539. TYDZIEŃ Z NATURĄ: NA DRZEWO!


CECYLIA MALIK
„DRZEWOŁAZKI”
ZNAK EMOTIKON, KRAKÓW 2018
ILUSTROWAŁA AUTORKA

„A wiesz, że słuchałam brzozy? - pyta mnie, gdy tylko staję w progu. - Dzisiaj na dworze była tylko nasza grupa, więc było cicho. I usłyszałam bicie jej serca. I słuchałam, jak szumi wierzba płacząca i jak szumi lipa. Wiesz, że każda szumi inaczej? Ale szumią tak pięknie! To jest taki piękny dźwięk!”
Słucham jej. Słucham mojej córki, a w moim oku kręci się łza. Ta wzruszenia, nie żalu. Ta, która pojawia się, gdy spełniają się marzenia. Na przykład takie, żeby twoje dziecko było wrażliwe na przyrodę, na otaczający je świat, żeby czerpało radość z obcowania z naturą.
Co jej przyszło do głowy, żeby w poniedziałkowy, niezbyt ciepły dzień słuchać drzewa? Skąd w ogóle ten pomysł – słuchać drzewa?
Malarka, aktywistka, performera, edukatorka, kuratorka.
Drzewołazka.
A teraz autorka książki dla dzieci.
Cecylia 9 lat temu zainicjowała projekt „365 drzew” - codziennie wchodziła na inne drzewo i fotografowała się na nim. Po co? Między innymi po to, by zwrócić uwagę na to, że drzewa w ogóle istnieją. Czyż to nie oczywiste? No niezupełnie… Bo ile myśli posyłamy codziennie drzewom? A od nich bierzemy przecież tak dużo! Tlen, cień, ochronę od wiatru, spokój…
Mam podejrzenie, dlaczego Malik zdecydowała się napisać książkę dla dzieci. Czym skorupka za młodu… no wiadomo. Małe oczy nie są zamknięte. Małe serca nie są obudowane pancerzem. Małe nogi są silniejsze. Małe ręce tak chętnie oplatają się wokół pni. Dzieci nie wstydzą się przytulić do drzewa. Gdy zaproponujesz im: „Hej, chcesz iść powspinać się na drzewa?”, to nie pukają się palcem wskazującym w czubek głowy, tylko pytają „kiedy wychodzimy?”.
Chodzi o iskrę, o zapalnik, o kogoś, kto pokaże, na której gałęzi postawić pierwszy krok…
W „Drzewołazkach” tym kimś jest Ludka. Ludka ma dziesięć lat – no, prawie jedenaście! - turkusowe rajstopy, rozczochrane włosy i o drzewach wie absolutnie wszystko! Wie, jak się na nie wspinać bezpiecznie (!), co trzeba ubrać, jakie założyć buty, co to jest trześnia, że kwiaty akacji można smażyć w cieście naleśnikowym (najlepiej smakują takie smażone na prowizorycznej kuchni, na dworze!), umie robić z gałązek wierzby płaczącej bransoletki rozciągające czas i właśnie na jakiś czas zamieszkała na jesionie, który rośnie przed domem Anielki i Antosi. Jak to „zamieszkała na jesionie”? Normalnie - zawiesiła hamak bardzo wysoko w gałęziach i tam śpi. A Anielkę i Antosię prosi o dyskrecję. Nie chce, żeby zobaczyli ją dorośli. Nic dziwnego – Ludka nie jest przecież zwykłą dziewczynką… Kim jest? Obrończynią drzew, wróżką, a może duszą drzewną? Każdy może zinterpretować to po swojemu. Ważne, że dzięki niej dwie małe dziewczynki zaczynają zwracać uwagę na to, co się dzieje wokół nich, że zaprzyjaźniają się z chłopcami, którzy do tej pory wydawali się kiepskimi towarzyszami zabaw, że całe dnie spędzają na dworze i w końcu, że integrują się z lokalną społecznością, gdy okazuje się, że jesion wyniosły sprzed ich domu potrzebuje pomocy…
To piękna, wzruszająca książka o przyrodzie, o przyjaźni, o byciu razem, o wrażliwości. I o tym, że każdy ma w sobie moc i siłę, nawet (szczególnie!) ten najmniejszy.
To także książka o tym, że człowiek jest niszczycielem. Że potrafi podnieść rękę na to, co najważniejsze i nie mrugnąć powieką (miałam wielką gulę w gardle, gdy na jesionowym pniu robotnicy namalowali kropkę – w ten sposób oznacza się drzewa do wycięcia – i taka kropka pojawiła się też na czole Ludki). Na szczęście ta jedenastoletnia Ludka jest mentorką, która doskonale wie, że drzewa w mieście „bywają samotne” i że ludzie w mieście też bywają samotni, więc warto ich sobie przedstawić, a na pewno zadzieje się magia.
Ja za Ludką pójdę jak w dym! Majka już poszła, przykładając ucho do pnia drzewa i nasłuchując. Po co ona to robi? Bo Ludka powiedziała jej, że „ja słucham drzew. Gdy zapada cisza, wtedy pod korą każdego z nich słychać cichy szmer, szum pracujących owadów, rosnących grzybów, przepływające soki i wodę, słychać tworzące się słoje. Słychać wtedy też szept drzewa – czasem pod korą, czasem w liściach. Drzewa rozmawiają ze mną w ten sposób – dniem, nocą, gdy nie ma wiatru.” [s.13]
Nie mogę pominąć tytułu „Drzewołazki”, nie mogę pominąć tego, że bohaterkami tej książki są dziewczyny. Cecylia Malik głośno mówi: „hej, tak, dziewczynko, do ciebie mówię! Ty też możesz wejść na drzewo! Możesz to zrobić nawet w sukience, jeśli tak Ci wygodnie! Pamiętaj tylko, że jedynym ograniczeniem jest twoje bezpieczeństwo, a nie płeć!”. To ważne, bo wspinanie się na drzewa to w naszej kulturze ciągle synonim bycia chłopakiem (chłopaczyskiem! - mówią niektórzy przechodnie).
Wspinałyśmy się dzisiaj na drzewa przed naszym blokiem (Majka w różowej sukience!). Zawsze myślałam, że jest ich tam trzy, a nagle okazało się, że siedem. Zastanawiamy się nad tym, jakich są gatunków. Majka porównuje liście, bada korę, sprawdza, czy jest chropowata i jakiego jest koloru. Przed wyjściem dobrze przemyślała, jakie buty najlepiej ubrać tak, żeby przylegały do stopy. I nie zapomniała o długim rękawie, żeby nie podrapać rąk. Stałam obok i w zdumieniu i zachwycie przyglądałam się, jak w środku niej coraz wyższa i wyższa rośnie drzewołazka. Uważna, skupiona, mądra i zafascynowana tym, co dookoła niej. Znów te łzy w oczach.
Cecylio! Było warto...








Komentarze