188.DZIEŃ DZIECKA DOROSŁEGO
MICHAŁ RZECZNIK
„88/89”
WIDNOKRĄG, PIASECZNO
2014
ILUSTROWAŁ PRZEMYSŁAW
SURMA
Dawno, dawno temu, może
w roku 1988, a może w 89, znalazłam 20 tysięcy. Jako, że czasy to
zamierzchłe, 20 tysięcy było w jednym banknocie – kolor miał
brązowy i była na nim jakaś pani – jak się teraz okazuje –
Maria Skłodowska-Curie. Niosłam ten banknot jak skarb – bo w
istocie okazał się skarbem – ja i mój Brat poszliśmy do Pewexu,
przekroczyliśmy jego próg (do tej pory tylko przyklejaliśmy nosy
do szyby) i kupiliśmy pierwsze LEGO. Debatom, który zestaw wybrać,
nie było końca – to było co prawda moje 20 tysięcy, więc ja
miałam decydujący głos, ale było to pierwsze LEGO, więc ta
decyzja musiała być jednak wspólna – nie wyobrażałam sobie,
żeby mój Brat w tym nie uczestniczył. Dokładnie nie pamiętam,
ile czasu spędziliśmy w sklepie, dokładnie nie pamiętam, czy
ekspedientka była cierpliwa, czy nie, pamiętam tylko, że wyszliśmy
z zestawem, w którym było auto terenowe, kierowca w kowbojskim
kapeluszu, drugi w czapce z daszkiem i z kamerą – to można
powiedzieć była część dla mojego Brata, ja byłam zachwycona
jednym małym elementem – małpką!
Takie wspomnienie
pstryknęło we mnie przy lekturze komiksu Michała Rzecznika. Bo to
zbiorek takich błysków i olśnień historiami z jego dzieciństwa,
które wypadało „circa about” wtedy, gdy moje. Kilka zaledwie
obrazów – kupowanie bloku czekoladowego (najlepsza historia!!!!),
łowienie ryb z dziadkiem na nocnym jeziorze, ognisko z opowiadaniem
o duchach, nowa zabawka Rubika, którą bardzo by się chciało mieć,
spotkanie z cinkciarzem, kolejka pod sklepem, nawet nie wiadomo za
czym i ogromna płachta gazety, jakich już teraz się nie drukuje, a
za nimi rozpościera się świat cały!
To świat, który
doskonale rozumiem, obrazy z dzieciństwa podobne do moich, tak samo
brzmiące listy do Mikołaja, identyczne meblościanki, rowery
składaki, syntetyczne fartuszki szkolne w granatowym kolorze,
zbieranie butelek, które potem w cudowny sposób przemieniały się
w słodycze, słowo „dolar”, który był synonimem „sezamie
otwórz się!”. Może nie bawiłam się w Wałęsę i Bujaka, a w
milicjantów i złodziei, ale oglądałam w telewizji wybory do
późnych godzin nocnych, choć dawno powinnam spać. W powietrzu
jednak zbyt wielkie wirowały emocje, żeby zamykać oczy...
To niezupełnie jest
komiks dla dzieci dzieci. To raczej komiks dla dzieci dorosłych,
które będą go czytać z nostalgią, tak, jak z nostalgią jest
napisany. Będą się bowiem zderzać sprzeczne pokoleniowo
interpretacje – ci młodsi potraktują go jak S-F (niemożliwe, że
nie było czekolady! Wybory? Wielka nuda! Banany pod choinkę? Kto
chciałby banany pod choinkę?????), ci starsi jak pamiętnik.
We mnie ten komiks
wywołał dużo emocji, wiele myśli, obrazów. Pochylam się na
przykład nad moim wspomnieniem za 20 tysięcy ze Skłodowską, biorę
je w dłonie i jakaś dziwna łezka kręci się w oku – dziwne to
były czasy! Z jednej strony ciężkie, mroczne, bez kolorów, za to
z legendarnym octem na półkach, a z drugiej, przede wszystkim tej
dziecięcej, pełne wyobraźni, świeżego powietrza, ekscytacji tak
wieloma rzeczami – blokiem czekoladowym, zielonymi pomarańczami i
małpką z zestawu LEGO, która miała zaledwie 3 centymetry wzrostu.
Dziś zginęłaby w dziecięcym pokoju...
Przy czytaniu „88/89”
myślałam jak innym jesteśmy pokoleniem od tego dzisiejszego, jak
różni nas spojrzenie na świat, sposób zabawy – kto dziś będzie
się bawił w okrągły stół?, jak dzieci z roku 88/89 bardzo
chciałyby uchronić dzieci z 2014 przed nie-dostatkiem,
nie-dobrobytem, nie-posiadaniem i jak miotają się pomiędzy tym
nie-mieć i być szczęśliwym z wiatrem we włosach i w trampkach po
bracie, a wszystkim czego dusza zapragnie, coca-colą i kolekcją
zestawów LEGO, które są tuż tuż, tylko rękę wyciągnąć i
brać...
Marpil - i my mieliśmy ten zestaw Lego. A pamiętam go dlatego, że kiedyś na wakacjach, które spędzaliśmy pod namiotem, ta małpka nam się zgubiła gdzieś w trawie... Nie muszę nawet pisać, co to był za dramat. I jaka akcja poszukiwawcza - na szczęście zakończona sukcesem. Bez tej małpki mój brat nie wróciłby chyba do domu...
OdpowiedzUsuńJa jako dziecko miałam małego aniołka, wielkości 4 cm - nieustannie odbywały się jego poszukiwania! Raz, gdy szłam z babcią na imieniny do drugiej babci, zgubił się na amen, bo gdzieś po drodze. Okazało się, że tylko chciał sobie pofruwać - w drodze powrotnej go znalazłyśmy!
UsuńIle wspomnień przywołałaś! W 89 roku miałam 14 lat i tak dobrze pamiętam... dla moich dzieci to jakiś inny świat, bo to w sumie był inny świat, ale choć było smutno, szaro, ubożej - to ile się działo i jak się działo, i jak mimo wszystko było radośnie i pomysłowo!
OdpowiedzUsuńWłaśnie Maju - sedno, grunt i esencja to słowo, które przywołałaś POMYSŁOWO, dziś Dzieci mają zupełnie inny rodzaj wyobraźni...
UsuńJa co prawda znalazłem tylko kartki na cukier, ale też było fajnie :) Pamiętam za to jak w oczekiwaniu na szkolny osinobus (kto jeszcze pamięta?), kumpel znalazł pod warstwą zmarzniętego śniegu tysiaka z Kopernikiem. I to było coś. Niestety nie pamiętam na co ów banknot został przeznaczony :( Raczej nie na lego, bo na wiosce pewexów nie było :P
OdpowiedzUsuńMój Mąż, dzieckiem będąc, znalazł jakąś zawrotną kwotę też - i co? Kupił tacie piwo :-) Wiesz, jaki zawód był, gdy piwo okazało się zepsute??? Ale ten gest - dobry był z niego dzieciak :-)))
Usuń