44. CYRK CZYLI GRAJ PIĘKNY CYGANIE


WOJCIECH ŻUKROWSKI
„PORWANIE W TIUTIURLISTANIE”
BABARYBA, WARSZAWA 2010
ILUSTROWAŁ PAWEŁ KŁUDKIEWICZ

[Babaryba stawia na dwa końce kija – z jednej są ukochane książki z dzieciństwa, z drugiej premiery, które wprawiają w zdumienie]

W mojej głowie mieszka gdzieś na dnie ten tytuł. Spał do tej pory, bo nie przypominam sobie, żebym czytała książkę Żukrowskiego. Gdzieś na wewnętrznej stronie powiek jakieś sceny z filmu rysunkowego, jakiś kogut, jakiś kot... Ale nic pewnego, nic nie wiem na pewno.
I kolejny raz padam na kolana przed Babarybą, bo dała mi coś pięknego, coś niepowtarzalnego. Wyjątkowego. A jeśli ja jestem zachwycona, to liczę na to, że Majka kiedyś też będzie – tym bardziej, że już teraz się zasłuchała w ten tekst, który płynie jak srebrzysta woda.
To historia kota Mysibrata Miauczury, lisicy Chytraski i koguta Pypcia. Ta wspaniała trójka wędruje po świecie – każdy z nich ma za sobą jakieś ciężkie przeżycie. Nie wiadomo, jak się spotkali, co sprawiło, że są teraz przyjaciółmi na śmierć i życie. Wiadomo, że Chytraska była kiedyś guwernantką, Pypeć był wojskowym i grał na trąbce, a Miauczura pilnował swego czasu młyna. Teraz każde z nich ma przewieszony przez ramię tobołek, kradnie gruszki i prosi o kawałek chleba w gospodarstwie, które akurat mija. A dzielą się wszystkim po równo. I serem i garścią malin i łzami.
Pewnej pięknej nocy, gdy Pypeć snuje wspomnienia o wojnie, dociera do nich informacja – na terenie Tiutiurlistaniu została porwana córka króla sąsiedniego królestwa, Blablacji. Nikt nic nie wie, cały kraj jej szuka, ale jeśli nie znajdzie się już, natychmiast, to Cynamon wypowie Tiutiurlistanowi wojnę. Kolejne walki wiszą w powietrzu i choć Pypeć, pełen odwagi, rwie się na pole walki, to wszyscy woleliby uniknąć wojny. Niespodziewanie trójka przyjaciół spotyka na swej drodze księżniczkę i wyrusza w pełną przygód podróż do Blablacji, by ją oddać stęsknionym rodzicom. Ale po piętach depcze im Cygan Nagniotek...
„Porwanie w Tiutiurlistanie” jest książką niesamowitą. Jak dla mnie to przedstawienie cyrkowe: ekwilibrystyka słowa tak doskonała, że żadne nie ląduje na scenie; podniebne loty znaczeń i metafor; taniec na linie akcji, który trzyma w napięciu, a jest tak wyważony, że dociera z miejsca na miejsce tak pewnie, jak po twardej ziemi.
Żukrowski tak czaruje język, że jest mu uległy, historie skaczą wokół niego i są na każde jego skinienie – raz trzymają w napięciu, raz wyciskają łzy, a raz bawią i łechczą we wrażliwe miejsca. A wszystkie są po prostu piękne – to taka czysta poezja, nałapana gdzieś na zakurzonych drogach, w lasach, przy ognisku i we wszystkich tych miejscach, gdzie dobrze snuje się opowieści.
Ta powieść zagrała na moich uczuciach, zatańczyła na dnie oka – wycisnęła łzy – te ze śmiechu i te wzruszenia.
A do tego doskonała oprawa graficzna – czarno-biało-czerwone rysunki, wyraźne, choć troszkę z przymrużeniem oka. Majka była zachwycona, patrzyła na nie długo. Zresztą historia ją też zaczarowała – zasłuchana dotrwała do końca, choć czytałyśmy ją kilka dni.





[Dziękujemy wydawnictwu Babaryba za możliwość powymachiwania własnym kijkiem]

Komentarze

  1. Nie słyszałam jeszcze o tym wydawnictwie. A tym bardziej o tej książce. Ale już teraz, po zdjęciach z ilustracjami u Ciebie i recenzją, wiem, że choć jestem duża - też chciałabym ją mieć.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak - to książka perełka, warto mieć w swojej kolekcji! A wydawnictwo naprawdę godne polecenia!

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...