraz raczej samochody. To odwracanie się przez ramię, pochylanie nad drogą, którą się raz już przebyło, zawracanie, to wielki skarb – docenianie przeszłości i starych mistrzów jest w moich oczach rodzajem bohaterstwa. Bo czy na pewno współczesne Dzieci będę chciały słuchać historii sprzed pół wieku? Czy zachwycą się zajączkiem z rozbitego lusterka? Pozwalam sobie mieć nadzieję na to, że docenią taką literaturę z dwóch powodów. Po pierwsze – mistrzowie są mistrzami, niezależnie od trendów. A po drugie – jeśli z takim samym rozrzewnieniem i wzruszeniem inni rodzice pokazują swoim Dzieciom te książki, z jakim ja czytam Majce „Zajączka” - Nasza Księgarnia będzie tonąć w zachwytach i dziękczynieniu!

Komentarze