622. GORĄCO… GORZKO...


KIRAN MILLWOOD HARGRAVE
„DZIEWCZYNKA Z ATRAMENTU I GWIAZD”
(TŁ. MARIA JASZCZUROWSKA)
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2019

Co jako pierwsze przychodzi do głowy, gdy ktoś rzuca hasło: „Wyspy Kanaryjskie”? Dużo słońca, morze z krystalicznie czystą wodą, palmy i bajeczne krajobrazy. I jeszcze drinki z parasolką. Same miłe rzeczy. Tymczasem Wyspy Kanaryjskie to wyspy wulkaniczne. A Kiran Millwood Hargrave dostrzegła w nich nie to, co lśni, błyszczy i pyszni się w słońcu, ale to, co pod spodem – długie korytarze lawowe, w których ciemność jest nieprzenikniona. To właśnie pod ziemią narodziła się ta książka.
Isabella i jej tata, Ta, od trzech lat mieszkają sami. Nie ma już ani Ma, ani brata bliźniaka Isabelli, Gabo. Ojciec i córka zostali we dwoje. Wypracowali swoje rytuały – przypalona owsianka co dzień na śniadanie i odsuwanie złych myśli, żeby nie zaczynać dnia od smutku. Ta jest kartografem. Mimo swojej kalekiej nogi, mimo tego, że nie porusza się inaczej, niż o lasce, wciąż jest w nim pragnienie podróżowania, odkrywania nowych lądów, powiększania mapy, nanoszenia na nią odpowiedzi w miejsce „Incognito” - nieznanego. Niestety – gubernator Adori, gdy tylko przybył na wyspę, zamknął ją dla tych, którzy przyjeżdżali i dla tych, którzy chcieli wyjechać. Ta już nie wyruszył w podróż. Rysował z pamięci mapy, wyszywał je specjalnymi nićmi, ale nie powiększył już nigdy znanego obszaru. Swoją wiedzę i umiejętności przekazywał Isabelli, która była zafascynowana mapami, a jej największym marzeniem było sporządzenie mapy terytoriów rozciągających się poza lasem, tak zwanych Zapomnianych Ziem. Nie zwierzyła się jednak nigdy z tego pragnienia nikomu. Ani Ta, który martwi się o nią, czasem nadmiernie, ani Lupe, swojej najlepszej przyjaciółce, córce gubernatora. Lupe żyje w bańce – ma kolorowe sukienki, pokaz fajerwerków na każde swoje urodziny i nie widzi biedy, niepokoju i niesprawiedliwości, które pojawiły się na wyspie wraz z jej ojcem. Isabella też żyje w bańce – jej bańką są mapy i baśń o Arincie – dziewczynie, która tysiąc lat temu uratowała wyspę Moya przed demonem Yote. Pewnego dnia ginie ich koleżanka z klasy, Cata. I tego samego dni bańki Isabelli i Lupe zderzają się ze sobą, rozpadają się i przyjaciółki stają przed straszną prawdą o sobie samych – Lupe dowiedziała się, że jej ojciec jest okrutny, a ona samolubna i ślepa na to, co dzieje się dookoła niej. Isabella dowiedziała się, że Arinta jest wytworem wyobraźnia bajarza, że nie istniała naprawdę, a ona, Isabella, nie jest jej wcieleniem. Gdy dziewczęta poznały prawdę, ich przyjaźń została wystawiona na próbę. A to próba z rodzaju tych najstraszniejszych, wymagających nie lada odwagi. Lupe jedzie na Zapomniane Ziemie – chce ukarać zabójców Caty. A Isabella musi znaleźć sposób, żeby uratować swoją przyjaciółkę – delikatną i nie znającą prawdziwego życia. Tylko, że Zapomniane Ziemie kryją pewną tajemnicę. Okazuje się, że demon Yote być może nie jest tylko mitem...
Boję się schodzić głęboko w dół, boję się tych miejsc, gdzie nic nie widać, boję się nieoświetlonego, boję się być zewsząd otoczona ziemią. I ta książka właśnie taka dla mnie była – przerażająca, duszna, niebezpieczna. Musiałam się z niej wynurzać, żeby zaczerpnąć powietrza, bo coraz bardziej mi go brakowało podczas lektury. Z każdą stroną robiło się goręcej, lawa niemal dotykała moich palców. Ale też ta historia fascynowała mnie i uwodziła. Dlaczego? Dlatego, że autorka w mistrzowski sposób przetworzyła rzeczywistość, te piękne bajkowe krajobrazy, pocztówkowe widoczki i błękit na czerń, suchość w ustach, dłonie rozpaczliwie starające się chwytać skał, by iść prosto, by nie upaść, na krew, łzy, pożar, na mityczne potwory, które czają się pod ziemią i są gotowe, żeby wyjść na powierzchnię i pochłonąć cały ten spokojny świat, zawładnąć nim, spopielić. To typowo baśniowa historia – walka dobra ze złem, odnajdywanie w sobie odwagi, by pokonać silniejszego od siebie Złego, uświadomienie sobie, jak wiele znaczy rodzina, przyjaciele, miłość. Tylko, że moim zdaniem nie ma tu jednoznacznego, dobrego zakończenia. Tak, jakby zło było na tyle silne, że nawet w bajkach nie można go unicestwić. Można jedynie je uśpić, można przysypać złotym piaskiem, można poznać – narysować mapę, wyszyć ją złotą nicią, wiedzieć, gdzie bije serce zła. I podoba mi się to zakończenie – niecukierkowe, do mokrego od łez uśmiechu, do zastanawiania się nad istotą bohaterstwa, nad własną pychą, nad tym, jak bardzo każdy z nas chce być wyjątkowy, jak chce się zapisać w dziejach świata i że często krzywdzi przy tym innych. Gorzka, ale piękna historia.


Komentarze