612.PLAYLISTA



Wracamy z przedszkola. Mozolnie wspinamy się po schodach na czwarte piętro. „Ciekawe, czy tata już jest?” - zastanawiam się na głos. „Na pewno nie ma” - stwierdza Majka z pełnym przekonaniem. „Skąd wiesz?” - dopytuję. „Bo nie słychać muzyki!” - odpowiada. Tak, u nas w domu ja jestem panią od książek, a tata panem od muzyki. Gdy ktoś pyta mnie, jakiej muzyki słucham, to odpowiadam, bez cienia ironii, że takiej, jaką włączy mój mąż. Bo na naszych regałach książki muszą czasem dzielić przestrzeń z płytami winylowymi, bo mamy wykupione streamingi na platformach muzycznych, bo tak, jak ja przeglądam zapowiedzi książek i szperam na aukcjach internetowych w poszukiwaniu książkowych białych kruków, tak on wie, co w najbliższym czasie wyjdzie na czarnej płycie i ma listę krążków, które chciałby mieć. Koniecznie w stanie excelent lub near mint.
Zatem ta książką będzie w naszym domu idealną lekturą dla taty i córki!
To świetna ekspresowa podróż przez historię muzyki rozrywkowej. Dobrej, mocnej muzyki. Kto będzie naszym przewodnikiem? Fretka i Pies oraz Młody (królik). Zwierzaki zostają same w domu, bo „człowieki” idą na koncert. I Fretka z Psem zabierają się za edukację muzyczną Młodego. Zaczynają od Chacka Berry'ego (wcale nie od Bacha!), ale wykłady, nawet wzbogacone podkładem muzycznym, wydają się królikowi nudne i… wskakuje wprost do głośnika. Chce zobaczyć wszystko na własne oczy. Na przykład trzynastoletniego Jimmiego Page'a, który po występie w telewizji mówi, że chce zostać biologiem i wynaleźć lekarstwo na raka. Albo Paula McCartneya, który właśnie umawia się na pierwszą próbę z The Quarryman – zaraz, jak tylko wróci z wakacji. No i Elvisa P. - niekwestionowanego Króla. Potem sypią się kolejne nazwiska i nazwy zespołów: Clapton, Patti Smith, Niemen, Dylan, The Velvet Underground, Rolling Stones, Prince czy Nirvana. Tyle tu dźwięków, tyle tu kolorów, tyle tu magii! Playlista do tej książki byłaby imponująca! Nie tylko dlatego, że gdyby wrzucić do niej wszystkie utwory (czasem całe płyty), które są tu wspomniane, to byłaby dłuuuuga, ale też dlatego, że byłaby po prostu świetna! Oklejak skupia się na mutatntach muzycznych, na wielkich nazwiskach, na silnych osobowościach, które tworzyły muzykę przełomową, nietuzinkową, kultową. Mówi zawsze parę słów o muzykach, ciekawostki, anegdotki, fakty („W 2005 roku nowo odkryty gatunek ważki otrzymał łacińską nazwę Umma gumma – na cześć płyty Pink Floyd”)… Zostawia nawet pole do dyskusji – Pies i Fretka sprzeczają się czasem o wartość poszczególnych płyt, choć podobno o gustach się nie dyskutuje. Ale wielki mój podziw wzbudza to, jak Oklejak namalowała muzykę. Jak namalowała historię muzyki, zmieniające się trendy (poprzez różnicowanie kolorów, kreski, oddała ducha i popu, i punka, i psychodelii), jak przemyciła żarty, nawiązania, znane motywy. Zachwyt! Oczywiście to tylko wybór i sama Oklejak podkreśla to w zabawny sposób, rysując na końcu kilka zwierzaków, zirytowanych, że w książce nie pojawiają się ich ulubione zespoły i wokaliści: żaba postuluje „Więcej hip-hopu!”, a ptak woła „A gdzie The Doors, King Crimson, Bob Marley, Fugazi, Pearl Jam, Flying Saucer Attack, Spacemen 3,……………………………..?” Bez obaw – muzyki jest tyle, że starczy na kilka całonocnych imprez! No właśnie! Mam jedną przestrogę – gdy zaczniecie czytać „No to gramy!” przygotujcie się na długaśną lekturę. Co prawda tekstu nie jest tu może bardzo dużo, ale jak tu nie zanucić „Radio Ga Ga”, „Let's dance” czy „Cheri cheri lady”? A te śpiewy to tak będą co stroniczkę… To będzie niezapomniana lektura! Miłego muzykowania zatem!














Komentarze