Nie pamiętam kiedy miałam ostatnio w dłoniach „Świerszczyk” - czy to było w przedszkolu, czy może później się jeszcze zdarzyło? Zadziwia mnie, że w zalewie kolorowych gazet, komercyjnych czasopism na licencji, ten mały owad wciąż gra... Pewnie w brzuchu ma teraz inną muzykę, pewnie pomaga fakt, że na prawej tylnej nóżce ma pieczątkę z logo Nowej Ery, ale jest, wciąż jest. I to na wysokim poziomie. A kupiłam, bo zauważyłam gdzieś lampiony z duchami. I ducha na okładce. I ten napis „ Widma, zjawy i duchy” i podtytuł oswajająco-kojący „dla otuchy”. Musiałam bardzo uważać, bo Majka chciała potraktować go jak wszelkiego typu gazetki reklamowe, które dostaje do ćwiczenia małych paluszków (rozdzieranie, darcie, wydzieranie, szarpanie, odrywanie, skubanie), a chciałabym jej zachować ten pierwszy własny egzemplarz „Świerszczyka” na czas, gdy halloweenowy lampion będzie potrafiła zrobić już sama. Albo z moją pomocą. Bo wczoraj to ona pomagała – rozdzierała, darła, wydzierała, szarpała...