468. ŚWIĘTA! PO RAZ PIERWSZY CZYLI OSZUKIWAŁAM
ULF NILSSON
„HURRA, SĄ
ŚWIĘTA!”
(TŁ. MARTA WALLIN)
ZAKAMARKI, POZNAŃ
2017
ILUSTROWAŁA EMMA
ADBÅGE
Pamiętam kalendarze
z czekoladkami. Nie kojarzę, żebyśmy nazywali je adwentowymi. Ale
doskonale pamiętam smak kiepskiej czekolady i obietnicę, jaką
składałam sama sobie każdego roku – wytrzymam! Nigdy mi się nie
udało… Zawsze zajrzałam w dwudzieste czwarte okienko…. To nawet
nie chodziło o to, żeby zjeść czekoladkę, ale żeby zobaczyć,
jaki kształt kryje się w każdym kolejnym okienku. Gdy tajemnica
została rozwiązana, często zapominałam nawet poczęstować się
słodyczem. But, choinka, aniołek, sanki, Mikołaj, gwiazdka…
wszystko wiruje mi teraz przed oczami… Nic się nie zmieniło…
Dalej nie potrafię cierpliwie czekać…
Zaczęło się od
„Wierzcie w Mikołaja”, potem był „Prezent dla Cebulki” i
„Święta dzieci z dachów”. Teraz jest opowieść „Hurra, są Święta!”.
To historia Prosiaka
Rufusa, który ucieka z farmy. Pewien stary knur przestrzegał go
przed Świętami – są niebezpieczne dla świń! Uciekaj! I Rufus
tak właśnie zrobił… Teraz został sam. Jest trochę szczęśliwy,
bo jest wolny (i żywy!) i trochę podekscytowany, bo jest wolny, i
trochę przestraszony, bo jest wolny i trochę samotny, bo wolny
oznacza daleko od domu. Jedynego domu, jaki do tej pory znał. Z
gospodarzem, który go karmił, z jego dziećmi, które nadały mu
imię i uczyły go czytać i z wygodnym legowiskiem. Teraz jest
wolny, ale bez dachu nad głową, i z brzuchem burczącym z głodu, i
z nogami trochę zmęczonymi szalonym biegiem, i z sercem, pełnym
niepokoju i tęsknoty. Dość szybko na swojej drodze spotyka kotkę
– ustalają, że nazywa się Kici Kici, skoro właśnie na takie
dźwięki reagowała do tej pory. Kotka prowadzi Rufusa do
opuszczonego domu w środku lasu – to tam mają zamieszkać –
skoro dom jest niczyj, to dlaczego nie miałby być właśnie ich?
Szybko dochodzą do porozumienia z dwoma myszami, które, jak się
okazuje, już mieszkają w tym budynku. Dla wszystkich starczy
miejsca. Jest 6 grudnia. A cała czwórka budzi się głodna. I
„bezpańska”. Czy może być lepszy sposób na oswojenie nowego
miejsca, nowej sytuacji, nowego życia, niż urządzenie Świąt? Ale
takich dobrych, pięknych, „bez chrobotania” i zjadania się
nawzajem? Nie może! Dlatego zwierzaki stawiają sobie za cel
odczarować te straszne i złe Święta i urządzić je po swojemu,
po zwierzęcemu – w miłości, przyjaźni, zgodzie i pokoju.
Zbierają strzępki informacji, które każdy z nich posiada (jakaś
choinka, dobre jedzenie, czysty dom, czerwony obrus, cztery świecie
i… Dzieciątko) i przystępują do działania – do Świąt
pozostało już przecież tak niewiele czasu…
To nie są Święta
z barszczem, srebrnymi sztućcami i z włosami zakręconymi na
lokówkę. Ale śmiem twierdzić, że to książka o istocie Świąt!
„Razem potrafili wiele zdziałać. Tam, gdzie jedno z nich było za
grube, a inni za mali, ktoś trzeci dawał sobie znakomicie radę.”
[s.46]. Czyż nie o to właśnie chodzi? O wspólnotę, o współpracę,
o uśmiech, który chce się wywołać na twarzy bliskich, o miłość
i przyjaźń. Nie o konwenanse, wzdęty brzuch i umiejętność
zaśpiewania wszystkich zwrotek popularnych kolęd. Chodzi o „razem”
- niekoniecznie o „najlepiej”. A może o „najlepiej” tylko,
że o „najlepiej, jak umiemy”.
Powiem od razu - oj,
niekonwencjonalna to książka, rzekłabym nawet, że szalona! Z
brzydkimi rysunkami (nie podobają mi się, tym razem ilustratorka mnie nie zachwyciła, ale w miarę czytania
nabieram do nich coraz większej sympatii), z dziwnymi bohaterami –
tłusty Prosiak, który czasem przebiera się w męskie ciuchy, umie
czytać co nieco i ma złe skojarzenia, gdy ktoś wypowie słowo
„święta”; kotka, która przesypia połowę dnia i jedną
trzecią nocy i która nie potrafi przyznać się, że czegoś nie
wie i tak długo będzie myśleć, aż wymyśli rozwiązanie oraz
dwie myszy, które zawsze mają dwie różne teorie na każdy temat.
I stary, odrapany dom, z przeciekającym dachem, którego właściciel
(ten ludzki) pojechał do szpitala i najprawdopodobniej umarł i
nigdy już nie wróci. Mieszanka wybuchowa, niekoniecznie
świąteczna...
Więc ja szukam
wymówek, usprawiedliwiam się – muszę przecież poznać treść
książki, zanim przeczytam ją Dziecku! Tak postępują
odpowiedzialni Rodzice! Ale kto by się na to nabrał? Ja po prostu
nie mogę wytrzymać i muszę, muszę!, jak najszybciej poznać
zakończenie opowieści! Muszę wiedzieć, czy czwórka dziwacznych
bohaterów zrobi te Święta, czy nie, czy będą prezenty, pierniki,
czerwony obrus i choinka… No i skąd wezmą Dzieciątko?
Oszukiwałam! Ale
mam nadzieję, że będzie mi wybaczone. Bo przy takiej świetnej
książce siłą woli mogą się wykazać jedynie Ci, którzy jeszcze
nie umieją czytać!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...