584. JESZCZE DZIURA W PIASKU
SCENARIUSZ
MARIKO TAMAKI
„PEWNEGO
LATA”
(TŁ.
ŁUKASZ BUCHALSKI)
KULTURA
GNIEWU, WARSZAWA 2018
RYSUNKI
JILLIAN TAMAKI
W
życiu każdego człowieka istnieje czas pomiędzy. Moment, gdy stoi
w rozkroku. Jedną nogą w dziecięctwie, słodkich piankach
pieczonych na ognisku, kreskówkach, wykopywaniem dziury w ziemi
tylko dla samego kopania, a między dorosłością z trudnym słowem
„poronienie”, ze smakiem alkoholu na języku, z miseczkami B i D
i z „Teksańską masakrą piłą mechaniczną” (w miejsce
„X-manów”).
O
tym jest ta powieść graficzna.
O
pomiędzy.
O
Rose (ma jakieś 14-15 lat) i jej 1,5 roku młodszej koleżance,
które od niepamiętnych czasów spotykają się w Awago. Mama Windy
wynajmuje domek, rodzice Rose wynajmują domek. I czas zastyga, choć
biegnie nieubłaganie. Pachnie drzewami. Zupełnie wyjątkowo. Nic
nie trzeba. Można pływać, jeździć na rowerze, czytać,
spacerować, iść na plażę, huśtać się na huśtawce… Rose
jest już jednak ten jeden krok dalej. Słucha, patrzy, podsłuchuje,
podpatruje. W leniwości letnich popołudni przeszkadza jej
nieustanna aktywność. Swoisty stand-by. Bo musi śledzić.
Starszych chłopaków, starsze dziewczyny, ich relacje –
fascynujące, choć trochę przerażające. To jak oglądanie
horroru. Przez cienki materiał koca, mówiąc jednocześnie o czymś
zupełnie innym, żeby przypomnieć sobie, że morderca jest tylko na
ekranie i że nie wejdzie do żadnego z domków letniskowych w Awago.
Ale jest ten dreszcz. Ten przymus – jednak się patrzy. Jednak
idzie się, znów i znów, do jedynego sklepu w miasteczku, żeby
wypożyczyć film, kupić żelki lub lody, żeby popatrzeć na tego
dziwnego, ledwie dorosłego (a może wcale jeszcze nie?), chłopaka o
imieniu Duncan. Nadaje mu się od razu przezwisko („Dupek”), za
którym można ukryć te cholernie dziwne uczucia, które pojawiają
się w okolicach pępka, gdy on rzuca uwagę w stylu „Tak, jasne,
jeszcze dwie żelkowe rurki, jak zawsze”. Jednocześnie z
mieszaniną obrzydzenia i zazdrości, spod półprzymkniętych
powiek, obserwuje się Duncana i jego dziewczynę. Na przykład, gdy
się całują… Nastolatki to dziwne stworzenia. Jednego dnia
zasypiają jako ukochane dzieci swoich rodziców, śmiejąc się,
obdarzając ich mokrymi pocałunkami w policzek, zaplatając na ich
szyjach ręce, domagając się kołysania, kołysanki i czytania
trzech rozdziałów ulubionej książki. W nocy przepoczwarzają się,
przepotwarniają i stają się istotami obcymi. Rodzicom i sobie
samym. Trzeba do nich szukać kluczy. Słowników. Map. Trzeba im
podsuwać zrozumiałe dla nich komunikaty. A do tego takie, które są
w stanie ich zainteresować. Niewątpliwie „Pewnego lata” jest
takim kluczem, słownikiem i mapą. Jest nastolatkowym lustrzanym
odbiciem, w którym mogą się przejrzeć i uwierzyć, że ktoś jest
po drugiej stronie tego lustra. Ktoś dokładnie taki sam, jak oni.
To pomaga. To leczy. To uspakaja.
A
jeśli do tego jest tak subtelne i tak piękne, jak dzieło duetu
Tamaki-Tamaki, to nie ma się co zastanawiać. Trzeba po prostu
podrzucić nastolatkowi na nocny stolik i nie pytać potem o
wrażenia. Ewentualnie podglądać przez dziurkę od klucza, czy
czyta i czy utożsamia się z Rose.
