624.PRZEZ UCHO DO SERCA


AGNIESZKA FRĄCZEK
„RANY JULEK! O TYM, JAK JULIAN TUWIM ZOSTAŁ POETĄ”
SERIA MISTRZOWIE WYOBRAŹNI
CZYTA MACIEJ STUHR
OPRACOWANIE GRAFICZNE PŁYTY GRAŻKA LANGE
BUKA, RADOŚĆ SŁUCHANIA, 2018

„Pachnie siarką” - oznajmia moja córka przy śniadaniu. Trzyma w dłoni kubek z koktajlem. Spokojnie przechyla go i wypija zawartość. Ja patrzę oniemiała. „Siarką?!?” - dopytuję. „No tak, u Tuwimów!” - odpowiada spokojnie Majka i zaczyna recytować.
A potem co jakiś czas przypomina jej się jakiś fragment i powtarza mi go w drodze do przedszkola, podczas gry w makao, na wystawie „Przytul Polskę”, gdy widzi na ścianie lokomotywę.
Spodobało jej się – myślę i słucham razem z nią. Nie raz. Już kilka (kilkanaście!). Bo to jeden z tych audiobooków, które chyba nigdy się nie znudzą.
Seria mistrzowie wyobraźni opowiada o „wszystkich tych, którzy potrafili zaczarować codzienność i dzięki swej pasji zdobywać, odkrywać i tworzyć rzeczy, o których nie śniło się filozofom.”
To zdecydowanie Tuwim! Zresztą jego siostra Irena do końca życia nazywała go czarodziejem i wierzyła, że jest nim naprawdę. Ja też tak uważam! Tylko czarodziej mógł tak otumanić słowa, że się ustawiły w „Lokomotywę”. Tylko czarodziej mógł z ptasich gardeł ukraść po jednej nutce i przełożyć je na słowa w „Ptasim radiu”. Zresztą Julek miał takiego bzika – zbierał słowa. Ale to później. Bo najpierw zbierał rtęć. Z termometrów. I Pani Tuwimowa musiała ich kupować dziesiątki. Aż aptekarz podśmiewał się delikatnie z tych termometrów zakupowanych co i rusz w aptece. I zbierał jeszcze Julek składniki mikstur – to mogła być saletra, płyn do naczyń, to mogła być siarka… Ach! A z siarki takie piękne wybuchy! Niejeden był w kuchni Tuwimów. Bo to tam młody Julek eksperymentował. I wierzył, że zostanie chemikiem. Ale mama wygoniła go w końcu ze swojego królestwa. Więc zaczął zbierać węże i jaszczurki. Zaskrońce na przykład. Też do czasu… Bo jakaś matrona, gość rodziców, śmiertelnie się któregoś zaskrońca wystraszyła, nazywając go (och, jakże niesprawiedliwie!) żmiją. Słowa więc były jednym z najbezpieczniejszych bzików Julka. I najowocniejszym, skoro tak się zaczął z nimi przyjaźnić, tak pięknie się ze słowami dogadywał.
Agnieszce Frączek też wychodzi to świetnie! A w duecie z Maciejem Stuhrem, który z takim zaangażowaniem przeczytał „Rany Julka!”, to już w ogóle. Zasłuchane sprzątamy, zasłuchane gotujemy, zasłuchane odpoczywamy. Zasłuchane wzdychamy, że fajnie byłoby znać tego Julka, zbzikowanego, inteligentnego, pełnego pasji, słabego z matmy, dzikusa, który uwielbiał spędzać lato na wsi i eksplorować las. Zdarzyło się już, że słuchałyśmy „Julka” trzy razy pod rząd. Niech zdanie: „słuchać dowolną ilość razy, bez ograniczeń i skutków ubocznych, aż będzie się potrafiło powiedzieć z pamięci większą część tekstu” pozostanie naszą rekomendacją. A teraz już nie mogę pisać, bo biegniemy z Julkiem do antykwariatu, szukać książek o wężach. Albo o szczurach. Byleby były dziwne.










Komentarze