665. ZDERZENIE!
HARPER
LEE
„ZABIĆ
DROZDA. POWIEŚĆ GRAFICZNA”
ADAPTACJA
I ILUSTRACJE FRED FORDHAM
(TŁ.
STANISŁAW KROSZCZYŃSKI)
JAGUAR,
WARSZAWA 2020
„-
Smyku
-
Co, Jem?
-
Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego Dziki Radley siedzi przez cały
czas zamknięty w domu… To dlatego, że on nie chce wychodzić.”
Lata
30. XX wieku. Małe miasteczko w Alabamie. Fikcyjne, ale bardzo
prawdziwe. Wszyscy w nim mają wyznaczone role. I tych ról się
trzymają. Wiadomo – biali są lepsi. Choćby byli gorsi. Wiadomo –
czarnuchy do służenia, do obsługiwania, do korzenia się, do
padania do stóp. To oczywiste. Czarnuchy po prostu nie są ludźmi
w pełni. I tyle. Są po to, by ułatwiać życie białym. Ot co.
Nikt się nad tym nie zastanawia. Nikt nie poddaje tego w
wątpliwość. Chociaż nie, są tacy, co o tym myślą. A jeden
nawet ma czelność mówić o tym głośno. To Atticus Finch,
miejscowy prawnik. Biały. Szanowany obywatel. Stateczny
pięćdziesięciolatek. Ojciec dwójki dzieci – Jema i Jean
Louise, zwanej Smykiem. Wdowiec. Ciężko pracujący mężczyzna.
Inteligent. Oczytany. Myślący. Szanujący ludzi. Każdego człowieka
z osobna. Ma czelność stanąć w obronie czarnucha Toma, który
zgwałcił białą dziewczynę! Atticus Finch to „pachołek
czarnuchów”! Ot co! I jest jeszcze ten Arthur Dziki Radley,
który nie wychodzi z domu już kilkanaście lat. Żywi się kotami i
zatruwa orzechy, żeby dzieci, które potajemnie zrywają je z jego
drzewa umierały. A Atticus stoi za nim murem i mówi, żeby dać mu
po prostu spokój! Pfff…
W
tym małym miasteczku w Alabamie dorastają Jem i Smyk. Doskonale
wiedzą, jakie są zasady – te dotyczące czarnuchów, biedoty i
dorosłych mężczyzn, którzy nie wychodzą ze swoich domów od
wielu, wielu lat. Na szczęście/ na nieszczęście (?) Atticus
zaszczepił w nich ciekawość świata, pozwolił na zadawanie pytań,
nie ukrócił w porę chęci posiadania własnego zdania. Jem i Smyk
myślą, czują, obserwują, analizują i te zasady coraz częściej
wydają im się niesprawiedliwe i krzywdzące. Jak sobie poradzić w
tym świecie, będąc osobą myślącą i do tego wrażliwą? Jak
być sobą w świecie, który nie przewidział opcji:
„indywidualność”?
„Zabić
drozda” - ten tytuł zna każdy dorosły miłośnik literatury.
Nawet jeśli nie przeczytał powieści Harper Lee, to słyszał o
czym jest albo widział film. O rasizmie. O niesprawiedliwości. O
ciasnocie umysłowej. O zastanych, skostniałych strukturach
zamkniętych społeczności. O Ameryce kiedyś, dawno temu… Tylko
czy na pewno to komiks o tym, co „było i nie wróci więcej”?
Fred
Fordham porwał się z motyką na słońce. Zgrafizować kultową
powieść. Jedno z najważniejszych dzieł literackich XX wieku.
Daleko idąca pewność siebie. Ale udało mu się to doskonale! To
pełna, mocna, ważna adaptacja. Nie spłyca powieści Lee. Wręcz
przeciwnie – punktuje i akcentuje.
Dla
kogo ten komiks? Że nie dla dzieci? Zbyt brutalny? W pierwszych
kadrach tej powieści Smyk nie chodzi jeszcze do szkoły. Ta
brutalność, nietolerancja, przemoc – wszystko to jest wokół
niej. I teraz też, jest wokół naszych dzieci cały czas. Przyjmują
ją za coś normalnego, za zasady wszechświata. Nienaruszalne. Jeśli
nie będziemy Atticusami, wciąż będą wierzyć w tę
nienaruszalność. Komiks jest wierny powieści, więc jeśli
podsuwa się go dziecku, trzeba pamiętać, by porozmawiać o
gwałcie, o rasizmie, o przemocy domowej. Jest dla tych dzieci,
których rodzice już są gotowi na takie rozmowy.
Ta
książka jest jak wypadek samochodowy. Starasz się ze
wszystkich sił zamknąć powieki i nie patrzeć. To przecież
okropne! Wgnieciona blacha, krew, krzyki, może nawet jakieś ciało
na poboczu. Ale nie jesteś w stanie oderwać wzroku. Patrzysz tak
intensywnie, aż zaczynają łzawić ci oczy. Nawet odwracasz głowę,
żeby widzieć lepiej i zapamiętać wszystkie szczegóły. Z „Zabić
drozda” jest dokładnie tak samo. Czytasz. Boli jak cholera!
Obgryzasz paznokcie. Szarpiesz się za włosy. Wszystko bezwiednie.
Klniesz. To taka złość bezsilna, nie ma jak ujść, nie ma co z
nią zrobić. Tłumaczysz sobie, że „to tylko powieść”. Ale
gdzieś przecież istniał Tom Robinson, gdzieś istniał Dziki
Radley. To wszystko prawda, choć tylko fikcja. I boli tak
bardzo, bo chyba wciąż istnieją. I wciąż istnieje Atticus Finch.
I na nieszczęście bywa wciąż tak samo bezradny.
Skrótem:
kultowa powieść Harpre Lee w nowym wydaniu – graficznym. Powieść
o rasizmie, o przemocy, o zamkniętej małej społeczności
amerykańskiego miasteczka w latach 30. XX wieku. Mocna, szczera,
przełomowa. Wersja rysunkowa uwypukliła problemy, które Lee
poruszyła w wersji oryginalnej. Jakby ktoś podkreślił na
czerwono wszystkie ważne kwestie. Przerażająco aktualna
powieść.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...