590. THE WEEK OF HOPE: NA NIEBIESKO
BETH
HAUTALA
„CZEKAJĄC
NA JEDNOROŻCE”
(TŁ.
ZUZANNA BYCZEK)
WYDAWNICTWO
LINIA, SERIA BIAŁA PLAMA, WARSZAWA 2018
„(…)
chciałam się rozpłakać. Doskonale wiedziałam, co się dzieje.
Mama odeszła i wszystko, co kochałam w niej najbardziej, nagle
zmieniło się we wspomnienia.” [s.98]
Talia
McQuinn ma 12 lat. Ale nie ma mamy. Jej mamę zgarnął rak. Poszła
za nim wbrew sobie i wbrew życzeniu, które zostało napisane na
białej karteczce i wrzucone do słoja życzeń. Czym jest słój
życzeń? To zwyczajny słój, w którym Talia przechowuje zmięte
paski papieru. Na tych paskach są różne rzeczy – te o podobaniu
się chłopakowi, te o ładniejszym wyglądzie, te o grze na jakimś
instrumencie. Jest też jedno, zupełnie szczególne, pierwsze, to,
które łatwo odnaleźć pomiędzy innymi, bo jest poszarzałe i
pomięte: „Chciałabym, żeby rak zniknął.”. Nie spełniło
się. Ale dla Talii to naczynie wypełnione skrawkami papieru jest
trochę jak talizman, a trochę jak pamiętnik. Często wysypuje
życzenia i czyta je po kolei. Pewnie wciąż to szczególne, to
najważniejsze, boli. Boli mocno, bo wiadomo, że nie spełni się
już nigdy. Do tego właśnie nadchodzą wakacje, a ojciec Talii
zabiera ją na Arktykę. Jest biologiem i bada wieloryby. Lipiec to
czas, gdy powinny się pokazać, więc nie ma wyboru – praca wzywa.
A może nawet chętnie się pakuje? Bo nie umie rozmawiać ze swoją
córką o stracie. Między nimi ciągle stoi mama, ale teraz, zamiast
trzymać ich oboje za ręce i spajać rodzinę, odpycha od siebie
tatę i córkę. Żadne z nich nie umie przeżywać żałoby. I żadne
z nich w tej nieumiejętności nie potrafi zwrócić się do drugiej
osoby. Wyjechać na Arktykę jest łatwiej. Tam nie będą musieli
rozmawiać, bo tata wypłynie, na bardzo długo, a Talia zostanie w
nieswoim niebieskim domu z gospodynią taty, Surą. Dla Talii to
będzie kilka tygodni, dzięki którym będzie mogła spojrzeć na
swoją stratę i swoje uczucia z drugiego brzegu oceanu. Okaże się,
że jej największym lękiem jest to, iż straci ojca, okaże się,
że Sura, która znała jej rodziców jeszcze zanim zostali
małżeństwem, jest się świetną bajarką, a swoimi historiami
trafi prosto do serca Talii, okaże się, że na wakacje do Churchill
przyjeżdża całkiem przystojny młody chłopak, który zrozumie
Talię lepiej, niż ona sama rozumie siebie, okaże się, że Talia
mimo wszystko ma serce, które wciąż bije i może kochać kolejne
osoby, okaże się, że radiostacje nie są najlepszym narzędziem do
rozmowy z własnym ojcem, okaże się, że jest na świecie ktoś,
kto kocha Talię i okaże się, dlaczego Talia tak bardzo chciałaby
zobaczyć jednorożca. Oczywiście, wiadomo, jednorożce istnieją
tylko w pięknych legendach o szlachetnych dziewczynach, którym
spełniają życzenia. Ale czyż narwale nie przypominają do
złudzenia jednorożców? Czy jeśli Talia zobaczy narwala, to będzie
mogła rozbić swój słój z życzeniami?
Ładna
jest ta książka. Po prostu ładna. Kojarzy mi się z nabrzeżem, o
który rozbijają się fale morza. Talią targa wiele dziwnych uczuć,
takich, których nie zna, których nawet nie umie nazwać, z którymi
nie potrafi sobie poradzić. Żal, ból, gniew, tęsknota… ale nade
wszystko miłość, choć chyba nie do końca sobie to uświadamia.
Ma 12 lat – jest więc trochę dzieckiem, a trochę dorosłą. Jej
strata na pewno czyni ją starszą od innych dwunastoletnich
dziewczynek – starszą na duszy. Jednocześnie to wciąż dziecko,
które potrzebuje, żeby ktoś zamknął je w ramionach i zapewnił:
„nie odejdę, będę tu dla ciebie!”, a potem po prostu spełnił
tę obietnicę, ziścił marzenie. Ładnie te tęsknoty opisała Beth
Hautala, nietuzinkowo. Trochę tu magii, ale nie tej z opowiadań o
księżniczkach i wróżkach, tylko tej codziennej, którą czynią
dla siebie nawzajem kochające się osoby. Trochę tu zapachu oceanu.
Trochę tu śpiewu ptaków. Trochę pierwszej, młodzieńczej
miłości. I trochę przyjaźni. I zapach naleśników, które Sura
robi zupełnie inaczej niż mama Talii, ale które w końcu okazują
się nie takie złe.
Zapisuję do wypożyczenia!
OdpowiedzUsuń