285. O PLISZCE, KTÓREJ NIE MA W KSIĄŻCE, A JEDNAK JEST
„TRÓJKOWE GAWĘDY DOKTORA KRUSZEWICZA” ANDRZEJ KRUSZEWICZ OPOWIADA WOJCIECH MANN ZAPOWIADA DARIUSZ PIERÓG PYTA SABINA TWARDOWSKA RYSUJE MULTICO OFICYNA WYDAWNICZA, WARSZAWA 2015 U niego zaczęło się od kanarka. Podobno jeden swoim śpiewem zajmował go na długie godziny, gdy był dzieckiem. Od tego czasu śpiew kanarka jest najmilszy dla jego uszu. Był czas, że miał 50 kanarków naraz w domu. U nas zaczęło się od pliszki. Jedna taka przylatywała pod moje okno w pracy. Machała ogonkiem i kradła minuty, które powinnam przeznaczać na pracę. Nie mogłam oderwać od niej oczu. Potem weszła nam do codziennych wędrówek do-żłobkowych. Zaraz po tym, jak wysiadłyśmy z tramwaju, zaczynałam opowiadać. Pliszka raz miała imię, raz nie, raz przyjaźniła się z bocianem, raz odlatywała do ciepłych krajów, raz płakała, bo czuła się samotna. Wymyślałyśmy o niej historie, a potem w wielkiej księdze o ptakach pokazywałam Majce, jak wygląda moja koleżanka zza szyby. U niego od kanarka zaczęło s...