315. ZŁY CZŁOWIEK
MARY NORTON
„POŻYCZALSCY W
PRZESTWORZACH”
(TŁ. MARIA
WISŁOWSKA)
„POŻYCZALSCY
POMSZCZENI”
(TŁ. URSZULA
GUTOWSKA)
DWIE SIOSTRY,
WARSZAWA 2015
ILUSTROWAŁA EMILIA
DZIUBAK
Śniło mi się, że
jestem Pożyczalskim. Mieściłam się w ludzkiej dłoni i ta ludzka
dłoń koniecznie chciała mnie zamknąć w klatce z palców.
Uciekałam najszybciej, jak potrafiłam. Obudziłam się bez tchu…
Pożyczalscy nigdy
nie mieli łatwo. Człowiek ma skomplikowaną naturę, która często
nie pozwala mu zaakceptować inności. Ma w sobie chęć dominacji i
poczucie wyższości, uznaje siebie za istotę najbardziej
rozwiniętą. I sam sobie dał prawo niszczyć to, co odbiega od
normy – jest na przykład zbyt niskie, dużo dużo za małe… Dał
sobie również prawo, do zarabiania na tym pieniędzy, jeśli tylko
wymyśli sposób - człowiek, istota chciwa…
Do Pożyczalskich
wracamy, gdy muszą wyprowadzić się z kolejnego domu. Spiller
uświadamia im, że miniaturowe miasteczko, które było swoistym
miejscem mitycznym, istnieje naprawdę. Stworzył je niejaki pan
Pott. Był to człowiek nadzwyczaj dobry i poczciwy. Niegdyś był
kolejarzem. Podczas pełnienia służbowych obowiązków stracił
nogę – ugryzła go łasica, przewrócił się na tory, prosto pod
przejeżdżający pociąg i „nigdy nie zobaczył śladu zębów
łasicy na swej nodze, gdyż noga razem ze śladami zębów została
amputowana. A łasica uciekła cała i zdrowa.” Nie mógł już
pełnić swoich obowiązków, z Funduszy Pomocy Kolejarzom dostał
sporą sumkę, a że był zręczny, kreatywny i miał smykałkę do
prac ręcznych, zaczął budować kolejkę. Kupił wagoniki, a potem
krok po kroku, dom po domu, zaczął rzeźbić w drewnie miniaturowe
miasteczko – kopię swojego miasta. Pan Pott nazwał je Mały Potok
i poświęcał mu odtąd cały swój czas, doskonaląc, domalowując,
sztukując i odzwierciedlając. Był perfekcjonistą, więc wszystko
musiało być doskonałe. Swoją pomoc zaoferowała mu panna Oktawia
– pisała książki dla dzieci, lepiła figurki z plasteliny i
chyba trochę podkochiwała się w panu Potcie, więc była
kandydatką idealną do pracy przy replice miasteczka –
utalentowaną i oddaną, nigdy przedwcześnie nie zdradzającą
szczegółów kolejnej z budowli pana Potta. A na miasteczko
przychodzili popatrzeć wszyscy mieszkańcy! Pan Pott tego nie lubił,
bo mu przeszkadzali. Nie pobierał opłat za zwiedzanie, bo
miasteczko robił tylko dla siebie. Jednak po drugiej stronie rzeki
mieszkał pan Platter. A pan Platter i jego żona bardzo chcieli
zarabiać na swoim własnym, drugim w okolicy, miniaturowym
miasteczku. Początkowo nie wiedzieli o Małym Potoku, ale wkrótce
miało się to zmienić. Najpierw za sprawą niskich obrotów i ich
przyczyny: kolejki pana Potta – w ten sposób dowiedzieli się o
Małym Potoku. Ale wkrótce na scenę wkroczyli Pożyczalscy.
Zmęczeni po
podróży, znużeni, pełni obaw i bezdomni, chcieli w końcu mieć
miejsce dla siebie. Trafili do Małego Potoku, gdzie pewnego dnia,
przez przypadek, zauważyła ich panna Oktawia. Była dyskretna, bo
kochała krasnoludki, jak nie wiem co, wkrótce zaprzyjaźniła się
z Ariettą (potajemnie) i zaczęła podrzucać rodzince wyposażenie,
ubrania i czasem nawet coś do jedzenia. Żyło im się dostatnie i
spokojnie. Do momentu, aż także państwo Platter wpadli na ślad
maleńkich ludzików, które idealnie by się nadawały do ich
miniaturowego miasteczka i znacznie podniosłyby obroty z biletów…
Nie będę zdradzać,
jak Strączek z Dominiką i Arietą wydostali się ze strychu państwa
Platterów, gdzie byli więzieni – dość powiedzieć, że się
wydostali.
Tylko po to, by znów
być bezdomnymi. W międzyczasie bowiem Strączek dowiedział się o
przyjaźni Arietki z panną Oktawią i surowo zakazał takich
kontaktów. Kazał przysiąc córce, że więcej się do panny
Oktawii nie odezwie. Poza tym plamą na honorze jest przyjmować dary
od człowieka. Naturą Pożyczlaskich, jest pożyczanie, muszą je
ćwiczyć i doskonalić, bo od tego zależy ich byt. Strączek nie
mógł więc pozwolić, by jego rodzina znalazła się na łasce czy
niełasce jakiejś tam panny Oktawii. Stanowczo nakazał odwrót z
Małego Potoku i cała rodzina, ze Spillerem na czele znów wyruszyła
w nieznane. Tym razem do swej dawno nie widzianej rodziny…
Dwie ostatnie części
Pożyczalskich są naznaczone niechęcią do ludzi, ciągłym
strachem i ucieczką. Owszem – ich przygody są emocjonujące i
mimo że Mary Norton napisała je ponad sto lat temu, wciąż bawią
i zabawiają. Nie mniej jednak to tomy, które ukazują człowieka w
niezbyt jasnym świetle, gorzej, wydobywają jego najgorsze cechy,
naznaczają go piętnem prześladowcy i pokazują, że dla zysku
gotów jest zrobić każdą rzecz, najpodlejszą nawet – ukraść
coś, zabić (na szczęście do tego nie dochodzi, ale i takie myśli
biegną przez głowę pana Plattera), zniszczyć dorobek czyjegoś
życia, uwięzić najbardziej przyjazną rodzinę Pożyczalskich,
jaką znam… Aż się odechciewa być człowiekiem! Dobrze, że
Pożyczalscy pomszczeni - mam nadzieję, że gdzieś tam, od tych stu
lat, są w końcu szczęśliwi i bezpieczni…
Ach, no tak,
ilustracje! Ach, no tak – cóż mam mówić! Pozachwycam się
tylko: Ach! Och! Ech! Uch! Ych! I nawet Óch! Nic się nie zmieniło,
Emilia D. wciąż w mojej czołówce!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...