530. AGNIESZKA ŚWIĘTEK NA PONIEDZIAŁEK
*AGNIESZKA SAMOSIA
SCENARIUSZ I RYSUNKI
AGNIESZKA ŚWIĘTEK
„OBIECANKI”
KULTURA GNIEWU,
WARSZAWA 2017
DYPLOM LICENCJACKI
2016 ASP KATOWICE
Kiedyś, dawno temu,
gdy byliśmy jeszcze dziećmi, wujek obiecał mojemu Bratu, że
zabierze go na ryby. I nie zabrał. Dziś mój Brat ma ponad 30 lat i
wciąż w jego głowie tkwi wspomnienie nie-ryb. Ktoś obiecał, ktoś
zawiódł, ktoś nie dotrzymał słowa. Dziecięca wiara w świat
dorosłych została zachwiana. Ukruszyło się. Pewnie już nigdy
więcej nie uwierzył wujkowi. Obiecanki to niespełnione obietnice.
Obiecanki to łzy. Czasem takie, które się chowa głęboko w sobie.
Nie wypływają na wierzch, bo „ja nigdy nie płaczę!”. Ale
ciągle są w środku, poziom niewylanych łez się podnosi. Buzuje,
szumi. Czasem trzeba złożyć z kartki papieru łabędzia, żeby dać
upust złości, smutkowi i zawodowi, jaki towarzyszy obiecankom.
Czasem cały pokój nagle pokrywa się stadem łabędzi. Wszystko w
nim pływa – te łzy i te łabędzie. Łzy niewylane, łabędzie
papierowe. Wszystko sztuczne, nieprawdziwe, tak, jak obietnice, które
stały się obiecankami…
Dzieci potrzebują
zawsze wierzyć dorosłym. Gdy przestają – poniekąd kończy się
ich dzieciństwo.
O tym właśnie jest
debiutancki komiks Agnieszki Świętek*.
„To ja. To moja
siostra. To mama i...” - tak przedstawia swoją rodzinę główna
bohaterka. To „i…” to naderwany fragment zdjęcia. Można
domyślić się, że kiedyś był tam tata. Teraz nie ma. Została po
nim niezatkana dziura. Dziura w sercu. Dziura w organizacji czasu.
Dziura w miłości. Dziura w dzieciństwie. Nawet dziura w zlewie.
Mama nie może sobie poradzić z rozstaniem. Za dużo śpi, za mało
rozmawia ze swoimi córkami. Za dużo płacze, za mało gotuje
zdrowych obiadów. Za dużo w niej pustki, za mało oparcia. Główna
bohaterka musi radzić sobie sama ze swoim smutkiem, z niepokojem, z
niepewnością, z wściekłością. A do tego w szkole nauczycielka
zadała wypracowanie – temat „Moja rodzina”. I co teraz? Co ma
napisać? Że ma mamę w depresji? Że ma fajną siostrę, która
całe dnie spędza właściwie sama, bo mama w depresji nie zajmuje
się nią tak, jak trzeba? Że ona sama udaje, że nie tęskni za
tatą, że go nie potrzebuje, że pogodziła się ze stratą, że gdy
wyrwała go ze zdjęć, to usunęła z serca? Tylko dlaczego jej ręce
same składają wciąż i wciąż papierowe łabędzie na
odstresowanie? Dlaczego, gdy słyszy słowo „tata” jej serce
zaczyna bić, jak szalone i nie może go uspokoić? Jest tyle rzeczy,
z którymi musi sobie poradzić. A najbardziej z obiecankami… Tata
obiecał, że przyjdzie. I nie przyszedł. Przysłał kwiaty. Czy on
myśli, że wszystko załatwią jakieś głupie kwiaty? Że naprawią
dziurę w sercu i dziurę w zlewie? I dziurę w mamie przy okazji,
żeby choć trochę było normalnie... Choć w połowie.
Wzruszający,
przepięknie narysowany komiks, przy którym puszczają mi wszystkie
hamulce, broda drga, smarki lecą z nosa… Agnieszka Świętek
zastosowała doskonały fortel z kolorami (nie będę tu zdradzać, o
co chodzi, bo uważam to za genialne i za coś, co każdy musi
zobaczyć sam i sam docenić). „Obiecanki” są dyplomem
licencjackim autorki, więc mam nadzieję, że dostała szóstkę.
Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej, skoro
napisała/narysowała coś tak ważnego i mocnego. Ode mnie ma nawet
szóstki dwie z uzasadnieniem, że wpływ na moje uczucia podczas
czytania/oglądania, oceniam dodatkowo.
*NARYSUJ MI WILKA
SCENARIUSZ SZTYBOR
„RUFUS. WILK W
OWCZEJ SKÓRZE TOM 1”
RYSUNKI AGNIESZKA
ŚIĘTEK
Mieliśmy niedawno z
przyjaciółmi dyskusję na temat wychowywania dziecka w poczuciu, że
„może wszystko”. Że wszystko jest tylko w jego głowie i że
jak będzie chciał biegać nie mając nóg, to oczywiście, nie ma
sprawy. Wszyscy mamy mieszane uczucia. Wszyscy chcemy to przekazywać
swoim dzieciom, umacniać w nich to przeświadczenie, ale mądrze i
jednak warunkując. Bo trzeba znać swoje ograniczenia. Jedno wiem
jednak na pewno – zawsze można być dobrym. Jeśli tylko się
chce. Wbrew wszystkiemu. Wbrew światu czasem.
