464. KLOCKÓW JESZCZE ZOSTAŁO…
-
No ale czemu one są takie fajne? - pyta mnie Przyjaciółka.
Siedzimy
w kawiarni, pijemy kawę, nasze córki się bawią, a my plotkujemy
o… zabawkach.
-
Przecież to zwyczajne klocki! - kontynuuje. - No dobra, takie z
literkami, ale nadal zwyczajne…
Wsiadłam na swojego konika. Konika z klocków. Bo tak, owszem, takiego konika można sobie z tych klocków zbudować. Albo słonia. Albo co tam się chce. Mało tego, można go nawet podpisać. Bo w tym zestawie jest „ń”. I „ł” też jest. I te wszystkie inne literki, które podpierają się laskami, machają ogonami, te, którym coś wyrosło na głowie i te, na które pada deszcz i śnieg (no co poradzę, że takie właśnie mam skojarzenie z ż i ź...) - cały ten system, którym honorujemy przodków i ich mowę (tak, tak, wszystkie „dziwne” litery polszczyzny zawdzięczamy staro-cerkiewno-słowiańskiemu językowi…).
Wsiadłam na swojego konika. Konika z klocków. Bo tak, owszem, takiego konika można sobie z tych klocków zbudować. Albo słonia. Albo co tam się chce. Mało tego, można go nawet podpisać. Bo w tym zestawie jest „ń”. I „ł” też jest. I te wszystkie inne literki, które podpierają się laskami, machają ogonami, te, którym coś wyrosło na głowie i te, na które pada deszcz i śnieg (no co poradzę, że takie właśnie mam skojarzenie z ż i ź...) - cały ten system, którym honorujemy przodków i ich mowę (tak, tak, wszystkie „dziwne” litery polszczyzny zawdzięczamy staro-cerkiewno-słowiańskiemu językowi…).
Przechodziłam
w swoim życiu różne fazy. Najpierw chciałam uczyć Majkę czytać
wtedy, gdy jeszcze nie umiała chodzić. Ale potem zatrzymałam się
na chwilę i pomyślałam - „a co ona będzie robiła, jak inne
dzieci będą się uczyły czytać? a co, jeśli ktoś jej
zaproponuje inną metodę i sobie nie poradzi? a co, jeśli ja zrobię
coś źle?”. Dałam spokój. Do czasu, gdy sama zaczęła pytać o
litery. Rozróżniać. Drążyć. Składać. Literować. Litery ją
fascynują. I tego już nie mogę zatrzymać. Mogę tylko tę
fascynację pielęgnować. Na przykład podsuwając Likocki…
No
fakt, no niby zwykłe są… Drewniane klocki z literami. Nic
wielkiego. Ale… Ja jestem nimi oczarowana z kilku bardzo ważnych
powodów.
1.
to klocki z literami! Nie z atrapą liter, nie z czymś, co litery
jedynie udaje. To prawdziwe, wyraźne, porządne litery. Wszystko
czytelne i bez domysłów.
2.
to klocki niezniszczalne. Nie bawimy się nimi co prawda kilka lat i
nie próbowałyśmy jeździć po nich autem, ale upadły nam parę…
naście… dziesiąt… razy i nic. Istnieją nadal w swoim bycie
nienaruszone! Lubię solidne zabawki. Nie cierpię, gdy coś mi się
rozlatuje w rękach! I płaczu Dziecka, gdy to coś się rozpadło...
3.
są polskie, nasze rodzime, zza ściany! A to taki mój patriotyzm –
jeśli mogę, to wspieram „naszych”. Nie będę pisać o
gospodarce, o tym, że to wraca, nie będę też udawać, że się na
tym znam, ale napiszę tak zwyczajnie – ktoś mieszka w tej samej
strefie czasowej i mówi tym samym językiem, jest moim sąsiadem,
zrobił coś fajnego, mądrego, ładnego – więc chcę kupić to,
zamiast wersji bez „ą” i „ę”…
4.
mogą być personalizowane! Serio! Można, tak, jak my, napisać, że
się lubi wilki i będzie pudełko z wilkami! A do tego miły Pan,
obsługujący sklep, dopyta, doprecyzuje i zrobi wszystko, żeby był
efekt „będzie pani zadowolona”. Profesjonalne podejście do
klienta!
5.
i wreszcie – last but not least - są tworzone przez ludzi z pasją!
Takich zapaleńców, co mieli pomysł i zrobili wiele, by go
zrealizować. Więc oddam im teraz głos, żeby przekonali Was do
tych klocków – zrobią to najlepiej!
Co
oznacza nazwa LIKOCKI? Skąd się wzięła?
