314. CENZURA Z TCHÓRZOSTWA
GRO
DAHLE
„WOJNA”
ENEDUERABE,
GDAŃSK 2015
TŁUMACZENIE
PAWEŁ URBANIAK
ILUSTROWAŁA
KAIA LINNEA DAHLE NYHUS
Jeśli
ktoś mówi mi, że się nie kłóci – nie wierzę. Prędzej już
wierzę w jednorożce (przecież są!), niż w całkowity
brak ostrzejszego słowa, podniesionego głosu i trzaśnięcia
drzwiami. Życie już takie jest – jak warkocz. Są w nim pasma
miłości, pasma uśmiechu i pasma cichych dni. Gdy rodzice rzucają
w siebie słowami, jak sztyletami, dziecko czuje się zagrożone.
Robi wszystko, by zatrzymać walkę. Czasem wystarczy zwykłe „Nie
kłóćcie się”, czasem „Patrzcie, a ja potrafię stać na
jednej nodze!”, czasem wybuch płaczu, po którym rodzic płonie
rumieńcem zawstydzenia. A potem jest już wszystko dobrze. To wymaga
od dziecka dużej odwagi, ale jest też niemal instynktowne. Sklejać,
scalać, nie pozwalać, by się rozsypało w drobny mak. Gorzej, gdy
rodzice krzyczą tak głośno, że nic do nich nie dociera. Gdy
dziecku nie pozostaje już nic innego, jak uciekać. Żeby nie dostać
odłamkiem, żeby nie zostać wojennym jeńcem, żeby od tego krzyku
już tak nie bolały uszy.
Takie
wojny istnieją – na słowa, na rękoczyny nawet. Wojny, które
niweczą wspólne obiady, spacery, granie w gry, kąpiele w morzu i
łaskotanie do utraty tchu. Wie o tym Inga. Niby mieszka w kraju,
gdzie wojen nie ma. Ale tylko niby, bo wojna wypełza z samego środka
– tam, gdzie dotąd stykały się skóry mamy i taty, tam, gdzie we
wspólnej kanapie były wgłębienia idealne na każde z ich ciał,
teraz są czołgi, zasieki, broń i łzy. A potem trzaśnięcie
drzwiami – tata zostaje po drugiej ich stronie.
Wojna
mamy i taty jest nawet gorsza, niż wojna na świecie, bo co wobec
dziury po tacie znaczy dziura po kuli? Dokładnie tak samo siedzi się
w szafie – bez oddychania i bez jednego słowa. Dokładnie tak samo
trzeba uważać na każdy krok. I dokładnie tak samo zawala się
cały świat. Przez wojny dorasta się szybciej, właściwie, jeśli
wybucha, gdy jesteś dzieckiem, to odbiera ci dzieciństwo
bezpowrotnie. Indze walka rodziców nagle odebrała prawo do bycia
beztroską. Przestaje być zauważalna – zauważa się tylko jej
przydatność – bo może odprowadzić młodszych braci do szkoły i
zrobić im kanapki, gdy mama bez przerwy na życie płacze w
poduszkę. Bo może szpiegować dla taty, szpiegować dla mamy. Inga
nagle zostaje naderwana i z każdym dniem coraz bardziej się dzieli
na pół. Gdy się ma podwójne życie, to nie znaczy, że miłości
jest dwa razy więcej. Wręcz przeciwnie. Inga czuje, jak ta
pierwsza, wspólna miłość zaczyna się dzielić na dwa. A nawet i
z tego wykruszają się kawałeczki. Bilans wychodzi ujemny.
Inga
nie radzi sobie z sytuacją, zaczyna w sobie szukać winy. Nie
rozumie, więc na wszystkie sposoby próbuje znaleźć zgubiony sens.
Nie śpi, nie je, jedyną ulgę zaczyna jej przynosić kaleczenie
własnego ciała. Rodzice, w swojej walce zacietrzewieni, nie widzą,
że giną cywile… Mam do nich żal, mam do nich pretensje, że tak
późno zaczynają zwracać uwagę na swoją córkę. Że dopiero
wtedy, gdy jej już właściwie nie ma. Jest jakiś cień, jakiś
odblask, pokaleczona wewnętrznie i zewnętrznie mała dziewczynka,
której nakazano być żołnierzem. W zbyt dużym hełmie, bez
kamizelki kuloodpornej.
Rysunki
Kai Dahle Nyhus mi się nie podobają, ale one wcale nie mają się
podobać! Mają wstrząsać tobą do głębi. Pokazywać wojnę.
Pokazują! Przełykam głośno ślinę. Bolą
mnie takie książki, uwierają, spać po nich nie mogę, a czytam...
Książkę
stworzyły matka autorka i córka ilustratorka z inicjatywy dwóch
Ośrodków Pomocy Rodzinie. Ta informacja wywołała we mnie
dreszcze, zgrozę, chęć zamknięcia oczu. Bo to urealniło małą
Ingę. Pewnie takich dziewczynek, przedwcześnie dojrzałych, jest na
pęczki, na tony, na miliony… Pewnie to ma być terapia szokowa –
dla nich, w Indze odnajdą siebie, a na końcu zobaczą pączkujące
kwiaty i delikatny, jeszcze nieśmiały uśmiech na ustach Ingi. I
dla rodziców tych dziewczynek (i chłopców!), żeby zatrzymali się
z rękoma na spustach swoich pistoletów, zdali sobie sprawę, że
odłamki mogą trafiać prosto w serce kogoś, kto z tą wojną nie
powinien mieć nic wspólnego. Nie, to nie tak, że „ze względu na
dzieci” trzeba mieszkać wciąż pod jednym dachem i trząść
domem w posadach tylko nocami, gdy już śpią. Ze względu na dzieci
może lepiej właśnie się rozstać. Ale najważniejsze, by ich nie
utracić, by nie okazało się na końcu, że został z nich tylko
wysuszony szkielet.
To
książka ważna, w swoim przesłaniu piękna, mądra, poetycka,
ale...czytam ją ukradkiem, po kryjomu, chcąc oszczędzić mojemu
dziecku widoku i zapachu krwi, widoku i zapachu dymiących zgliszczy.
To klosz! - ktoś zakrzyknie oskarżycielsko – Przykrywasz nim
dziecko, by odgrodzić od realnego świata! Żeby zrozumieć świat i
umieć w nim żyć musi go poznać!
Zgadzam
się z tym, ale jestem tchórzem i wolę nie tłumaczyć zła, dopóki
nie muszę. Jak miałabym wyjaśnić, patrząc w jasne oczy mojej
córki, tę przemoc, ten strach, to że „wojna przetacza się przez
Ingę, przewala po niej. Wojna depcze jej serce, naciska na głowę,
wtłacza się między myśli i przeszukuje każdy mały kąt. Cała
Inga jest jednym polem bitwy. Głębokie ślady, ciemne rowy,
kratery. Żadne miejsce nie jest bezpieczne, żadne. Wszystko w
ruinie.” I jednak kładę „Wojnę” na najwyższą półkę,
gdzie jeszcze nie sięga, gdzie długo sięgać nie będzie. I mam
nadzieję, że do końca życia będzie nosić koszulkę z pacyfką
(jak Inga!!!) i że na najwyższej półce będzie ukrywać „Wojnę”
Gro Dahle przed swoją własną córką…
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...