247.USZOPIESZCZENIE
JOANNA WACHOWIAK
„OPOWIASTKI DLA
MAŁYCH USZU”
BIS, WARSZAWA 2013
ILUSTROWAŁA ANITA
GŁOWIŃSKA
Uszy Dziecka są
delikatne. Trzeba zwracać uwagę, co się do nich wkłada. Nie może
być za dużo hałasu. Nie może być niemądre. Nie może być
wulgarne. Nie może być nieodpowiednie. Uszy Dziecka bardzo łatwo
zranić, bo uszy Dziecka mimo że dopiero rosną, to są jak radary,
wyłapujące każdy dźwięk. W tym uszach są całe tony dźwięków
i dobrze serwować im tylko przyjemne.
Takie są
„Opowiastki dla małych uszu”.
Naprawdę dla
małych. Już samo to zdrobnienie „opowiastki”, jest dla uszu
miłe – delikatne. I zapowiada dokładnie to, co w samym środku.
To historyjki –
takie w sam raz, bo nie są długie, pozwalają małym uszom do końca
wyławiać dźwięki, skupić się na treści, chłonąć. Ale też
nie za krótkie, małe uszy nie mogą czuć się zlekceważone.
Te opowiastki to
takie „z życia wzięte przełożone na zwierzęta”. Zwierzęta
zawsze się w małych historyjkach sprawdzają. A jeśli są tak
sympatyczne, jak zwierzątka Wachowiak i Głowińskiej, to po prostu
musi być hit. I małe uszy będą chciały słuchać, będą
chciały, by wciąż i wciąż wpadały do nich dźwięki, które
niosą opowieść o myszce, co zazdrościła nietoperzom skrzydeł, o
żabie na księżycu, o pająku, który złapał słońce w swoją
sieć i zaburzył porządek świata i o króliku, który wyrusza w
nocny las szukać „tego, co jest bardzo blisko”.
A oczy? Czy tylko
uszom dać pieszczotę, zapominając o tej drugiej parze? Absolutnie.
Oczy też mają miło i przyjemnie. Anita Głowińska stworzyła
świat bliski dziecku. Jej ilustracje kojarzą mi się z pracami
plastycznymi na kółku hobbystycznym – pełne uczucia, talentu,
niedoskonałe, ale z miłością. Takie, w które wkłada się całe
serce.
I cicho sza, nie
można mówić tego głośno, żeby małych uszu nie przerazić tymi
dźwiękami, ale te historyjki to są dydaktyczne, moralizatorskie i
pouczające. Celowo używam takich chłodnych słów, które źle się
kojarzą. Celowo, bo ktoś mógłby pomyśleć, że te opowiastki to
sama słodycz, wata cukrowa i że nie można ich serwować przed
snem, bo trzeba by było umyć drugi raz zęby.
Co to, to nie! Niosą
za sobą ważne treści, jakkolwiek ważne brzmi w zestawieniu z
„opowiastki”. W tym właśnie tkwi ich siła i tu widać kunszt
autorski – bo jak w te małe uszy włożyć to „Ważne”? Na
przykład taką, że najważniejsi są przyjaciele? Albo taką, że
trzeba doceniać, co się ma? Albo tę, że warto spełniać swoje
marzenia, nawet na przekór losowi? I że w siebie warto wierzyć? I
że dzielenie się z kimś pomnaża naszą radość? Być może to
czysta propaganda, być może haczy o banał, ale małe uszy jeszcze
tego nie znają i dopiero uczą się odróżniać dobro od zła i
dopiero budują wewnętrzny system motywacyjny i dopiero zaczęły
sprawdzać, co w życiu jest tak naprawdę istotne. Warto powtarzać
im to ciągle i wciąż, bo wiadomo – co włożysz, to wyjmiesz, a
lepiej przecież mieć człowieka zadowolonego z siebie, wierzącego
w swoje możliwości, szukającego „bright side of life” niż
ponurą biedronkę, której nie podoba się ani deszcz ani słońce
albo szarą sowę, która depcze cudze marzenia, bo jest sfrustrowana
własnym po nie niesięganiem?
PS. A już w lutym
druga część uszopieszczenia.
[Uszy nasze pieści
wydawnictwo BIS]
I juz wiem, ze mojej małej Mimi przypadlyby te opowiastki do gustu. Kolejna książeczka do zdobycia :)
OdpowiedzUsuńSą ciepłe, mądre, przyjemne, nic tylko brać :-)
Usuń