Likocki
to połączenie słów Literki i Klocki. Ale Liklocki brzmiało
słabo, więc usunęliśmy 'L' i powstało "LIKOCKI"
Skąd
pomysł na klocki z literkami?
Klocki
z literkami to nasz pierwszy produkt, ale planujemy znacząco
poszerzyć ofertę. Już się pojawiły puzzle, a niedługo będzie
więcej. Jednakowoż klocki z literkami pozostaną naszym flagowym
produktem. Mamy do nich osobisty sentyment. Pomysł właściwie
przyszedł od kolegi. To on zaczął tę Likockową przygodę. Razem
z nim zauważyliśmy, że dostępne na polskim rynku zabawki z
literkami są bardzo ubogie* - nie można układać z nich wielu
wyrazów a zatem nie można dziecka uczyć na nich czytać. A co
najważniejsze większość z tych zabawek nie zawiera polskich
literek (produkowane za granicą, zawierają tylko łaciński
alfabet). Zależało nam, żeby to zmienić.
Jaką
macie misję?
Likocki
to efekt połączenia kilku bardzo ważnych dla nas idei.
-prawidłowy
rozwój dzieci - zabawki, które służą nie tylko zabawie, ale
również edukacji i rozwojowi kreatywności są najcenniejsze, a
często przegrywają ze świecąco-grającymi tandetnymi bublami.
-troska
o przyrodę i wynikająca z niej dezaprobata dla wszechobecnego
plastiku. Musimy uczyć kolejne pokolenia, jak ważna jest ochrona
środowiska.
-rozwój
polskiej gospodarki i promowanie polskich produktów. Chcemy pokazać,
że polskie jest dobre!
A
dlaczego
nasze zabawki nie są pstrokate i rozkrzyczane? Bo szanujemy dzieci.
Wierzymy w ich wyobraźnię, która dodaje kolorów i zamienia
najprostsze przedmioty w magiczne amulety. Dorośli tak nie potrafią,
dla nich słoń musi wyglądać jak słoń, ruszać się jak słoń i
trąbić jak słoń – a i tak nie będą przekonani, że jest
prawdziwy. Dla dziecka słoniem może być tekturowe pudło. Dlatego
unikamy jarmarcznych kolorów i głupawych obrazków. Wolimy prostą
formę i nieskomplikowany, choć przemyślany projekt. Wystrzegamy
się lśniących pudełek i opakowań, które cieszą oczy i nadają
się tylko do wyrzucenia.
Jaki
był najdziwniejszy test, któremu poddaliście LIKOCKI?
hmm...
Rzucaliśmy nimi o podłogę, zgniataliśmy prasą 12 tonową,
przejeżdżaliśmy samochodem po nich, opalaliśmy palnikiem (nie
wiem po co:)), wrzucaliśmy je do betoniarki wypełnionej żwirem i
kamyczkami i tak kręciliśmy nimi przez pół godziny.
Wymień
trzy słowa, które najbardziej pasują do waszych klocków.
Klasyczne,
ponadczasowe, niepowtarzalne
A
ja dodam jeszcze, że są dość drogie – nie będę oszukiwać.
Producenci też tego nie robią i tłumaczą na swojej stronie
dlaczego Likocki nie mogą kosztować kilku złotych. Bo są trwałe,
bo są polskie (a nie na przykład z Bangladeszu), bo są ręcznie
robione, bo są autorskimi projektami, bo są… dużymi, grubymi
kawałkami drewna! I raczej ciężko je połknąć (Likocki, czy taki
test przeprowadziliście?). Więc można je dać maluchowi.
Najmniejszemu maluchowi. A co! Niech sobie obraca w palcach, ślini,
dziąsła sobie nimi masuje (można, bezpieczne są dla „organów
leptycznych”) a przy okazji oswaja się z wielkimi, złymi
literami, którymi będzie się posługiwał do końca swoich dni ;-)
I
ja to kupuję! Warto wydać każdą złotówkę, którą sobie za
Likocki zażyczą. (Poza tym niedługo będzie chodził Mikołaj…).
No
i wisienka na torciku (drewnianym, z klocków oczywiście) – to nie
są klocki z przypadkowymi literami, umieszczonymi gdziekolwiek. To
są klocki, do zaprojektowania których powstał specjalny program
komputerowy, który wypluł najlepsze ustawienie liter na jak
najmniejszej ilości klocków. „Za
pomocą jednego pełnego kompletu (30 szt. kostek) Likocków możesz
ułożyć ponad 2
miliony 640 tysięcy polskich wyrazów!” Mi
na przykład przyszło do głowy: WSTRZĄSAJĄCYM BĘDĄC i
spokojnie, jeszcze klocków zostało!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...