532. NA LEWEJ STRONIE CIENIA


NATALIA O'HARA
„HORTENSJA I CIEŃ”
(TŁ. ADRIANNA ZABRZEWSKA)
PRÓSZYŃSKI I S-KA, WARSZAWA 2018
ILUSTROWAŁA LAUREN O'HARA

Hortensja jest dobra. Hortensja jest mądra. Hortensja żyje sobie „w ciemnym, pełnym wilków lesie, pośród białych, miękkich zasp”. I jest prawie szczęśliwa Prawie. Bo ma jeden problem. Jedną maleńką rzecz, która ściera jej uśmiech z twarzy. Cień! O jakże ona nie znosi swojego cienia! Cień jest wszędzie tam, gdzie i ona. Robi to co ona. Nie można przed nim uciec, nie można się przed nim schować. Och, jakiż jest natrętny! Jakiż złośliwy (czyżby to on podstawił jej nogę, gdy starała się uciec przed nim po schodach?).
„Nienawidzę cię, cieniu!” - krzyczy do niego Hortensja. I w końcu znajduje sposób, by się go pozbyć. Tylko czy bez cienia można żyć? Czy to będzie wciąż to samo pełne, szczęśliwe życie?Tym bardziej, że na Hortensję czyha niebezpieczeństwo, z którego jeszcze nie zdaje sobie sprawy…
Ileż myśli miałam po przeczytaniu tej książki! Jaki natłok interpretacji i rozumienia tekstu! To kilkadziesiąt zdań zaledwie (no i doskonałe obrazy!), ale skłoniły mnie do całej masy refleksji, przemyśleń, zastanowień…
Oczywiście, pierwsza nasuwa się interpretacja o pierwiastkach dobra i zła, które drzemią w każdym człowieku, o tym, że cień uwypukla światło, o dwoistości natury każdej rzeczy.
Ale ja na przykład rozszyfrowałam też cień jako rodzica. Tego, który zawsze stoi krok za dzieckiem – chroni, czuwa, nie rozstaje się z nim (bo nawet jeśli dziecko jest na drugim końcu miasta, w przedszkolu, bawiąc się w najlepsze na podwórku z koleżankami pod czujnym okiem swoich nauczycielek, to rodzic myśli… czy nie za ciepło ją ubrałam? Czy zjadła śniadanie? Czy nie obetrą jej te nowe buty? Czy uda jej się dzisiaj przejść drabinki? Czy pogodziła się z koleżanką, z którą wczoraj się na siebie obraziły? Czy spod plastra naklejonego na stłuczone wczoraj kolano, nie leci przypadkiem krew? Czy ma jeszcze pastę do zębów?…) Cień znika od czasu do czasu, przesłonięty wysokim budynkiem albo pniem drzewa. Ale wciąż jest, bezustannie jest…. Nagle, w którymś momencie swojego życia dziecko myśli, że rodzic je „prześladuje” - jest go za wiele, za mocno, za często! Chce się wyrwać, uciec, zapomnieć, chce być odrębnym bytem, samodzielnym, autonomicznym, niepodległym i niezależnym. Znajduje sposób, odcina się, pozbywa się cienia… Rodzic wciąż gdzieś tam jest, choć się ukrywa, nie pokazuje. Ale w razie niebezpieczeństwa dziecko zawsze może zawołać. Zawsze. I dopiero po latach, po wielu, wielu latach, rozumie, jak to jest być cieniem i co to właściwie za rola. Dożywotnia.
Ale jest jeszcze jedna interpretacja – to książka o tym, że nie doceniamy tego, co mamy. Jeśli jest zbyt oczywiste, bardzo łatwo nam to odrzucić, zapomnieć, zniszczyć. Szafujemy wyrokami skazującymi dla tego, co na wyciągnięcie ręki. Ale potem może się okazać, że to jedynce, co mieliśmy… Że bez tego żyć się nie da… Doceńmy to, co mamy oczywistego. Czasem to słońce, czasem deszcz. Czasem woda w kranie. Czasem buty na nogach. Czasem zeszyt w kratkę. Czasem lód na patyku. A czasem drugi człowiek, który jest z nami tak długo, że traktuje się go właściwie jak kawałek własnego ciała, własnego jestestwa. Z tych wszystkich małych oczywistości składa się nasz spokój i nasze bezpieczeństwo.
Nadinterpretuję? Być może, ale obawiam się, że skoro to picturebook, to treść tej książki zostanie spłycona. Że potraktuje się go z przymrużeniem oka, nie tak, jak na to zasługuje. Owszem, można tę książkę przeczytać po prostu, jako „zwykłą” bajkę z niezwykłymi ilustracjami (cudne, klimatyczne, magiczne!). Tym bardziej, że siostry, które napisały/narysowały wspólnie tę historię, same mówią o tym, że inspirowały się bajkami, opowiadanymi im przez babcię (Polkę!) w śnieżne noce. Ot takie bajeczki, baśnie, bajania przy kominku… Ale przecież każda baśń jest po coś, każda niesie w sobie dodatkowe znaczenie, ukryte czasem głęboko w cieniu. Warto pogrzebać, podrążyć, rozgarnąć ciemność. Można znaleźć pod spodem coś naprawdę pięknego...









Komentarze