W poniedziałek byłyśmy u Pana Doktora. Pan Doktor spóźniał się niemiłosiernie, a do tego my przyszłyśmy za wcześnie. Książka – rada jedyna. Siedziałyśmy w pustej niemal poczekalni i czytałyśmy „O psie, który szukał”. Oczywiście lekturze towarzyszyło omawianie ilustracji i sprawdzanie, jaki kolor spodni ma pan na obrazku („fiotetowy”) i ile gołębi siedzi na dachu (choć są dwa, pada odpowiedź trzy, bo Majka przy liczeniu nieodmiennie ignoruje liczbę 1, wespół z liczbą 7, więc skoro liczenie zaczyna się od 2, to wynik musi wyjść zawsze +1). Naprzeciw nas siedzi młoda dziewczyna i przygląda się Majce z rosnącym zdumieniem. W końcu nie wytrzymuje i pyta, ile Majka ma lat. Nie chce uwierzyć, gdy mówię, że pod koniec września skończy 2. „I wie, który to kolor fioletowy?” - zachwyca się. Zaczynamy rozmawiać i nieznajoma stwierdza, że to efekt wychowania, tego, że się na Dziecko zwraca uwagę, pracuje z nim, bawi. Stety/niestety jestem mamą pracującą i to pracującą na etacie, mamą, która wrac...