337. WIEZIEMY W DARZE
„RAZ, DWA, TRZY –
PATRZYMY”
KONCEPCJA I
OPRACOWANIE GRAFICZNE JOANNA BARTOSIK
WYDAWNICTWO
WIDNOKRĄG, PIASECZNO 2016
PROJEKT ZOSTAŁ
WYRÓŻNIONY W KONKURSIE TRZY/MAM/KSIĄŻKI, ZORGANIZOWANYM PRZEZ
INSTYTUT KSIĄŻKI
Sięgam pamięcią
do czasów, gdy Majka słuchała mojego czytania w brzuchu. Chodziłam
do fantastycznej szkoły rodzenia. Jedne zajęcia nasza położna
poświęciła kolorom. Trochę opowiadała o tym, że nasze Dziecko,
gdy się urodzi, nie będzie nas dobrze widzieć. I trochę o
czarnym-białym-czerwonym. Gdy Majka się rodziła, na półkach
księgarnianych dopiero ustawiały się nieśmiało książeczki w
trzech kolorach. Wydawcy nie byli przekonani, czy chwycą. Bo też
koncepcja stymulacji wzroku niemowląt poprzez pokazywanie im
trójkolorowych plansz dopiero kiełkowała. W internecie znalazłam
wtedy multum obrazków do wydrukowania – na zagranicznych stronach.
Drukowałam i wieszałam na poręczy majowego łóżeczka
trójkolorowe kartki, a ona gapiła się na nie w zachwycie. Chwilę
potem trójkolorowe (albo czarno-białe) książeczki weszły
szturmem na rynek. Z pieskami, kotkami, grzechotkami, samochodami,
kangurami… Coraz większa świadomość rodziców w zakresie
rozwoju zmysłu wzroku sprawiła, że każde niemowlę czytające, ma
w swoich zapasach choć jedną tego typu książeczkę.
„A widziałaś to?
A to, a to, a tamto?” - dostaję wiadomości około północy.
Połknęła bakcyla. Wypełnia koszyk w internetowej księgarni
książkami dla Dzieci. Wykorzystuje chwilę między zaśnięciem
Dziecka, a swoim pójściem spać, na szukanie najlepszych cen. Moja
Bratowa.
Franek. Mój
Bratanek. Urodził się dopiero co, a już ma osiem miesięcy.
Szkolony do literatury od czasów prenatalnych. Trenowany na dobrego,
karnego niewolnika książek. Moja furtka do twardostronicowych,
których Majce już raczej nie kupuję.
Za kilka dni
jedziemy do Franka. I wieziemy mu w darze coś pięknego. Wieziemy
książeczkę. Z twardymi stronami. Bez tekstu, bo to dar tylko dla
niego. Kolorową. Ale tylko w czterech barwach, bo wciąż warto na
kontrastach ćwiczyć jego oczy. Twarz to najlepsza dziecięca
zabawka i Dzieci uwielbiają twarze badać, przyglądać się im,
obserwować. Dlatego Joanna Bartosik wszystkim kształtom w swojej
książce dała twarze właśnie. Oczy, nosy, usta. Proste formy,
dzięki którym słoneczko przestaje być nudne*, księżyc jest
przyjacielem, a piesek zjadł uśmiechniętą kość i teraz śpi. To
ważne, bo o ile maluch może nie rozróżniać jeszcze po konturach
co jest kangurem, a co samolotem, o tyle będzie potrafił
zinterpretować twarze – uśmiechy, zamyślenia, okulary (jeśli
mama lub tata je noszą). Moim faworytem jest właśnie żółte
zastawiające się jabłko w okularach! Widzę jeszcze jedną –
całkiem prywatną, egoistyczną zaletę tej książki. Wyobrażam
sobie, że Majka będzie Frankowi czytać. Bo o tych obrazkach samo
się opowiada. A to, że krasnoludek nałożył dziś czerwoną
czapeczkę, a od słońca wyszły mu piegi, a to, że pada deszcz i
są błyskawice, ale pioruny też się cieszą, bo lubią sobie
postrzelać, a to, że Pan Melonik pojechał do swojego kolegi
Murzynka Bambo do Afryki i żeby chronić oczy przed silnym
afrykańskim słońcem, musiał założyć ciemne okulary… Bla,
bla, bla – można bez końca! Można, bo wszystko widać, czytelne
jest i ładne takie, że jeszcze w ostatniej chwili mogę się
rozmyślić i nie zapakować daru dla Franka do plecaka. Przekona
mnie chyba tylko to Majko-Frankowe wspólne czytanie, żebyśmy ja i
Bratowa mogły w spokoju buszować po półkach internetowych
księgarni…
[W przygotowaniu
kolejne dwie książeczki z serii!!!]
*trochę też te
obrazki nawiązują do dziecięcego rysowania – Dzieci mają bowiem
skłonność do graficznego personifikowania wszystkiego – stołu,
krzeseł, pieska, kotka, samolotu…
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...