335. PIĘĆDZIESIĄT

JAN BRZECHWA
„BRZECHWA DZIECIOM. DZIEŁA WSZYSTKIE
BAJKI”
NASZKA KSIĘGARNIA, WARSZAWA 2016
ILUSTROWAŁA JOLA RICHTER-MAGNUSZEWSKA

Gdy byłam mała, mój Tata czasem przynosił do domu mikrofony. Miał z nimi do czynienia w pracy i stare, wysłużone, albo zepsute, zabierał dla nas do zabawy. Bycie piosenkarką od razu nabierało więcej realizmu. Czasem te mikrofony można było podłączyć do magnetofonu i faktycznie nagrać swój głos. Wielokrotnie bawiliśmy się też bez nich, katując tajemniczy przycisk REC. Ulubioną zabawą było włączyć to REC niepostrzeżenie, gdy towarzysz zabaw się nie spodziewał i śmiać się, nie odzywając się wcale i rejestrując jego głos. Dziś żałuję, że nagrywało się to wszystko jedno na drugim, a potem w końcu wszystko zalała fala zespołów punkowych, których kasety zdobywałam od kuzyna i przegrywałam na swoje.
Ale w moim domu jest jedna szczególna kaseta. Zwyczajna, czarna. Na opakowaniu kilkunastoletnią ręką napisałam MARTA MÓWI. A na tej kasecie mój dwuletni, może pół roku starszy głos, powtarzający z pamięci bajki. W pewnym momencie buntuję się, gdy rodzice, podekscytowani możliwością usłyszenia mnie znowu kilkuletniej za lat parędziesiąt, proszą, bym kolejny raz powtórzyła wierszyk. „Tyle razy mówiłam” - odpowiadam gniewnie. Jednak jest – zarejestrowała się! „Kaczka dziwaczka”. Znana na pamięć. Wzdłuż i wszerz.
Każdy z nas ma jakąś historię z Brzechwą w tle. Każdy z nas zna jakąś frazę przynajmniej, wiersz cały lub dwa. Może nie wiedzieć, że to Brzechwa, albo mylić go z Tuwimem*. Ale zna! Wyrwany w nocy ze snu, szepnie te słów parę, co się układają w „Na wyspach Bergamutach”. Znaczy, że każdy miał styczność. Że czytał. Albo mama czytała mu do snu. Albo Babcia nuciła przy obieraniu ziemniaków. Że Brzechwa stoi na półce. Albo w bibliotece za rogiem jest dostępny. Pewnie tam, to nawet całą półkę zajmuje różnymi wydaniami – w twardej oprawie, w miękkiej, kwadratowe, kolorowe, z jednym wierszem, z pięcioma i z całym szeregiem.
To po co znów? Po co kolejny raz?
Dla mnie osobiście. Dla zaspokojenia mojej żądzy posiadania. Lubię zbierać. Lubię mieć. Lubię głaskać okładki i przewracać strony. Ale lubię wiedzieć, że mam komplet. Że w kolekcji nie ma wyrwy, w której mieściłby się na przykład Pan Soczewka. Że jak chcę sięgnąć po jakikolwiek tekst, to będzie teraz, zaraz, już, na papierze, na półce, w pokoju obok. To trochę fetysz. To trochę mania. Bo wystarczy sama świadomość, że mam, że jest, że kompletne. Że kiedyś ona będzie miała, żeby czytać swojej córce do snu. Każdy jeden tekst dla Dzieci, który wyszedł spod pióra Brzechwy. Czyż to nie wzniosła idea? Teraz są „Bajki”, ale Nasz Księgarnia planuje też „Wiersze” (w październiku 2016)**, „Pana Kleksa” (maj 2017) i „Teatrzyki” (październik 2017)***.
Ale gdyby potraktować rzecz szerzej, abstrahując od wariatek, co nie lubią mieć i nie lubią nikomu pożyczać książek, to jest jeszcze jeden powód - przecież trzeba nowym dać szansę! Mówię tu o ilustratorach. Kiedyś Brzechwę zilustrował Szancer. Doskonale! Bez dwóch zdań! Ale Szancer nie żyje już 43 lata i od tamtego czasu trochę się w ilustracji dziecięcej (i nie tylko), w projektowaniu, w designie i całym tym kramie pozmieniało. Oprócz tego, że urodzili się nowi świetni ilustratorzy, a 22 lata temu Vincent Connare zaprojektował Comic Sansa, to zmieniły się dzieci, którym czytamy Brzechwę i ich sposób odbioru literatury jest inny, filtrowany przez technologiczną rzeczywistość i otwarte granice.
Może okaże się, że Pan Kleks Szancera to nie jedyna słuszna twarz Ambrożego, doktora filozofii, chemii i medycyny, ucznia i asystenta słynnego doktora Paj-Chi-Wo, profesora matematyki i astronomii na uniwersytecie w Salamance, założyciela słynnej Akademii? Że może wyglądać też trochę inaczej, ale równie pięknie?
Jola Richter-Magnuszewska narysowała w Brzechwie coś ślicznego. Ja oczarowana jestem Lisem, z „Opowiedział dzięcioł sowie”, zachwycona jej Pchłą Szachrajką w różowym wdzianku, zapatrzona w ulubionego „Rycerza Szaławiłę”****, który ukrywa się pod kapturem albo za granicami strony, zakochana w kocie z „Panieneczki z pudełeczka”.
Nie ma Brzechwy już 50 lat. 1,5 raza tyle, ile ja żyję. Nie zdobędę jego autografu w żadnym planowanym tomie, nigdy nie zadam pytania na spotkaniu autorskim. Nie ten wiek, nie te czasy. Rocznice sprzyjają refleksjom, sprzyjają wspominaniu i wszelkim na nowo. Dlatego cieszę się z tego „na nowo”. Czekam na kolejne trzy „na nowo” i gdy czytam, to jakbym z nim rozmawiała...












*Zadziwiające! Są jak wierszowani bracia i zawsze trzeba się zastanowić ułamek sekundy lub pół godziny, kto napisał „Lokomotywę”, a kto „Tańcowała igła z nitką”.

**jakaż to będzie rozkosz móc wiedzieć, że wszystkie zwierzęta z Zoo, że wszystkie androny, psy, z którymi się rozmawia i te, które są smutne, wszystkie kwoki, pomidory, lenie, kłamczuchy, skarżypyty i robaczki, co mają dość jabłek będą w jednym miejscu!!!!

***przyznam, że w pewnym sensie na ten tom czekam najbardziej, bo nie przypominam sobie, żebym znała jakieś brzechwowe teatrzyki… choć może po prostu nie wiem, że to Mistrza?

**** mój Mąż miał jako dziecko kasetę ze słuchowiskiem. Do tej pory, gdy się go dość długo, mocno i przekonująco prosi, opowiada z pamięci całego!

Komentarze

  1. Zachwycająca! I niby wiem, że tyle tomów Brzechwy jest już w domu, a jednak ten kusi;)

    OdpowiedzUsuń
  2. @TosiMama - warrrrrtoooo! Jest genialny! Ja też się wahałam, zastanawiałam, bo do najtańszych nie należy, ale w końcu "a co tam!" rzekłam i kliknęłam "zamówienie z obowiązkiem i zapłaty" i nie żałuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tym mieszaniem to prawda. Właśnie miałem napisać, że mój ulubiony Maluśkiewicz, to ten Daniela de Latoura, ale przypomniałem sobie, że przecież rzecz o Brzechwie :) I jak najbardziej rozumiem sensowność nowych wydań w nowych oprawach graficznych :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...