O tym właśnie jest
„Rufus. Wilk w owczej skórze”. O małżeństwie owiec, które
bardzo, bardzo, najbardziej na świecie chce mieć dziecko. Dom
Dziecka analizuje ich charaktery, potrzeby, oczekiwania i znajduje im
odpowiednie dziecko do adopcji. Pełni niepokoju, stremowani, ale
szczęśliwi, stają w progu gabinetu dyrektora Sowy. „Ten system
jeszcze nigdy nie zawiódł” - tłumaczy zakłopotany Sowa. Ale
jest zaskoczony i to widać. Podchodzą do okna i widzą… wilka.
Wilk podchodzi do małej myszki. Myszka krzyczy, że się boi, ale
wilk mówi, że nie będzie bolało. Zbliża się do niej z
wyciągniętymi łapami, jest już tuż, tuż, za chwilę będzie
miał ją w rękach… i pomaga jej wejść na zjeżdżalnię.
„Myślałem, że
tam na zewnątrz nikt mnie nie lubi. Jestem tu najstarszy. Do tej
pory nikt mnie nie chciał.” - mówi Rufus. Ale Poli i Aries
wyciągają do niego rękę i stwierdzają, że oni go polubili.
Przed nimi droga powrotna do domu. Do domu! Nareszcie! „Na pewno
wszyscy na zewnątrz też cię polubią. A w szkole to już w ogóle”.
Tylko, że w szkole wszyscy przed nim uciekają. Kret, Kameleon,
Chomik, Zając… Jedynie Niedźwiedź zdaje się być mu
przychylny. I proponuje spółkę – on jest w tej szkole
najsilniejszy. To jemu wszyscy się podporządkowują. I oddają
swoje drugie śniadanie. Więc teraz będą mogli tymi śniadaniami
się dzielić. Tylko co ma zrobić Rufus, który nie chce zabierać
nikomu śniadania? Wolałby mieć wielu przyjaciół, a nie jednego
Niedźwiedzia, z którym nic go nie łączy? A przynajmniej tak mu
się wydaje… Dlaczego wszyscy inni traktują go na równi ze
szkolnym osiłkiem i nie chcą zobaczyć w nim prawdziwego,
wrażliwego Rufusa? Dlaczego widzą tylko drapieżnika? Droga do
akceptacji jest ciężka i wyboista. Dużo łatwiej byłoby się
poddać – jestem drapieżnikiem, to moja natura, muszę być zły,
nie mogę z tym walczyć. Ale to nie jest prawdziwy Rufus. Prawdziwy
Rufus to współczujący, empatyczny, dobry wilk. Jak przekonać o
tym całą resztę?
To także komiks o
pozorach. O sądzeniu po ubraniu, kolorze skóry, miejscu
zamieszkania, wzroście, wadze i numerze buta. Po czymś nie do końca
ważnym. Po czymś nie do końca adekwatnym. Człowiek (oraz
Kameleon, Kret, Żółw i Zając) są w tym doskonałe. To nie wymaga
wysiłku. To nie wymaga odwagi. To nie wymaga pracy. Ot, jest, na
wyciągnięcie ręki – osąd. I już, pozamiatane. Z tym kimś się
przyjaźnić nie będę. Bo ma szare futro, pazury, ogon i więcej
kłów niż siekaczy. I nagle to drapieżnik jest pokonany przez
inne, słabsze zwierzęta. Bez walki. Bo jak tu walczyć? To nam
przychodzi naturalnie, to osądzanie. Jak oddychanie. Jak mruganie.
To część naszej natury. Z którą… trzeba walczyć! Bo osąd
może być jak kamień – rzucony w twarz rozbija wargę, leci krew
i rodzi się agresja.
No i ten komiks jest
jeszcze o jednej bardzo ważnej, najważniejszej rzeczy - o miłości.
O jej sile. Że góry przenosi, że może wszystko – no z tym się
zgodzę bez debat i dyskusji, które nie mają łatwego rozwiązania
– miłość może wszystko! I analogicznie – brak miłości,
akceptacji, przyjaźni, podkopuje poczucie wartości i zabija
prawdziwe ja w człowieku (albo w Wilku czy Niedźwiedziu). Taka
silna jest ta miłość, taka mocna!
Porównując
„Obiecanki” z „Rufusem” myślę sobie, że „Wilk w owczej
skórze” to mogłaby być autorska praca Agnieszki Świętek. To
podobnie ważkie sprawy, podobnie trudny temat. Ale scenariusz
stworzył Sztybor. Sztybor chyba nie umie rysować, bo tworzy jedynie
(aż!!!) scenariusze do komiksów. Więc musiał znaleźć sobie do
duetu kogoś, kto nie tylko stworzy dla niego komiksowe kadry, ale
kto stworzy je tak, żeby nie było widać rozdźwięku między
obrazem a tekstem. Kogoś o podobnej wrażliwości na świat. I
znalazł Agnieszkę. Czuję, jakby na czas pracy nad tym komiksem
stali się jednym ciałem – on ręką od pisania, ona od malowania.
Obojętnie, która jest prawą, a która lewą, ja je bardzo chętnie
uścisnę – z wielkim oddaniem, radością i z podziękowaniem na
ustach. Bo wartości tego komiksu nie sposób przecenić. Ja w każdym
razie nie potrafię.
*Agnieszka Świętek
wcześniej uczestniczyła w antologiach komiksowych, ale to jej
pierwsze dzieło w pełni autorskie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...