42.PO ŁZACH ZAWSZE UŚMIECH


ZBIGNIEW LENGREN
„GAŁGANKOWY SKARB”
BABARYBA, WARSZAWA 2010
ILUSTROWAŁ ZBIGNIEW LENGREN

[Babaryba stawia na dwa końce kija – z jednej są ukochane książki z dzieciństwa, z drugiej premiery, które wprawiają w zdumienie]

Lubię wiersze. Wierszę czyta się prosto, rytmicznie, dzieją się same, bez naszego udziału. Gdy czyta się wiersz Dziecku, to w człowieku budzi się aktor i bez trudu zmienia głosy, pędzi za tekstem, albo wolno jak żółw wdrapuje się na jego wierzchołek – zależy, jak autor dyktuje. Ten aktor nie zna tremy i jest tak przekonujący, że Dziecko śmieje się w głos. I za wierszami idzie się jak w dym. Ale tylko za tymi dobrymi, za tymi, które można czytać po wielokroć i nigdy się nie nudzą, za tymi, które bawią babcie, matki, a na samym końcu córki. I mają jeszcze szansę bawić kilka pokoleń naprzód, tych, które jeszcze się nie urodziły.
Do takich wierszy należy „Gałgankowy skarb”. Wierszyk o dziewczynce, która zgubiła ulubioną lalkę. I dziewczynka płacze, bo dla niej lalka to jak dziecko – największy skarb. I nie ma znaczenia, że lalka to Murzynek, a Kasia jest biała, bo przecież dziecko się kocha mimo wszystko, dziecka się nie wybiera. Kasia-mama odchodzi od zmysłów i jedyne, co potrafi powiedzieć to, że „ja moją szmacianą laleczkę chcę!” i wzywa na pomoc rodzinę, znajomych, nawet pieska. Szuka mama, tata, brat, ciocia, szuka nawet stróż Walenty. Gdy nie mogą znaleźć zguby proponują Kasi w zamian wazonik, korale, balonik, ale wiadomo przecież, że serce Kasi nie da się oszukać. I ktoś w końcu sprawia, że koniec jest szczęśliwy, że dziewczynka chwyta w objęcia swoją lalkę, że wszystko wraca tam, gdzie być powinno.
Lubię ten wiersz, bo lubię takie, gdzie jest dużo wyliczeń, gdzie rytm i rym idą w parze, gdzie ciocia, wujek, babcia i piesek nadają dynamiki, gdzie jak refren powtarza się jedna fraza, a wokół niej szaleńczo krążą inne strofy.
Nie mogę milczeć na temat rysunków – rozpoznawalna kreska, dużo humoru, dziadek, co szuka lalki w pieluszkach.
Nie dziwię się, że dzieci polskie zawnioskowały o Order Uśmiechu dla Lengrena. Uśmiecham się ja też. I Majka!





[Dziękujemy wydawnictwu Babaryba za możliwość powymachiwania własnym kijkiem]  

Komentarze

  1. To jedna z moich ukochanych książeczek z dzieciństwa. Uwielbiam reprinty, chętnie czytam je mojemu dziecku:) Historia Kasi jest mądra, wzruszająca i zapada w pamięć.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja akurat z dzieciństwa nie pamiętam, ale mnie uwiodła ta książeczka, ten wierszyk - tak, jak piszesz, wzruszający - no i obrazki Lengrena - klasyka sama w sobie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...