244.STĘCHLIZNA
Zastanawiałam się,
czy 2 lata i 3 miesiące to wystarczające doświadczenie życiowe na
odwiedzenie Akwarium Gdyńskiego. Skusiła mnie rozmowa z dwoma
znajomymi mamami, które polecały. I groupon. W sobotnie południe
lało z zacięciem – pogoda idealna, żeby zrobić „coś pod
dachem”. Zabraliśmy ciocię E. i pojechaliśmy.
I gdyby ktoś pyta
mnie o te 2 lata i 3 miesiące, to ciężko byłoby mi odpowiedzieć
jednoznacznie.
Gdyby ktoś
przeprowadzał ankietę po naszym wyjściu, ile czasu spędziliśmy w
Akwarium, obstawiałabym 45 minut. Okazało się, że zwiedzaliśmy
ponad 2 godziny (Majka była już pod koniec tak pełna ryb, że
chciała już tylko „dalej”).
Dlatego uczucia mam
mieszane i wahliwe. Bo w końcu kawał dnia tam spędziliśmy, ale...
Po skrzypiących
podłogach wyniosłam z tego miejsca niedosyt, momentami jakiś taki
żal lekki za moimi pieniędzmi za bilet, a w przedsionku wyjścia
wręcz niesmak.
Ryby były piękne.
Żółw, który tańczył dla Majki zachwycający, rafa koralowa
zapierająca dech w piersiach... Ale konik morski, który jest ponoć
znakiem firmowym Akwarium, w ilości minimalnej, smutny jakiś pływał
po wielkiej wodzie. I ja smutna, że miejsce ma potencjał, ale
zmarnowany.
Przede wszystkim
jest kompletnie nieprzystosowane dla Dzieci lat 2 i ¼, wzrost 90cm.
Wszystko wysoko, głowę trzeba zadzierać, oczy wznosić, a i tak
się nie zobaczy. Barierki skutecznie zasłaniają. Czasem
ewentualnie można się o nie oprzeć brodą i wtedy widać co nieco.
Owszem, są wózeczki do wożenia maluchów, ale takie, jak małe
sklepowe, czyli w odwrotną stronę... Więc albo Dziecko jest tyłem,
albo rodzic tyłem idzie, by wózeczek prowadzić...
Puzzle przekładanki,
poza zasięgiem małych rączek – tata musiał podsadzać, żeby
można było ułożyć pso-rybo-jaszczurkę*...
A przecież powinno
się wychodzić, z otwartymi ramionami witać, stołeczki podstawiać,
zapraszać, robić wszystko, by gość czuł się dobrze w przybytku
edukacyjnym...
Po drugie
zaniedbanie... Odłażące litery, szufladki z muszelkami (fajny
pomysł), w których nie ma muszelek, bo taśma za słabo trzymała,
a nikt nie naprawił, urwane kawałki eksponatów, nadszarpnięte,
najpewniej zębem czasu, fragmenty akwariów – w jednym przez 5
minut zastanawialiśmy się, czy to ryba, czy płaz, a okazało się,
że kawałek nietrzymającej się dekoracji...
Poza tym informacja
– kuleje na jedną nogę. Zabrakło mi jasnych, przejrzystych
opisów, nazw. Makieta – na makiecie ryby podpisane po łacinie,
niżej w opisach, po polsku i bądź mądry i czytaj po łacinie,
żeby zrozumieć, która ryba to kaszalot. Na czuja, ta najbrzydsza.
Przez ten brak czytelnego komunikatu, niewiele zapamiętałam.
Posługuję się nazwami kolorów, a nie nazwami ryb, żeby
opowiadać, co widziałam.
I na koniec ten
okropny, przestraszny sklepik, z niby-pamiątkami. Zniosłabym
jeszcze tandetne, chińskie krokodyle, koniki morskie i żółwie,
które ponoć unoszą się na wodzie – te przynajmniej tematycznie
nawiązywały do Akwarium. Zniosłabym nawet lampkę, która świeci
bez prądu – skorelowałabym sobie tematykę z węgorzem
elektrycznym. Zniosłabym to wszystko nawet mimo dławiącej mnie
zazdrości – ostatnio widziałam jak fajne, pomysłowe pamiątki ma
w swoim sklepiku Wrocławskie Zoo. Ale jak - do licha ciężkiego!!!
- przyszyć do Akwarium Gdyńskiego pierdzącą poduszkę, która
wedle słów zachęcającej do zakupów w sklepiku Pani, rozrusza
każdą imprezę?!
Nie wnikam dlaczego
Akwarium wygląda, jak wygląda, bo rozumie się samo przez się –
pewnie kasa. Pewnie problem kto ma dać i dlaczego. Ale tak mi to
wszystko stęchlizną zalatuje, jakimś czasem, za którym trzeba się
oglądać przez ramię. Bilety nie są tam wcale tanie – są nawet
droższe niż w oliwskim zoo. I rozumiem, że trzeba nakarmić
tańczącego żółwia i zapłacić Pani od pierdzących poduszek,
ale może czas otrząsnąć się ze snu zimowego i zajrzeć do
kalendarza – moi drodzy 2015, czas konkurencji, wychodzenia do
klienta i modernizacji. A Akwarium Gdyńskie mocno czuć.
*fascynuje mnie
obecność w Sali Bałtyckiej na puzzlach jamnika - pomiędzy
jaszczurkami, rybami, skorupiakami jakimiś... Czy jamniki występują
na dnie Bałtyku? Czy tylko na linii brzegowej? I czy statystycznie
więcej jamników niż wyżłów na przykład, że to jamnik akurat?
Wiem, że mało śmieszne, ale kurcze uśmiałam się z tego opisu. Takich miejsc niestety wiele w Pl. Ale, gdybyś była w okolicach Łeby, to wpadnij do Parku Dinozaurów. Świetnie jest! Za to odradzam władysławowskie Oceanarium, czy jak to się tam zwie. Fajny jedynie jest plac zabaw, ale 20zł za plac zabaw to przegięcie ;)
OdpowiedzUsuńByłam w Łebie u dinozaurów jeszcze zanim była Majka - podobało mi się pół na pół, ale to było zupełnie inne patrzenie :-)
UsuńPo wielu latach, w zeszłym roku, odwiedziłam Akwarium Gdyńskie z dziećmi (wcześniej, jako nastolatka, byłam tam z rówieśnikami w ramach szkolnej wycieczki - wiem, że byłam, ale miejsca nie pamiętam, więc porównać nie umiem i zmian lub braku zmian wytknąć) i niestety, mogę się podpisać pod wszystkim, co tu napisałaś. Rozczarowanie, niesmak i poczucie, że źle zainwestowanych pieniędzy - takie wrażenia miałam po tej wizycie.
OdpowiedzUsuńA myślałam, że tylko ja taka jestem upierdliwo-wymagająca-za wiele sobie wyobrażająca ;-)
Usuń