A
Rose jest u progu tych wszystkich zmian. Szczególnie mocno widać to
w porównaniu z Windy. Dzieli ich 1,5 roku i te 1,5 roku nagle
zaczyna dawać o sobie znać. Windy ze swoim dziecięcym
tłuszczykiem, z wiecznie rozczochranymi włosami, garściami jedząca
cukier, roześmiana i beztroska, Windy, która boi się pustych
dróżek leśnych i horrorów. I Rose z tymi śmiesznie długimi,
patykowatymi kończynami, które działają zupełnie inaczej niż
jeszcze rok temu. Z piersiami, które trzeba będzie niedługo
zamknąć w staniku. Wykluwający się dorosły.
Ale
jednocześnie Rose jest jeszcze tak bardzo, tak mocno dzieckiem. Ta
„pierwsza miłość” do nieznajomego chłopaka ze sklepu, który
nazwał ją „Blondi”, to wyliczanie jego imienia w tandetnej
wróżbie i zastanawianie się, czy ta wróżba się spełni. To
mieszkanie z Duncanem i jedno dziecko, które wyszło tylko dlatego,
że wpisała jego imię w czwartą kratkę. I jakaś dziecięca
wiara, że pewnie, jasne, że się spełni, bo dlaczego nie?! I
żelkowe rurki, które kupuje za każdym razem, bo nie może się
powstrzymać. Rytuał dziecka. I wszystkie te znane ścieżki i znane
rzeczy, które chce robić ze swoją najlepszą przyjaciółką z
wakacji dokładnie tak, jak rok temu, jak dwa lata temu, jak trzy
lata temu...
Nie
pamiętam, kiedy ostatnio zdarzyła mi się taka sytuacja, że
czytałam jedną książkę dwa razy pod rząd. Ale z tym komiksem
pożegnałam stary rok i z tym komiksem go powitałam. Nie mogłam
(wciąż nie mogę!) się od niego uwolnić!
W
internecie rzuciła mi się w oczy wróżba na 2019: weź książkę,
która leży najbliżej ciebie, otwórz na 33 stronie – pierwsze
zdanie mówi o tym, co ci się przydarzy w nowym roku.
Otwieram „Pewnego lata” - jakoś dziwnie ta książka krąży wokół mnie, muszę mieć ją obok, co jakiś czas dotknąć okładki, przekartkować, zawiesić oko na którymś obrazie. Otwieram. Czytam: „Na plaży w Awago pierwszy raz zobaczyłam trojeść”. Ja wiem, że trojeść jest trująca. Rose też już wie. I chyba na tym właśnie polega wchodzenie w dorosłość – na tym, że dowiadujesz się, jak wiele jest rzeczy, które mogą cię zabić. Część z nich jest tak piękna, że nie możesz w to uwierzyć. Bycie dorosłym, to cofanie się o krok i podziwiane z daleka.
Otwieram „Pewnego lata” - jakoś dziwnie ta książka krąży wokół mnie, muszę mieć ją obok, co jakiś czas dotknąć okładki, przekartkować, zawiesić oko na którymś obrazie. Otwieram. Czytam: „Na plaży w Awago pierwszy raz zobaczyłam trojeść”. Ja wiem, że trojeść jest trująca. Rose też już wie. I chyba na tym właśnie polega wchodzenie w dorosłość – na tym, że dowiadujesz się, jak wiele jest rzeczy, które mogą cię zabić. Część z nich jest tak piękna, że nie możesz w to uwierzyć. Bycie dorosłym, to cofanie się o krok i podziwiane z daleka.
Nie
jest łatwo być dorosłym. Nikt się o to nie prosił i Rose chyba
też, mimo wszystko, jeszcze nie chce postawić pewnego kroku w ten
dziwny świat, gdzie „Matka Natura czasami potrafi zachować się
jak suka”. Rzekłabym nawet, że często. Dlatego w końcu kopie
dół. Wielki dół na plaży. Po nic. Po to, żeby wygrzebać piasek
z jednego miejsca na drugie. Żeby czasem pod tym piaskiem trafić na
rękę przyjaciółki. Tej, którą zna się… od zawsze i które
dopiero za rok będzie się zastanawiała, czy chłopak, który jej
się podoba, wie już wszystko o seksie. Na razie ten dół i wejście
do niego, wytarzanie się w piasku. Na razie to wystarczy. Do jutra.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...