597. HUŚTAM SIĘ
SARAH
CROSSAN
„MY
DWIE, MY TRZY, MY CZTERY”
(TŁ.
MAŁGORZATA GLASENAPP)
DWIE
SIOSTRY, WARSZAWA 2018
Apple
ma trzynaście lat. Od jedenastu nie wie, gdzie jest jej mama. Po
prostu wyszła pewnego dnia z domu. Apple wydaje się, że pamięta
tę scenę. Jakąś kłótnię pomiędzy mamą i babcią. Krzyki.
Jakieś trzaśnięcie drzwiami. Wydaje jej się, że to wina babci.
Nie, wie to doskonale. Surowa, zasadnicza, nadopiekuńcza babcia
wyrzuciła jej mamę z domu. I zostawiła sobie wnuczkę. Może
chciała zawłaszczyć Apple dla siebie? Tak, na pewno. Babcia jest w
swojej miłości bardzo zaborcza. Nie pozostawia miejsca na nikogo
innego pomiędzy nimi. Ale nie pozostawia też miejsca na oddech. I
nie przytula. Rozdaje polecenia, egzekwuje i wydaje jej się, że to
najlepszy sposób wychowywania dzieci. Apple kuli się w sobie, nigdy
nie mówi tego, co naprawdę myśli. Nauczona ukrywania prawdziwych
uczuć nie jest sobą – jest dokładnie zaprojektowaną
trzynastoletnią dziewczynką – grzeczną i miłą. Apple nie może,
tak jak inne dziewczyny, pójść po szkole na frytki na molo. Musi
wracać do domu, bo jagnięcina, którą przygotowała babcia nie
może wyschnąć w piekarniku. Bo musi odrabiać pracę domową.
Poprawka – chce odrabiać pracę domową, bo inaczej będzie
musiała siedzieć z babcią i oglądać telewizję, a na to nie ma
ochoty. Chciałaby być normalną nastolatką, ale nie może. Nie
może przyjaźnić się z dziewczynami, które chodzą w sobotę na
imprezy i podkochiwać się w starszym od siebie Eganie. Nie, to
akurat może, ale nie może być w tej swojej młodzieńczej miłości
szalona i nastoletnia, egzaltowana i młodzieńcza. Bo nie. Bo u
Apple i jej babci wszystko jest pod linijkę, według planu, bez
odrobiny spontaniczności. Pewnego dnia Apple zostaje wywołana z
lekcji. Jej babcia jest w szpitalu. Zaraz przyjedzie po nią ktoś,
kto zabierze ją do szpitala. Apple mocno ściska pasek od szkolnej
torby i czeka. A potem wsiada do czarnego audi. Kierowca to kobieta.
„Apple, to ja. (…) Wróciłam na dobre, kochanie.” - słyszy
Apple. To najważniejsze, najbardziej wyczekane przez nią słowa.
Nigdy w życiu nie pragnęła niczego bardziej, niż usłyszeć
właśnie to. Apple i jej mama jadą na zakupy, na kalmary
panierowane, na białe wino… Jadą i wszystko staje się proste –
opowiadanie o sobie, śmiech, smak brownie z karmelem na ciepło.
Wszystko jest idealnie. Wszystko nareszcie tak, jak być powinno. Dla
Apple nie jest problemem, by zdecydować – babciu, od teraz będę
mieszkała z mamą. To jedna chwila, błysk, nie zastanawia się.
Apple po prostu wychodzi. Idzie do nowego, szalonego życia, w którym
jej mama związuje długie włosy kolorową gumką, pozwala jej nie
chodzić do szkoły, robi super imprezy, na które zaprasza Egana,
uczy ją jak robić drinki, nie przeszkadza jej, że Apple w nich
zasmakowuje i w ogóle, wszystko jest tak, jak powinno być w życiu
trzynastolatki. Tylko dlaczego czasem Apple boli brzuch, gdy pomyśli
o babci? Tylko dlaczego nagle się okazuje, że Apple chciałaby
jednak chodzić do szkoły, ale nie może? Tylko dlaczego nikt jej
nie powiedział, że mama nie mieszka sama, że w jej życiu jest
ktoś jeszcze – mała dziewczynka, Rain, która wszędzie chodzi z
lalką i wierzy, że to jej córeczka?
Przejmująca
książka o dorastaniu. O dorastaniu niełatwym. Każde jest trudne,
każde boli, ale nie każde ma w sobie tyle łez, tyle alkoholu, tyle
wierszy, które pisze się ukradkiem w tajemnym zeszycie, tyle
nadziei, które raz po raz rozpadają się na kawałki, tyle
odpowiedzialności, której wymaga się od trzynastoletniej
dziewczynki, tyle miłości, z którą nie wiadomo co zrobić i
przelewa się ją na niewłaściwe osoby, tyle zmęczenia, tyle
strachu. W pewnym sensie świat Apple był doskonale poukładany –
pod ręką zawsze miała tęsknotę za mamą i obwinianie za tę
tęsknotę babcię. Wiedziała o czym marzy – o powrocie
najważniejszej kobiety jej życia, o pocałunku Egana, o frytkach na
molo. To powiedzenie „uważaj o czym marzysz, bo może się
spełnić”, okazuje się bardzo prawdziwe w przypadku tej
trzynastolatki. Od jedenastu marzyła wciąż o tym samym – teraz
musi zrewidować zasób marzeń. Teraz, gdy okazuje się, że to
wszystko, czego pragnęła, ma na wyciągnięcie ręki, marzy o
powrocie do przeszłości. Oczywiście nigdy by się do tego przed
sobą nie przyznała. No może trochę, w wierszach. To piękna
historia o miłości – o ważnej, silnej, mądrej relacji między
babcią a wnuczką. Owszem, to miłość niedoskonała, podszyta
strachem, podszyta niepewnością, ale miłość o której warto
pisać poezje. W tej książce nic nie jest takie, jakim się
wydawało na pierwszy rzut oka, wszystko ma drugie dno i jest
metaforą. Czytając ją, czułam się tak zagubiona, jak sama Apple.
Huśtałam się na nastrojach – od śmiechu do płaczu, od ekstazy
do depresji, od euforii do strachu. Ale z chęcią wsiadam na takie
huśtawki i daję się ponosić, bo potem czuję to jedyne w swoim
rodzaju czytelnicze oczyszczenie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...