189.NIE TYLKO O JEDZENIU
RUTU
MODAN
„UCZTA
U KRÓLOWEJ”
(TŁ.
ZUZANNA SOLAKIEWICZ)
KULTURA
GNIEWU, WARSZAWA 2014
ILUSTROWAŁA
RUTU MODAN
WYDANE
W SERII KRÓTKIE GATKI
Nie garb się! Nie
mlaskaj! Nie mów z pełnymi ustami! Nie bujaj się na krześle! Nie
baw się jedzeniem! Nie karm psa! Nie mlaskaj! Nie siorb! Nie, nie,
nie… Dzieci, zasiadające do obiadu (albo idące na spacer, albo
bawiące się, albo kapiące się, albo po prostu siedzące na
kanapie…) obwarowujemy tym „nie rób!” tak bardzo, że czasem
nie widać zza niego samego Dziecka. Czasem dlatego, że chcemy, żeby
na tym „nie!” oparło się jak na wielkiej poduszce i nie zrobiło
sobie krzywdy. Ale czasem dlatego, że „tak nie wypada”, bo „co
ludzie powiedzą”, bo „powinno się”, bo „w dobrym tonie
jest”… Sami ograniczani od dziecka nakazami i zakazami, które
miały uczyć nas zasad dobrego wychowania, weszliśmy w rolę i
teraz powtarzamy mechanicznie to, co zostało nam wszczepione razem z
dorastaniem. A przecież niejeden dorosły, gdy był dzieckiem,
powtarzał sobie, że jak będzie duży, to codziennie będzie robił
bańki w szklance z sokiem jabłkowym, że będzie jadł w łóżku i
kruszył tam maleńkimi drobinkami ciastek i że właśnie będzie
opowiadał coś z pełnymi ustami, jeśli historia będzie tego warta
i zupełnie nie będzie można wytrzymać jeszcze trzech sekund z jej
opowiedzeniem.
W dziecięcym
słowniku brak jest pojęcia „dobre wychowanie” i rodzice muszą
mozolnie nadbudowywać do niego znaczenia.
Nina też nie jest
do końca pogodzona z ideą dobrych manier. Owszem, wie, że nie
wolno siorbać zupy, że nie wolno mlaskać i że krzesło to w
żadnym wypadku nie huśtawka, ale zapomina się i pewnie co wieczór
słyszy to samo:
Skoro, jak mniemam,
historia powtarza się co wieczór, tata już nie ma argumentów na
obronę manier. W końcu sięga po ten ostateczny, najważniejszy,
ucieka się do autorytetu Jej Królewskiej Mości – „A co by
było, gdybyś była zaproszona na ucztę do królowej?*”. No
właśnie…
Oczywiście wiadomo,
co dzieje się w chwilę potem – trąby, czerwony dywan, majestat i
goniec odczytujący ze zrolowanej kartki papieru zaproszenie – dla
Niny, do królowej, na kolację...
Maja tylko przez
chwilę czuje lekki niepokój – ale wie przecież doskonale, jak
się zachować, inwigilacja trwała już jakiś czas i te wszystkie
NIE! NIE! NIE! ma w tyle głowy, tuż obok alfabetu i tabliczki
mnożenia…
A na uczcie jest tak
strasznie, strasznie nudno… I jest milion sztućców, które nie
wiadomo do czego służą (który widelec jest do makaronu???) i
drugi milion szklanek i kieliszków, jest
czyli wszystko to, czego Nina
nie lubi… Nie ma za to makaronu z keczupem i trzeba go
specjalnie zamówić w kuchni… A wiadomo, że gdy na stole pojawia
się makaron z keczupem, uczta u królowej nie będzie taka jak
zawsze… Szczególnie, jeśli jedna mała dziewczynka pokaże
wszystkim co to znaczy cieszyć się jedzeniem, a nawet więcej –
cieszyć się życiem!
To dla mnie książka
o dwóch rzeczach – po pierwsze o tym, że ludzie w sztucznościach,
etykietach, klatkach z „nie wolno” i „nie wypada” czują się
źle – że ich to boli, swędzi, piecze, uwiera i że chętnie
zrzuciliby gorsety, tylko troszkę się obawiają co powiedzą inni.
I patrząc na to z boku, jak na ucztę u królowej z lotu ptaka,
można zauważyć, że jedna pani siedząca obok drugiej pani ma
ochotę po prostu się najeść do syta i nie zostawiać przepisowej
łyżki zupy na dnie talerza, jeśli jej smakuje, ale obawia się tej
drugiej pani. A ta druga myśli dokładnie to samo, tylko obawia się
tej pierwszej. I tak sobie sztywno siedzą przy stole, przy życiu i
nigdy nie są w pełni zadowolone.
To też książka o
tym jak Dzieci potrafią odrzucić tę sztuczność, nadętość i
bufonowatość. Jak potrafią wziąć sprawy w swoje ręce i
pokierować światem tak, że stanie się piękny i że będzie
pełniejszy. Wystarczy, choć od czasu do czasu, ich posłuchać –
brawa dla królowej, że nadstawiła ucha i USŁYSZAŁA co mówi
Nina.
Owszem, warto
przestrzegać jakichś reguł i zasad, warto wpajać Dzieciom
„dziękuję”, „przepraszam” itp. – nie warto jednak robić
tego za wszelką cenę, w każdej sytuacji i o każdej porze roku.
Czasem trzeba odpuścić, wybrudzić sobie ręce rozgniecionymi
truskawkami, dać czekoladzie rozpuścić się w kącikach ust i
cieszyć się, że makaron z keczupem to najlepsze żarełko na
świecie**!
[Ostatnia niedziela
była piękna. Planowaliśmy to dzień wcześniej, podekscytowani
pomysłem i ciekawi, jak będzie się nim cieszyć Nasza córka.
Wielka niebieska torba, koc piknikowy w kratkę, jajka na twardo,
pomidor, ogórek, nawet posiekany drobno szczypior i ruszyliśmy na
Śniadanie nad Morzem. Cieszyła się bardzo, sok z pomidorów
ściekał jej po brodzie, nam przelewał się między palcami,
wcinała upiaszczone ogórki i w rozpuszczonej na słońcu
czekoladzie maczała palce. Bez konwenansów. Uczta u królowej.]
*pomysł na książkę Rutu Modan zaczerpnęła z życia – gdy upominała swoją córkę, która przy stole zachowywała się nie do końca zgodnie z regułami dobrego wychowania, sama sięgnęła po argument z wizytą u królowej. A co odpowiedziała córka? „tak się składa, że królowa jest moją bardzo dobrą przyjaciółką i powiedziała mi, że jem wręcz doskonale”. Szach mat!
**mi osobiście, w
kontekście jedzenia akurat (choć oczywiście w „Uczcie u
królowej” jedzenie jest tylko pretekstem), trochę luzu i swobody
dało BLW. I choć Majka posługuje się już widelcem (noża jeszcze
nie opanowała), to wciąż, gdy coś smakuje jej niesamowicie, w
ruch idą dłonie – żeby było szybciej, intensywniej, żeby
poczuć jedzenie także dotykiem, żeby uzmysłowić je jeszcze
bardziej.
PS DLACZEGO, ACH
DLACZEGO ANGLOJĘZYCZNA MAYA ZAMIENIŁA SIĘ W POLSKOJĘZYCZNĄ NINĘ?
dostałam odpowiedź: Nina jest w oryginale, to Amerykański wydawca zmienił jej imię.
dostałam odpowiedź: Nina jest w oryginale, to Amerykański wydawca zmienił jej imię.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...