595. DWIE PÓłKULE MÓZGOWE
Hildę
kocham jak nie wiem co! Powodów tej miłości jest kilka. Od kiedy
dawno temu dowiedziałam się na studiach o istnieniu czegoś takiego
jak realizm magiczny, wiedziałam, że ten nurt w literaturze i
sztuce to coś dla mnie. Czułam go całą sobą! Jednym z założeń
realizmu magicznego jest to, że bohaterowie przyjmują niezwykłość
jako coś oczywistego, coś co istnieje na równi i na tych samych
prawach co sąsiad, krzesło, drzewo czy szklanka z wodą. Niezwykłe
jest zwykłe. Niezwykłe istnieje i nikt nie ma prawa go
kwestionować, nie ma też sensu go wyjaśniać. I tak jest z Hildą.
Wszystkie magiczne stworzenia dookoła niej po prostu istnieją.
Hilda nie zastanawia się, czy to możliwe, żeby były prawdziwe. Po
prostu traktuje je jak inne części wszechświata. Trolle, giganty,
fofle, elfy, Drewniak – są tak rzeczywiste jak jej własna ręka.
Lubi je badać, lubi je rysować, lubi je oswajać i z nimi
rozmawiać. Obłaskawia je – nawet te groźne. Ma dar, który
pozwala jej na dogadanie się z każdą z tych istot. Poza tym Hilda
mieszka na Pustkowiu – jeden dom w promieniu kilkudziesięciu
kilometrów. Całe dnie spędza na dworze. Chłonie naturę. Zna
każdy patyk i kamień w swoim otoczeniu, potrafi nazwać każdą
roślinę. To jest dzieciństwo, o jakim skrycie marzył każdy z
nas. Beztroskie. Piękne. Hilda nie chodzi do szkoły, ale jest
inteligentna, sprytna, oczytana. Wie wszystko to, co wiedzieć
powinna, a nawet więcej. No i ma niebieskie włosy, a niebieskie
włosy od zawsze były moim marzeniem.
Więc
tak, to Hilda, moja idolka. Teraz bohaterka powieści.
W
pierwszej części poznajemy ją – jej zapał, jej charyzmę, jej
talent. Przemierzamy razem z nią i jej lisojeleniem Rożkiem tereny
Pustkowia w poszukiwaniu tajemniczych stworzeń, które rysuje w
swoim szkicowniku. Potrafi nawet narysować trolla, choć te zwykle
są bardzo niebezpieczne. Jej życie jest beztroskie i pełne
przygód. Do czasu… Dom jej i jej mamy zaczynają atakować
niewidzialne stworzenia. Żądają, żeby opuściły ten teren.
Okazuje się, że to elfy. Hilda i jej mama nie mogą ich zobaczyć i
przez to nieustannie depczą po ich domach. Mimo że nie robią im
krzywdy, jest to dla elfów bardzo uciążliwe. Po kolejnym ataku
mama panikuje i chce się wyprowadzić do miasta, ale Hilda
postanawia ocalić ich dom i zachować swoje miejsce na ziemi.
Wyrusza na trudną i niebezpieczną wyprawę, żeby odnaleźć władcę
elfów i podpisać traktat pokojowy.
Oczywiście
przeczytałam (nie raz!) wszystkie komiksy o Hildzie. Ze zdumieniem
przyjęłam fakt, że Netflix zrobił serial o przygodach Hildy
(świetny!). Wtedy jeszcze się cieszyłam, skakałam wręcz z
radości – Hilda celebrytką! Lepszej gwiazdy dzieciaki nie mogły
sobie wymarzyć! Krótko potem w zapowiedziach Egmontu znalazłam
informację o powieści na podstawie pierwszego z komiksów i na
podstawie serialu. Zrobiło mi się lekko niewyraźnie. Przywołałam
w pamięci przypadek Kubusia Puchatka i tego, jak Disney zawłaszczył
go dla siebie. Znam osoby, które nie czytają Kubusia, bo zohydzony
im został przez maskotki, plecaki, kubki i parasolki oraz
disneyowskie wersje „dalszych losów”. I stoję tak na rozdrożu
– jedną półkulą mózgową w zachwycie, a jedną w strachu.
Oczywiście, że przeczytałam powieść. Dla kogoś, kto nie zna
komiksów, to będzie na pewno odkrycie. Wyobrażam sobie dzieciaki,
które w przyszłym roku na bale karnawałowe będą się przebierać
za Hildę. To świetna historia, więc nawet przeróbka z serialu na
powieść jej nie zaszkodziła. Dla mnie co prawda nie było to już
„wielkie wow”, bo komiks znam doskonale, nie mniej jednak
przeczytałam z radością. Ale jest we mnie duża doza niepokoju, że
Hilda zacznie się komercjalizować, ze odejdzie zbyt daleko od
oryginału. Już teraz ilustracji do powieści nie zrobił nawet sam
Luke Pearson, twórca, pomysłodawca i jedyny prawdziwy „ojciec”
Hildy, ale na podstawie jego komiksów zrobił je ktoś inny. Owszem,
dalej jego nazwisko widnieje na okładce książki, ale ta kreska
jest nieco inna. Tak, oczywiście, że przeczytam kolejną część,
której już się nie mogę doczekać (Wkrótce! „Hilda i Wielka
Parada”, jak obiecuje wydawca), ale nie potrafię strząsnąć z
siebie tego dziwnego uczucia niepokoju. Ale póki co mówię
wszystkim: czytajcie Hildę! Teraz jest dobrze, więc może po prostu
będzie dobrze...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...