599. WZORCE RODZICIELSKIE


SCENARIUSZ I RYSUNKI BENJAMIN RENNER
„WIELKI ZŁY LIS”
(TŁ. KRZYSZTOF UMIŃSKI)
KULTURA GNIEWU, WARSZAWA 2018
SERIA KRÓTKIE GATKI

Lis jest głodny. Lis na co dzień je rzepę. Lis marzy o tłustej kurce…. Śni mu się ta kurka po nocach. Więc raz po raz próbuje szczęścia i zagląda do kurnika na pobliskiej farmie. Jest przecież Wielkim Złym Lisem. Tylko, że na tej farmie nikt tak nie uważa (właściwie to w ogóle nikt tak nie uważa...). Pies pilnujący od razu na wejściu daje mu miotłę i mówi, że sam po sobie posprząta tym razem, a Kura daje mu niezły wycisk wielką sztachetą od płotu. Na koniec Królik ze Świnką wręczają mu koszyk z rzepą – jak zwykle odłożyli dla niego trochę warzyw… Lis jest u kresu wytrzymałości. Na diecie wegetariańskiej nie pociągnie już długo. Pewnie zwariuje. Do tego jego miłość własna wycieka my przez puszysty ogon. Jest Wielkim Złym Lisem, ale wie o tym tylko on jeden. Dlaczego? Pewnego dnia Lis spotyka w lesie Wilka. O, ten to jest typ spod ciemnej gwiazdy. Wystarczy, że spojrzy, a ptactwo mdleje i samo wpada mu w łapy. On to pożyje, one to się naje! Ale Wilk też ma problem, bo znudziły mu się wróble i leśne gryzonie. A gdy tylko zbliża się do farmy, Pies pilnujący zaraz łapie za strzelbę… Wilk też zjadłby wielką tłustą kurę… Pojawia się więc pomysł. No bo Wilk nie może się zbliżyć do kurnika, ale Lis owszem. Nikt go tam nie traktuje poważnie. Więc gdyby tak to Lis przyniósł Wilkowi kurę? No może nie kurę, bo z Kurą sobie oczywiście nie poradzi, ale gdyby tak… jajka? Potem wystarczy je wysiedzieć (oczywiście zrobi to Lis, Wielki Zły Lis… bez godności…), urodzą się kurczaki, trochę podrosną i… ale będzie wyżerka! W oczach Lisa zamiast dolarów ukazuje się soczysta kurza nóżka… Deal? Deal!
No to Lis idzie. No to Lisowi nawet się udało. No to Lis zaczyna wysiadywać jajka…
Okazuje się, że teoria teorią, a w praktyce pojawia się coś, czego Wielki Zły Wilk nie przewidział – czynnik uczuciowy...
Jak ja się zakochałam w tym lisie, no! Jak ją się go wcale nie bałam, choć on tak bardzo chciał, żebym ja się bała! Jak ja się śmiałam z jego przygód! Jak poczułam wielką z nim więź! Wiedziałam doskonale jak skończy się ta historia, że miłością, że odwagą, że siłą… To komiks, który owszem, rozśmiesza, bo dowcipkuje sobie z lekkością i ze smakiem, ale to też komiks o Bardzo Poważnych Sprawach. O miłości rodzicielskiej. O tym, że dzieci nas czasem tak wkurzają, że mamy ochotę je zeżreć na kolację i popić wyśmienitym Chianti, ale są przecież taaaaakie cudowne, takie nasze… A jak zaśpiewają piosenkę, albo powiedzą wierszyk, albo jak narysują laurkę… Wiosna w środku zimy i roztopy serca. No i to odbicie nas samych w ich oczach… Ten podziw, ta duma wielka, to, jak stajemy się dla nich całym światem, nasze słowa są święte i nothing else matters… Plus tysiąc do poczucia własnej wartości…. I od razu chce się toto chronić przed całym złem tego świata, chce się to nauczać, nieba mu przychylić, dać wszystko, co najlepsze, bawić się nawet w głupie zabawy, spełniać każdą zachciankę, a nade wszystko tulić do siebie… Natura sprytna jest bardzo, podstępnie sprytna rzekłabym…
I czy dziwnie będą na mnie patrzeć inni rodzice, gdy powiem, że swoje wzorce rodzicielskie czerpię z komiksów i chcę być takim rodzicem jak Wielki Zły Lis? Nawet gdyby, to nie będę się tym przejmować, bo moje dziecko też się uśmiecha, gdy mu czytam o trzech Kurczakach, które są przekonane, że są Wielkimi Złymi Lisami. Ot, siła miłości.









Komentarze