606.NIECH PRZYJDZIE PO MNIE ZŁODZIEJ WSPOMNIEŃ!
LAURA
ELLEN ANDERSON
„AMELKA
KIEŁ I ZŁODZIEJ WSPOMNIEŃ”
(TŁ.
MARIA JASZCZUROWSKA)
WYDAWNICTWO
LITERACKIE, KRAKÓW 2019
ILUSTROWAŁA
AUTORKA
Tylko
naderwałam kopertę. Tylko mignęła gdzieś charakterystyczna
czcionka tytułu. A ona już uśmiechała się całą sobą. I
wyciągała ręce. I wydała ten specyficzny okrzyk radości.
„Ciekawe kto będzie tym złodziejem wspomnień?” - zaczęła się
zastanawiać i zmusiła mnie do natychmiastowej lektury. No, może
zmusiła to słowo nie na miejscu. Bo ja się wcale nie broniłam. Bo
ja byłam równie ciekawa i równie niecierpliwa.
W tomie drugim na samym końcu, tuż przed czwartą okładką, pojawił
się jakiś cień. Doskonale wiedziałyśmy, że ten cień, to
złodziej wspomnień… Ciarki przeszły nam po plecach, zadrżałyśmy.
Ale to wcale nie od kradzieży wspomnień zaczyna się trzeci tom.
Zaczyna
się dość zwyczajnie, dość typowo, dość ludzko. Zaczyna się
bowiem od kłótni – mama kontra córka. O to, co zawsze. O bałagan
w pokoju. O to, że Amelka ciągle tylko czyta „Dorodną Dynię”,
a nie chce grać na organach. A przecież gra na organach jest ważna,
a pisemka o dyniach wprost przeciwnie. O to, że Amelka ma jasno
wytyczoną drogę swojej kariery zawodowej (chce być dyniologiem), a
Hrabina Kieł nie do końca chyba się z tym kierunkiem zgadza. I w
końcu o to, że goblinowy klej zniszczył Amelce sukienkę! Hrabina
Frywolita nie wytrzymuje! To już prawdziwa burza w piorunami – nie
tylko zwykła kłótnia mamy i córki, jakich wiele – czy to w
Nokturnii, czy to w Brokatowicach, czy to w Gdańsku, Warszawie czy
Krakowie. Wszędzie jest dokładnie tak samo! Mamy zawsze wiedzą co
jest najlepsze dla ich dorastających córek a córki wiedzą, że
„nigdy nie chciałem żyć jak wy, jak wyjeżdżałem wyły psy”*.
Bunt nastolatki w Nokturnii? Może nie do końca, bo Amelka gryzie
się tą kłótnią z mamą i humor ma raczej wisielczy niż
brokatowy. Mimo że następnej nocy czeka ją jej własne przyjęcie
urodzinowe na Dyniowym Pustkowiu. Humor trochę jej się poprawia,
gdy w drzwiach staje nowy nauczyciel – Sublimo. Ten gość z
Brokatowic będzie uczył młode mroczne istoty gotowania. Ale to
jeszcze nie wszystko. Prawdziwą bombą okazuje się konkurs, który
ogłasza na zakończenie lekcji – ten, kto upiecze ciasteczka
według jego przepisu i sprzeda ich najwięcej, wygra bilet do
Dyniowego Parku Rozrywki. A wizyta w tym parku to największe
marzenie Amelki! Zaślepiona chęcią wygranej zmusza Florkę i
Kostka, swoich przyjaciół do pieczenia, choć oni woleliby bawić
się w goblinowego berka. Tylko Tadżin równie mocno, jak Amelka
cieszy się z konkursu, bo uwielbia piec i gotować. Tyle tylko, że
on akurat źle się czuje. No i kolejna kłótnia, tym razem z
przyjaciółmi. Tylko czy pokłócili się aż tak mocno, żeby nie
przyjść na amelkowe urodziny? Bo gdy dziewczynka staje na Dyniowym
Polu, okazuje się, że nie ma tam zupełnie nikogo – ani rodziców
ani przyjaciół. Gdzie są wszyscy?
Jak
zwykle jest obrzydliwie! Te wszystkie nory goblinów, chrupki z
glutów i smażone pazury, ciasteczka z okruszkami z pępka i z
gołymi ślimakami oraz biblioteki zagubionych kończyn! Błeee. Fuj…
Ale pod tym całym szlamem (i pod brokatem oczywiście) jest książka
o miłości, przyjaźni, poświęceniu, oddaniu, zrozumieniu,
akceptacji i przebaczeniu. Serio, serio! To wszystko jest tam między
wierszami i przyswaja się te wartości dożylnie, ale
niepostrzeżenie. A czarno na białym, w tłustych literach, jest
tylko sama akcja! Jakież tam są emocje! Jakież zwroty akcji! I ten
jeden, najważniejszy twist, który zmienia wszystko to, czego
dowiedzieliśmy się do tej pory o konflikcie Królestwa Światła i
Królestwa Mroku! No i jest rozczulająca postać mumii Karola – co
prawda epizodyczna, ale jak nie pokochać Karola, który „LUBI
pchać taczkę i pomagać, a NIE LUBI robić innych rzeczy niż
pchanie taczek i pomaganie”?
Z
leciutkim uśmiechem politowania wspominam mój sceptycyzm co do
serii „Amelka Kieł”. Z perspektywy czytelniczki, która połknęła
w jeden dzień tom trzeci, początkowy znak zapytania wydaje się nie
na miejscu. Bardzo szybko zmienił się w wykrzyknik, a teraz jest
nawet trzema wykrzyknikami naraz. Szczególnie, gdy o serii wypowiada
się czytelniczka M. lat 6. Jest cała w podskokach, w zachwytach i w
brokacie. Węszy spisek, docieka, domyśla się i dywaguje. Reaguje
żywo na każde zdanie, przypomina „pokaż rysunki!”, gdy ja
pochłonięta lekturą zapominam zwrócić książkę w jej stronę.
Kajam się. O, Amelko Kieł, wybacz, że nie uwierzyłam w ciebie od
razu! Najlepiej niech przyjdzie do mnie złodziej wspomnień i
zabierze mi to wstydliwe wspomnienie, żebym już więcej nie płoniła
się, gdy pomyślę, jak rozpoczęła się nasza wspólna przygoda! I
taki apel – matki, zawierzcie czasem swoim dzieciom bezgranicznie!
Majka wszak wiedziała od razu – „Amelka Kieł” się czyta jak
złoto. Albo jak brokat.
*Organek,
„Ki czort”
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...