378. CHYBA ZAKOCHAŁAM SIĘ W ŁABĘDZIU…
E.B.WHITE
„ŁABĘDZIE NUTKI”
(TŁ. MARTA
KISIEL-MAŁECKA)
WYDAWNICTWO
LITERACKIE, KRAKÓW 2016
ILUSTROWAŁ FRED
MARCELLINO
Czy łabędzie
potrafią kochać? Oczywiście! Dwa z nich, samiec i samica,
wspaniałe łabędzie trębacze o ciemnych dziobach i nogach,
wylądowały właśnie na stawie w Kanadzie. Chciały być same, bo
samica miała złożyć jaja. Wyruszyły więc z rodzinnego stawu
właśnie tu, aby uwić gniazdo i poczekać na swoje dzieci. Z
ukrycia obserwował je Sam Beaver, jedenastolatek, wielki miłośnik
przyrody, zapalony ornitolog, mały globtroter, który co roku
przyjeżdżał wraz z tatą do Kanady na męski biwak. Sam wiedział,
że nie może się odzywać, z zachwytem patrzył na ptaki i słuchał
ich donośnego głosu „ko-hoh, ko-hoh!”, którym wyznawały sobie
miłość, straszyły wrogów i którym powitały na świecie pięć
piskląt. Cztery z nich odpowiedziały – jeden okazał się niemy.
Jak poradzi sobie łabędź trębacz bez głosu? Jak powie swojej
wybrance, że to ją wybrał? Jak zaśpiewa miłosną pieśń, kiedy
przyjdzie czas, by oczarować samicę? Jak ucieszy się ze swoich
przyszłych piskląt? Jak będzie je zapewniał o swojej miłości?
Łabędź trębacz nie może żyć bez głosu… Ale Louis przeżył!
Miłość. Dziwne to
uczucie. Sprawia, że robimy rzeczy ponad siły, że przeskakujemy
sami siebie, że tworzymy i niszczymy, że przezwyciężamy własne
słabości. Miłość – tabletka na lepsze samopoczucie. Ale miłość
– łzy zalewające cały pokój… Różnie to z tą miłością
bywa…
Tata Lousia, niemego
łabędzie trębacza, był pełen miłości do syna – aż po
koniuszki ogromnych skrzydeł. Gdy zobaczył syna, załamanego przez
miłość do pięknej Sereny, która ignorowała bezgłosego
zalotnika, musiał działać. Poleciał do miasta i w wielkim
muzycznym sklepie ukradł dla niego trąbkę. Louis został jedynym
łabędziem trębaczem, który opowiada siebie i swoją miłość na
blaszanym instrumencie, bo nie ma słów.
Nie znałam do tej
pory E.B.White'a, którego teksty w Ameryce uchodzą za kultowe. Nie
znałam Louisa z trąbką, Sama – przyrodnika, którego los
połączył na zawsze z niemym łabędziem trębaczem, nie znałam
ojca-łabędzia, który dla syna splamił na zawsze swój honor, nie
znałam matki, która zakochana po koniec długiej szyi w tym
ojcu-bohaterze, wybacza mu niezwyczajny jak na łabędzia słowotok,
nie znałam kapryśnej Sereny, dla której pozory znaczą więcej niż
to, co nosi się w sercu. Nie znałam siły miłości, która potrafi
sprawić, że łabędź nauczy się pisać, a potem grać na trąbce,
że będzie zarabiał pieniądze na obozie dla chłopców i w
nocnych klubach grając jazz. To doskonała historia miłosna –
pełna rozstań i powrotów, poświęceń i zdrad, zawodów i
wzruszeń, a przede wszystkim szczerego uczucia, które sprawia, że
chce się śpiewać najpiękniejsze melodie na świecie. Pięknie
napisana, nastrojowo zilustrowana, zaskakująca i wymagająca paczki
chusteczek. I świetnie napisana – ze swadą, z humorem, z polotem.
Niesamowita. Niebagatelna. Nietuzinkowa. I tak, chyba ja też
zakochałam się w łabędziu, który potrafi zagrać Louisa
Armstronga...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...